Politycy i komentatorzy reprezentujący polską prawicę bronili przez ostatni tydzień lub relatywizowali kolejne deklaracje Donalda Trumpa, który w tym samym czasie zaatakował Nikki Haley, swoją konkurentkę (trochę skazaną na klęskę) w walce o prezydencką nominację republikanów, szydząc sobie na oczach rżącego z tych dowcipów tłumu, że nawet jej mąż jakoś nie ma ochoty pokazywać się u jej boku, "nie opiekuje się nią", "nie ma go przy niej". Mąż Nikki Haley, Michael, jako oficer Gwardii Narodowej Karoliny Południowej, najpierw bronił interesów Ameryki i całego liberalnego Zachodu w Afganistanie, stacjonując w prowincji Helmand (wielu polskich żołnierzy wie, co to znaczy). Dziś pomaga bronić się przed islamistami ostatnim nieupadłym jeszcze afrykańskim państwom. Mąż Nikki Haley jest jednym ostatnich współczesnych rzymskich legionistów broniących swego imperium, podczas gdy Trump jest krzyżówką "prawicowego" Kaliguli z "lewicowym" Heliogabalem (cesarzem z epoki upadku Rzymu, który co parę tygodni ogłaszał kolejne zmiany płci własnej i własnego dworu, a wątpiących w taką przemianę mordował). Heliogabal skupiał się na tych swoich radykalnych działaniach emancypacyjnych w momencie, kiedy jego imperium mocno się już sypało, a na jego granicach coraz śmielej poczynali sobie "barbarzyńscy" (faktycznie niedysponujący żadną lepszą ofertą w dziedzinie cywilizacji czy prawa) konkurenci Rzymu do władzy nad ówczesnym światem. "Zachwyt" nad kontrowersyjnym Trumpem Donald Trump, w momencie, kiedy jego żona była w zaawansowanej ciąży i nie mogła "zapewnić mu seksualnych usług", kupował sobie te usługi u najbardziej znanej amerykańskiej gwiazdy filmów dla dorosłych. Później, kiedy ta gwiazda go zaszantażowała, próbował ją spłacić z pieniędzy przeznaczonych na kampanię wyborczą. Takiego oto człowieka uważa za swoją nadzieję fundamentalistyczna "prawica chrześcijańska" na całym świecie. Takim oto człowiekiem zachwycają się Duda i Szydło, takiego oto człowieka broni Mastalerek (którego oceniałem wyżej, choć oczywiście doskonale rozumiem, że on musi udawać głupszego niż jest, wiedząc, że jego elektorat, jego prawica, wpada w Polsce powoli w ręce ludzi najgłupszych lub najbardziej cynicznych). W tym, co powiedział Trump, jest oczywiście jedna, głośno krzycząca prawda. Wiele krajów UE nie realizuje NATO-wskiego celu 2 proc. budżetowych wydatków na obronność, a rosyjska agresja na Ukrainę (a także inne polityczne i militarne wyzwania globalizacji) zaskoczyła je całkowicie. Nie chodzi tu zresztą wyłącznie o Unię. Skandalem było niewypłynięcie ani na manewry natowskie, ani na Morze Czerwone, żadnego z dwóch brytyjskich lotniskowców, na których utrzymanie "dumne imperium brytyjskie po brexicie" nie ma już po prostu pieniędzy. Parę lat temu na Wyspach wybuchła podobna panika, kiedy okazało się, że z portu nie jest w stanie wypłynąć żadna z paru łodzi podwodnych, będących głównym narzędziem brytyjskiego "odstraszania nuklearnego". Jednak Trump swoimi deklaracjami nie "pomaga" NATO, ale NATO osłabia. Europa wysupłuje w tej chwili miliardy euro na zakup amunicji dla ukraińskich żołnierzy. Trump zablokował amerykańską pomoc dla Ukrainy skutecznie. I to nawet po tym, jak Biden poszedł na wszelkie żądane przez republikanów ustępstwa w kwestii zwiększenia finansowania ochrony amerykańskiej granicy z Meksykiem (oczywiście będąc z tego powodu uznany za "zdrajcę" przez Sandersa, Ocasio-Cortez oraz całe legiony amerykański aktywistów i aktywistek). Trump nie "pomaga" Unii, ale Unię niszczy. W czasie jego pierwszej kadencji sprowadzeni przez niego do Europy "dyplomaci" z szeregów amerykańskiego alt-rightu, np. ówczesny ambasador USA w Berlinie, pomagali budować antyunijną prawicową międzynarodówkę. Używając do tego celu ugrupowań jawnie wspieranych przez Putina, począwszy od AfD, poprzez Vox, skończywszy na partii Salviniego. "Trump nie jest Reaganem, a Biden nie jest Sandersem" Pochwały polskiej prawicy pod adresem Trumpa nie przerażają mnie jako "wroga prawicy" czy "znanego lewaka". One mnie martwią jako objaw głupoty, fanatyzmu lub krótkowzrocznego cynizmu, bo polska prawica jest jedną z najważniejszych sił, które państwem polskim rządzą lub mają na polską politykę bardzo realny wpływ. Mądrość takiej formacji byłaby dla Polski zbawieniem, jej toksyczność jest realnym zagrożeniem dla polskiego państwa. Żeby być jeszcze bardziej precyzyjnym. Mając do wyboru Reagana, Busha (szczególnie Busha seniora), św. pamięci Johna McCaina, nawet Romneya lub Rubio, a po drugiej stronie Sandersa czy Ocasio-Cortez (typowych amerykańskich lewicowców nienawidzących własnego państwa, uważających liberalny Zachód za "ostatnią kolonialną potęgę, którą należy zniszczyć", a szczerą sympatię czując do Nikaragui i Kuby), bez wahania poparłbym Reagana, Busha, McCaina, Romneya czy Rubio. Ale Trump nie jest Reaganem, a Biden nie jest Sandersem. Jeden niszczy Zachód, drugi Zachodu wciąż próbuje bronić. Mając do wyboru Thatcher albo Majora i Jeremy'ego Corbyna (nienawidzącego Zachodu, zachwycającego się Putinem i Hamasem) głosowałbym bez chwili wahania na Thatcher albo Majora. Ale z drugiej strony, mając do wyboru Blaira, Browna czy Keira Starmera, a po drugiej Borysa Johnsona, który z powodu osobistych ambicji i osobistego zepsucia stał się ojcem brexitu, głosowałbym bez chwili wahania na Blaira, Browna i Keira Starmera. Zachód w wielu aspektach przypomina dziś Rzym Kaliguli i Heliogabala. Pogrążony w kulturowych wojnach; wydrążony przerośniętym, a jednocześnie coraz bardziej nieefektywnym "socjalem"; nie zawsze zdolny do obrony czy wręcz zrozumienia potrzeby istnienia własnych granic. Jednak akurat Trump nie jest szansą współczesnego chwiejącego się Imperium Rzymskiego. On jest klasyczną patologią współczesnego Rzymu. Człowiek, który odziedziczył majątek, a nie sam go zdobył. Człowiek, który okazuje wszystkie objawy degeneracji wiążącej się z odziedziczonym bogactwem. Człowiek bezgranicznie ambitny, a jednocześnie niebywale głupi. Ten człowiek jest nadzieją globalnej "moralnej większości". W tym człowieku prezydent Andrzej Duda widzi kogoś, kto "zawsze dotrzymuje obietnic", więc dotrzyma też obietnicy zakończenia w ciągu tygodnia wojny na Ukrainie. Upadek Ukrainy może spowodować rosyjską lawinę Owszem, Trump zakończy tę wojnę, ogłaszając definitywny koniec amerykańskiej pomocy dla Ukrainy (tak jak już dziś tę pomoc zablokował skutecznie). On zakończy tę wojnę, proponując oddanie przez Ukrainę jednej trzeciej swego terytorium Rosji. To spowoduje upadek każdego rządu w Kijowie, który na takie porozumienie będzie musiał się zgodzić pod naciskiem Trumpa. Na ulice ukraińskiej stolicy wyjdą wówczas "patrioci" i nacjonaliści, mało subtelnie prowokowani do tego przez rosyjskie trolle i agentów wpływu. Państwo ukraińskie zostanie zniszczone, a po jego reszki zgłosi się Putin, resztkami Zakarpacia spłacając Orbana. Ale to nie będzie koniec. Armia rosyjska i rosyjscy agenci wpływu staną wówczas na granicach Polski i krajów bałtyckich, a także ożywią się w centrum i na zachodzie Europy. Mając w Ameryce Trumpa już nie przeciwnika, który przez kilkadziesiąt lat bronił Europy przed rosyjską ekspansją, ale sojusznika, który przez pierwsze cztery lata swej prezydentury traktował Europę jako geopolitycznego wroga, którego należy zniszczyć, choćby i pod rękę z Putinem. Są oczywiście ludzie, którzy potrafią załatwiać swoje ekonomiczne lub ideologiczne interesy w każdych warunkach. Także w Europie Putina i Trumpa wielu Polaków i wielu Europejczyków będzie bez żadnego problemu załatwiać swoje interesy i realizować swoje ambicje. Pojawią się polscy nacjonaliści widzący w "konserwatywnej i chrześcijańskiej Moskwie" jedyne oparcie (już tu są, tyle że z marginesów przewędrują do politycznego centrum). Jednak cały geopolityczny projekt Zachodu upadnie, co będzie cieszyć Cejrowskiego, Ziemkiewicza, Brauna, ale dla polskiej państwowości i suwerenności będzie to oznaczać koniec. Polska nie ma żadnego wyboru. Zginie wraz z Zachodem albo wraz z Zachodem przetrwa. Zginie wraz z NATO i Unią, albo wraz z NATO i Unią przeżyje. Idea, że polskie państwo (nie mówię o jego zdobnej w chorągiewki fasadzie) samodzielnie zachowa suwerenność wobec nowych toksycznych sił globalizacji - Chin, Rosji, fundamentalizmów religijnych (począwszy od islamskiego), największych globalnych korporacji, które małe i średnie państwa narodowe zjadają sobie na lobbystyczne śniadanko - jest ideą, w którą mogą wierzyć wyłącznie idioci. Choć oczywiście roztaczają przed Polakami tę ideę także ludzie, którzy idiotami nie są, gdyż głupota dyskwalifikowałaby ich w naprawdę wykonywanych przez nich zawodach: lobbystów, agentów. Cezary Michalski