"Proszę nie wetować pomocy Ukraińcom". Zaremba do prezydenta Nawrockiego
Nie uważam, aby rolą dziennikarza było apelowanie do polityków. W tym przypadku jednak wyjątkowo apeluję do prezydenta Karola Nawrockiego: niech pan podpisze ustawę o pomocy Ukrainie. To nasz interes.

Los ustawy o pomocy Ukrainie pozostaje wciąż nierozstrzygnięty. Jej pierwsza wersja została zawetowana przez prezydenta Karola Nawrockiego. Domagał się on przede wszystkim odebrania mieszkającym w Polsce a niepracującym ukraińskim uchodźcom prawa do korzystania z 800 plus i z darmowej opieki medycznej.
Wszystko zależy od prezydenta
Przy okazji zaproponował jednak kilka własnych rozwiązań: zakaz propagowania i obrony "banderyzmu" wraz z jego symbolami, a także już trochę obok tematu: zaostrzenie kar za nielegalne przekraczanie granicy i wydłużenie okresu potrzebnego do uzyskania polskiego obywatelstwa (z 3 do 10 lat).
Ponieważ w ustawie zapisano przedłużenie prawa pobytu uchodźców na czas po pierwszym października tego roku, koalicja rządząca była zmuszona do szybkich prac nad jej nową wersją. W ich efekcie uzależniono prawo do dodatku 800 plus od aktywności zawodowej uchodźców. Ograniczono też niepracującym Ukraińcom dostęp do świadczeń medycznych, choć nie w takim stopniu, jak proponował prezydent.
Nie przyjęto za to - głosami koalicji - innych jego pomysłów, w tym uderzenia w "banderyzm". W efekcie kluby PiS i Konfederacji głosowały przeciw projektowi. Politycy prawicy zaczęli apelować do głowy państwa o ponowne weto. Gdyby skorzystał z tego prawa, jego sprzeciwu nie można by obalić. Takie są prawa arytmetyki (227 głosów za ustawą, 194 przeciw - większość dwóch trzecich jest nie do uzbierania).
Los ukraińskich uchodźców zależy tym samym od niego. Wprawdzie prawnicy twierdzą, że da się im przedłużyć prawo pobytu na podstawie decyzji Unii Europejskiej. Ale nie jest to jasne. Można się spodziewać co najmniej biurokratycznych komplikacji utrudniających życie tym ludziom, w większości kobietom i dzieciom. Mam zresztą wrażenie, że są jeszcze groźniejsze, bardziej długofalowe następstwa takiego obrotu sprawy.
Nie uważam, aby rolą dziennikarza było apelowanie do polityków. W tym przypadku jednak wyjątkowo zamarkuję apel, który skierowałbym pod adresem prezydenta, gdybym miał okazję rozmowy z nim. Formułuję go niejako ponad podziałami. Niektóre z opinii i posunięć Karola Nawrockiego podobają mi się. Inne nie budzą mojego sprzeciwu. Ale akurat powtórzenie tego weta uważałbym i za błąd, i - w sensie metaforycznym naturalnie - za zbrodnię, parafrazując sławne słowa byłego biskupa Talleyranda.
Proszę pana prezydenta o podpis
"Panie prezydencie, nie byłem entuzjastą pańskiego pierwszego weta. Uważałem, że nawet jeśli mieliśmy do czynienia z przypadkami wykorzystywania polskiej hojności przez jakieś grupy Ukraińców, było to mniej szkodliwe niż ryzyko choćby pojedynczej krzywdy kogoś pozbawionego ojczyzny w następstwie okrutnej wojny.
Mój niepokój był tym większy, że to weto nałożyło się na narastające antyukraińskie emocje wśród Polaków. Nie twierdzę, że strona ukraińska jest tu bez grzechu. Ale wielkoduszność jest w tym wyjątkowym przypadku czymś etycznie głęboko uzasadnionym, na pewno lepszym niż podsycanie uprzedzeń wobec ofiar. A na dokładkę my i Ukraińcy mamy naprawdę wspólny polityczny interes. Rozumiem zmęczenie wojną, ale on przecież nie zniknął. Mam tylko wrażenie, że poczucie tego interesu jest po polskiej stronie coraz słabsze.
Pan prezydent spróbował wprowadzić rozróżnienie. Chodzi tylko o korektę ograniczającą przypadki życia na polski koszt, ale cała reszta, gotowość do wspierania walczących Ukraińców, jest nadal aktualna. Wierzę nawet, że pan w to wierzy. Czy tak jest jednak w istocie?
Wyraźnym testem okazała się tu zwłaszcza historia inwazji na Polskę rosyjskich dronów. Badacze zawartości internetu odkryli szczególnie liczną grupę jego użytkowników obwiniających za nią Ukrainę - 38 proc. Działo się tak pomimo względnej jednomyślności klasy politycznej w tej jednej sprawie. Pan prezydent ogłosił na początku Rady Bezpieczeństwa Narodowego, że takie obwinianie to kłamstwo, powtarzanie rosyjskiej propagandy.
Z jakichś powodów to powtarzanie staje się jednak atrakcyjne, można powiedzieć wręcz modne. Nie jesteśmy w stanie wiele poradzić na masowe wpisy rosyjskich trolli, na produkty botów. Ale zauważam, jako ktoś pracujący na social mediach, niepokojące zjawisko. Wielu zwykłych, przyzwoitych, do niedawna popierających pomoc Ukrainie obywateli o konserwatywnych poglądach zawiesza te produkty botów u siebie. Nagle zaczyna im wierzyć.
Jeżeli tak, to skuteczność wezwań do pomagania Ukrainie jako zagrożonemu państwu będzie się zmniejszała. Z niepokojem myślę, jak będzie ta gotowość wyglądała, jeśli za nieco ponad dwa lata jakaś prawicowa koalicja obejmie władzę. Przy okazji dyskusji o pierwszej pomocowej ustawy jeden z potencjalnych liderów tej koalicji Sławomir Mentzen oburzył się finansowaniem przez Polskę satelitarnego internetu dla ukraińskiego wojska. Pieniądze polskich podatników powinny służyć tylko Polakom, orzekł.
To stanowisko spotkało się z przytakiwaniami także ze strony niektórych polityków PiS, partii która pana wystawiła w wyborach. Coraz bardziej opłaca się po tej stronie wypowiadać o państwie ukraińskim z pogardą, a o Ukraińcach mieszkających w Polsce jako o uciążliwych pasożytach. Choć przecież większość z nich pomnaża polski dochód narodowy.
Mamy do czynienia ze zjawiskami szokującymi. Trudno dziwić się ekscesom każdego blogera. Ale jeśli redaktor naczelny wpływowego prawicowego tytułu, Paweł Lisicki z 'Do Rzeczy' roztrząsa z Wojciechem Cejrowskim w internetowej audycji spiskową teorię dotyczącą wykorzystywania ukraińskich sierot w domniemanych amerykańskich laboratoriach zajmujących się bronią biologiczną na terenie tego kraju, to doszliśmy do progu szaleństwa. Przy czym Cejrowski właśnie tym tłumaczy masowe uprowadzanie ukraińskich dzieci przez ludzi Putina. To jest usprawiedliwianie zbrodni. Dodajmy, że redaktor Lisicki otwarcie wspiera rosyjską narrację dotyczącą owych nieszczęsnych 19 dronów spadających na polską ziemię. Ma to być prowokacja Ukrainy i być może polskiego rządu.
Doskonale obaj wiemy, że Putinowi nie chodzi tylko o zdobycze terytorialne. Jedynym interesującym go końcem wojny jest uzależnienie Ukrainy, kompletne skasowanie jej suwerenności. Gdyby mu się to udało osiągnąć, otworzy się dla niego pole dla podważania ładu stworzonego po rozpadzie ZSRS, także w stosunku do krajów Europy Środkowej, które były kiedyś sowieckimi protektoratami w ramach Układu Warszawskiego. Nie musi to przyjmować koniecznie postaci zbrojnej agresji. Ale presji, wykorzystywania rozmaitych prowokacji osłabiających morale polskiego społeczeństwa - z pewnością tak.
Dlatego ja nie widzę alternatywnego kierunku dla wspierania Ukrainy. Za to widzę coraz większą sprzeczność między tą oczywistością a nastrojami podejrzliwości, niechęci lub nawet nienawiści wobec narodu ukraińskiego. Niech Polska na ile może naciska Kijów w kwestiach rewindykacji historycznych. Ale blokowanie ustawy o pomocy Ukrainie będzie miało znaczenie zarówno konkretne, materialne, jak i symboliczne. Proszę, skoro spełniono w parlamencie część pana żądań zapowiadanych w kampanii, niech pan ją podpisze".
Piotr Zaremba













