Wielka woda na południu jest pierwszym poważnym szokiem zewnętrznym dla obecnego rządu. Kryzys pokazuje dość wyraźnie, jak rząd Tuska będzie na takie sytuacje reagował w przyszłości. Etap inicjujący to przeczekanie pierwszego szoku. W tym momencie do gry wysłani zostają - co najwyżej - zwiadowcy. Tak jak teraz ministry Hennig-Kloska czy Zielińska. One rozpoznają teren. Może i wybuchną na pierwszych minach. Zwolnić ich za bardzo nie można (jeszcze), bo to w końcu koalicjant, więc poleci jakiś rzecznik albo dyrektor niższego szczebla. Normalne. Gdy przewali się pierwsza fala wściekłości, do gry wchodzi premier Tusk. Jak zwykle w stylu "a co tu się do licha wyprawia? Już mi stawać do raportu raz, dwa, trzy!". Jeśli to nadal nie działa i jeżeli jakimś cudem ktoś jeszcze podnosi jakieś wątpliwości, wtedy nadchodzi etap trzeci tuskowego protokołu. Odpalana jest machina urabiania medialnego wpływu. To jest prawdziwie i realnie istniejąca MaBeTu, czyli Machina Bezpieczeństwa Tuskowego. Nazwę zapożyczam parafrazując profesora Zybertowicza, który mówił o "MaBeNie" - maszynie bezpieczeństwa narracyjnego, przy pomocy której poprzedni rząd próbował zwalczyć niekorzystne z polskim interesem narracje międzynarodowej polityki. Zybertowicz był po rzuceniu tego hasła zajadle krytykowany przez antyPiS-owski komentariat (och, jakież to było śmieszne..), a ich wściekły opór był najlepszym dowodem, że trafił w sedno. Bo "uśmiechnięci" od lat (zanim jeszcze byli "uśmiechniętymi") ze swojej MaBeNy korzystają. I biada każdemu, kto nie od nich, a chciałby też podobnych narzędzi używać. Takie łamanie monopolu jest przecież niedopuszczalne! Powódź w Polsce. Najnowsze informacje NA ŻYWO Powódź 2024. MaBeTu W obecnym układzie władzy Tusk dobrze wie, że ta jego MaBeTu jest wszystkim, co posiada. Gospodarka go nie specjalnie interesuje, do realnego wzrostu znaczenia Polski w unijnej grze nie aspiruje (przeciwnie, starczą mu pochwały i wsparcie unijnego establishmentu sypiące się przecież za to, że właśnie tego NIE robi), a wielkie projekty rozwojowe go wręcz nudzą (co pokazał x razy i pokaże jeszcze nie raz). Tusk chce polegać na tym, co umie najlepiej, czyli na tuskizmie. To znaczy na kontrolowaniu wydarzeń przy pomocy swojej przewagi informacyjnej oraz propagandowej. Dlatego założę się, że premier wszystkie klucze do MaBeTu ma zawsze pod poduszką i nigdy się z nimi nie rozstaje. Strzeże ich pewnie nawet bardziej niż prezydent USA przycisku atomowego. Jak to działa, widzimy właśnie teraz. Gdy nadchodzi bowiem wspomniany trzeci etap działania machiny propagandowej, to mamy jednoczesne spuszczenie ze smyczy armii antyPiSowskich harcowników. Oni mają rozpuszczać opowieść o tym, że wszystkiemu winny jest oczywiście PiS. Bo wiadomo: rozkradł, nie przygotował, zlikwidował. A jeśli to nie wystarczy, to zawsze można jeszcze powiedzieć, że "PiS-owskie złogi wciąż sabotują od środka". Przy okazji powodzi tego skryptu jeszcze nie grano, ale znamy go już choćby sprzed kilku miesięcy, gdy Tusk szukał winnych skandalicznych wydarzeń na naszej wschodniej granicy. Może i teraz się jeszcze pojawi, kto wie? Donald "Cudowny" Tusk i jego koalicjanci Równolegle z rytualnym antyPiS-izmem idzie oczywiście akcja peregrynacji obrazu Donalda Cudownego. Obnoszony jest On pomiędzy prywatnymi oraz publicznymi stacjami telewizyjnymi, które stanowią zwornik tuskowej machiny propagandowej. Jeśli ktoś zastanawiał się dlaczego minister Sienkiewicz łamał prawo, przejmując w grudniu w takim pośpiechu media publiczne, to odpowiadam, że właśnie po to, by grać na nich bezwstydnie "Ave Donald" w takich chwilach jak te teraz. Jeśli jacyś nadawcy się z tego kultu wyłamują (albo się wobec niego dystansują), to można z nich zawsze zrobić "pisiorów". Otwartych lub krypto. W ostateczności zostawić łaskawie (do czasu) przy życiu w charakterze nic nieznaczącego statysty. Masa krytyczna jest przecież i tak dawno przechylona we właściwym dla władzy kierunku. Wszystko to potem zostanie odpowiednio ostemplowane przez tzw. elity symboliczne. Tusk wziął je już dawno w jasyr, specjalnie się nawet do nich nie zalecając. Wychodzi (i słusznie) z założenia, że będą rezonować, bo i tak nie mają do kogo uciec. Przecież nie pójdą ani do wielkiego szatana Kaczyńskiego ani do wiceszatanów z Konfederacji. A koalicjanci już wszak dawno roztopieni w magmie tuskizmu. I nawet uśmiechnięci wiedzą, że nie mają oni w tym układzie żadnej politycznej sprawczości. I żadnych większych szans (no może z wyjątkiem PSL-u Kosiniaka) na przetrwanie poza koalicją. Czy to koniec? O nie, to dopiero początek! Jeśli więc zastanawiacie się, jak będą wyglądały kolejne kryzysy - związane z podwyżkami cen energii, wzrostem bezrobocia albo niezadowoleniem z powodu napływu migrantów - to nie musicie się już nawet zastanawiać. Cały skrypt macie rozrysowany powyżej. Zakład, że tak właśnie będzie? Rafał Woś ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!