Politycy Zjednoczonej Prawicy nie chcą oficjalnie mówić o wymianie Henryka Kowalczyka albo zaprzeczają takiemu pomysłowi. - Wniosek o odwołanie ministra Kowalczyka składa PSL. Namawiałbym wszystkich, aby w tej chwili poświęcić swoją energię na rozwiązanie problemu ze zbożem, a nie sprawą jakiejkolwiek dymisji. Premier ma przygotowany projekt pomocowy, żeby pomóc rolnikom. Mieszanie herbaty nie sprawi, że stanie się słodsza - uważa Robert Telus, szef sejmowej komisji rolnictwa z PiS. W opinii naszego rozmówcy Henryk Kowalczyk jest w trudnym położeniu, "bo taka jest sytuacja w rolnictwie". - Problem ze zbożem wiąże się z decyzją Unii Europejskiej o otwarciu granic ze wschodniej strony. To nie tylko dotyczy zboża, ale innych produktów jak kurczaki czy cukier. Komisja Europejska musi zdecydować, o co apeluje Janusz Wojciechowski, o zrewidowaniu tej decyzji. Potrzeba działania na już - twierdzi Telus. Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że pierwsze spekulacje dotyczące odwołania Henryka Kowalczyka można było usłyszeć dwa tygodnie temu. Kiedy Kowalczyk został obrzucony jajkami w Jasionce, sprawa stała się poważniejsza. Rzadko się zdarza, by potencjalni wyborcy potraktowali tak ministra, a nawet wicepremiera. Rysa na wizerunku pozostaje. Jak słyszymy, w pierwszych przymiarkach PiS Kowalczyka miał zastąpić Jan Krzysztof Ardanowski. Pojawił się jednak problem. Jeszcze pod koniec ubiegłego tygodnia w mediach ukazały się informacje o wątpliwościach wobec byłego ministra rolnictwa z rządu PiS. - W polityce nie ma przypadków, są tylko znaki - mówi nam jeden z rolników związanych ze Zjednoczoną Prawicą. Chodzi aferę Eskimosa sięgającą 2018 roku. Ówczesny minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski chciał błyskawicznie walczyć z klęską urodzaju - zapewnił, że państwo skupi od rolników pół miliona ton jabłek. Jego działania miały zahamować spadek cen owoców w skupie. Jabłka od rolników miała skupować krakowska spółka Eskimos, ale cała akcja spaliła na panewce. Eskimos nie udźwignął zadania, a dziś jest w restrukturyzacji. Jak podała ostatnio Wirtualna Polska, "siedem osób, w tym zarząd spółki Eskimos, która na polecenie byłego ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego dostała państwowe poręczenia na wielomilionowe kredyty, usłyszało w prokuraturze zarzuty wyłudzenia". Portal podaje, że w latach 2019-2021 spółka przyniosła 92,6 mln strat, a z raportu NIK wynika, że na koniec 2021 r. zalegała państwu ze spłatą 48,7 mln zł. Kowalczyk pod kreską Marek Sawicki, były minister rolnictwa z PSL: - Henryk Kowalczyk miał stracić stanowisko decyzją PiS, za niego miał przyjść Jan Krzysztof Ardanowski. Jednocześnie Zbigniew Ziobro prowadzi postępowanie w sprawie Bielmleku i Eskimosa. Nie wiadomo, czy nie będzie z tego większego smrodu - uważa polityk. - Jeśli minister sprawiedliwości nie dostanie tego, co chce, może ruszyć ze sprawą wyprowadzenia milionów złotych. Wiadomo, że decyzje podejmował Ardanowski. Dlatego trudno spodziewać się teraz nagłej zmiany w PiS - dodaje. Zbigniew Ziobro jest politykiem, który od zawsze utrzymywał dobre relacje z Beatą Szydło, więc wielu działaczy Zjednoczonej Prawicy nie widzi tu przypadku. Na korzyść wicepremiera ma również działać ostatni wniosek złożony przez ludowców. Władysław Kosiniak-Kamysz ogłosił w sobotę, że jego ugrupowanie będzie się ubiegać o wotum nieufności dla Kowalczyka. Dla polityków PiS to jasny sygnał, bo w koalicji od lat funkcjonuje jedna zasada: ani dziennikarze, ani politycy opozycji nie będą meblować rządu, który ułożył sobie Jarosław Kaczyński. - Wygląda to tak, jakby jakiś obrońca Henia namówił ludowców do tego wotum. Przecież wiadomo, jak to działa - śmieje się jeden z rozmówców Interii związanych ze Zjednoczoną Prawicą. PSL odpiera zarzuty: - Nikt nas nie namawiał, żeby składać wniosek o odwołanie Kowalczyka. Dawałem mu bardzo duże wotum zaufania jako wiceministrowi z czasów Andrzeja Leppera. Wierzyłem, że czegoś się nauczył - odpowiada Sawicki, kiedy pytamy go o wotum nieufności. - Ale skoro nie miał siły dobrać sobie wiceministrów, to nie da się tak funkcjonować w tym resorcie. Sam go o to pytałem. Ma sześciu, a żaden nie zna się na rolnictwie. A każda głupota urzędników jest akceptowana przez ministra - uważa ludowiec. Michał Kołodziejczak z AgroUnii wypowiada się dokładnie w tym samym tonie. - Mamy dziś siedmiu ludzi w resorcie rolnictwa. Jest Lech Kołakowski, który nic nie robi i wrócił do PiS, bo dali mu więcej zarobić. Mamy młodego Krzysztofa Cieciórę, który nie wie w ogóle, na czym polega rolnictwo, mimo że z gospodarstwa pochodzi. Mamy spad po rządzie Szydło, czyli Rafała Romanowskiego, który kompletnie nic nie zmienił. Mamy też kilkuhektarowca z Wielkopolski, czyli Ryszarda Bartosika. Ten nie rozumie, jak zbudowane jest rolnictwo. Jest jeszcze Janusz Kowalski, który nie zna się kompletnie na niczym - uważa Kołodziejczak. Lider AgroUnii również przekonywał nas, że PiS planuje zmienić ministra rolnictwa. Podobnie jak inni politycy, twierdzi, że Kowalczyka miał zastąpić właśnie Ardanowski. - Gdy zapytałem go o to wprost, spuścił wzrok i nie odpowiedział - opowiada Kołodziejczak. "Obajtek już skupuje słomę" Jak na razie wicepremier Kowalczyk odwołuje spotkania w terenie. Jedno z nich miało się odbyć w ostatni piątek w Strzelcach. Henrykowi Kowalczykowi miała towarzyszyć europoseł Anna Zalewska. I ona jest kojarzona ze środowiskiem byłej premier, Beaty Szydło. Jak przekazała Interii, spotkanie z ministrem rolnictwa zostało przełożone, żeby ten mógł lepiej przygotować się do rozmów z rolnikami. Jak pisaliśmy w ubiegłym tygodniu, spotkania mają się odbyć we wtorek lub środę przy tzw. okrągłym stole. - Rzeczywiście, jest gniew rolników i trzeba im pomóc - mówi nam Zalewska, która liczy, że do bezpośrednich spotkań wicepremier wróci już w kwietniu. Tylko czy do tego czasu minister Kowalczyk wciąż będzie ministrem? - dopytujemy europosłankę. - Wierzę głęboko, że tak. Jesteśmy w trudnym momencie, bo sytuacja zmienia się z tygodnia na tydzień. Włączają się też interesy, które chcą wykorzystać fakt, że dzięki europejskiej i polskiej decyzji wspieramy Ukraińców, że znieśliśmy cło i otworzyliśmy granice na zboże - odpowiada Anna Zalewska. Jeszcze w ubiegłym tygodniu Henryk Kowalczyk ogłosił, że zamierza eksportować ukraińskie zboże do Afryki Północnej. - Do tego rekompensaty, które musi zaakceptować Komisja Europejska. To coś, co trochę wyrównuje ceny. Nikt nie chce sprzedać taniej, niż kupił - w ostatni piątek mówił nam wicepremier. Rąbka tajemnicy uchyla też Zalewska. - Analiza już jest, a teraz jest to kwestia decyzji. W sprawę włączył się komisarz Janusz Wojciechowski, a do Polski trafią dodatkowe środki, ok. 30 mln euro. Premier Mateusz Morawiecki zadeklarował wsparcie o wartości 2 mld zł - opowiada była minister edukacji. - Prezes Orlenu Daniel Obajtek już skupuje słomę, są pomysły, by skupować również ziarno przemysłowe, produkty potrzebne do produkcji biopaliw. Według mnie te działania zostaną wdrożone. Rolnicy mają zająć się sianiem i zbieraniem, a nie martwieniem się o cenę zboża - dodaje. Co zmieni tzw. okrągły stół? Robert Telus przekonuje, że PiS chce się wyzbyć ukraińskiego zboża. Nie jest to jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać. - Przypomnę, że nie ściąga go (zboża - red.) do polski rząd, tylko firmy. Na Ukrainie zboże kosztuje poniżej 100 euro. Dlatego nie jest wywożone dalej, bo to się nie opłaca. U nas pszenica za tonę to ok. 1000 zł, a w Paryżu to 260 euro - wylicza szef sejmowej komisji rolnictwa. - Stąd nadmiar surowca. Dopłaty dla rolników nic nie załatwią. Trzeba podjąć decyzję o wsparciu dla transportu, żeby zboże z Polski wyjechało - precyzuje. Marek Sawicki nazywa deklaracje dotyczące eksportu ukraińskiego zboża z Polski "utopią". - Można opowiadać głupoty o Afryce, kiedy są możliwości przeładunkowe w portach. Dlatego rozmowy o przerzucaniu 10 czy 15 mln ton zboża to utopia - powiedział Interii były minister rolnictwa z PSL. - Nie jesteśmy w stanie wyeksportować własnych surowców. W 2021 r. wyeksportowaliśmy 4,5 mln ton zboża, a w 2022 r. tylko 3,8 mln ton zboża, czyli mniej niż rok wcześniej, kiedy nie było importu z Ukrainy - dorzuca. Jak mówi nam Sawicki, odnośnie do problemu ze zbożem opozycja alarmowała już w wakacje ubiegłego roku: - Mówiliśmy, że Ukraina wykończy polskie rolnictwo, jeśli nie wprowadzi się kaucji wwozowych na zboże i rzepak, minimum 1000 zł do tony. W tej chwili robią "okrągły stół", żeby szeroki elektorat PiS na wsi usłyszał o jakimś rozwiązaniu - twierdzi. - "Okrągły stół" nic nie zmieni, bo nikt ze środowiska rolniczego tam nie pójdzie. Nikt nie ufa Kowalczykowi - dodaje Kołodziejczak. I podaje trzy powody, dla których wieś wściekła się na Kowalczyka. - Mówił w grudniu, żebyśmy kupowali paliwo, bo po nowym roku VAT będzie wyższy. Co się stało? Ceny paliwa poszły w dół, a rolnicy kupili je drożej. Mówił w grudniu, żebyśmy kupowali nawozy, bo będą droższe. W styczniu i lutym nawóz potaniał, a rolnicy zostali z tym droższym, kupionym w grudniu. Mówił, żebyśmy nie sprzedawali pszenicy, bo po nowym roku będzie droższa. Co się stało? Potaniała o 40 proc. - wymienia lider AgroUnii. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że politycy PiS zaznajomieni z tematyką rolnictwa mają rozmawiać o dalszych rozwiązaniach w połowie przyszłego tygodnia, po przeprowadzeniu rozmów okrągłego stołu. Tymczasem, jak poinformował Kowalczyk na Twitterze, do polskich rolników trafi 600 mln zł z budżetu krajowego. "Komisja Europejska zatwierdziła nasz program wsparcia dla rolników poszkodowanych na rynku zbóż w kontekście rosyjskiej agresji na Ukrainę" - napisał wicepremier. Łukasz Szpyrka, Jakub Szczepański