Około 9 milionów rodaków deklaruje spędzenie urlopu poza granicami naszego kraju. Z danych Polskiej Izby Turystyki wynika, że w 2022 r. najczęściej wybieranymi przez Polaków kierunkami były Turcja, Grecja, Bułgaria i Egipt. W tym roku jest to Chorwacja (18 proc. wyjazdów), Grecja (14 proc.), Hiszpania (12 proc.), Włochy (11 proc.) i Turcja (9 proc.). W dalszej kolejności Bułgaria, Wielka Brytania, Niemcy, Albania i Cypr. Co ciekawe, Polacy nie zawsze wybierają najtańsze państwa. Przykład? Chorwacja jest o 14 proc. tańsza od średniej unijnej, ale już o 5,4 proc. droższa od Polski. Ceny w Grecji są podobne do tych chorwackich, a jednocześnie o 12 proc. niższe od średniej UE i o 7,9 proc. wyższe od cen w Polsce. Najmniejszą różnicę w cenach można odczuć w Hiszpanii. W restauracjach i hotelach jest tam o 17,3 proc. taniej niż średnio w Unii i tylko 1,4 proc. drożej niż w Polsce - wynika z badania przeprowadzonego w czerwcu przez Mondial Assistance, które przywołał portal Business Insider Polska. Polska czy Grecja? "Nie miałem żadnych wątpliwości" - Nie miałem żadnych wątpliwości, że wybiorę Grecję - mówi Interii Michał, który na wakacje wybiera się w sierpniu. To znany mu kierunek. Tym razem padło na Chalkidiki. - Polując na lot kilka miesięcy wcześniej i będąc w miarę elastycznym urlopowo - wiem, że nie każdy ma taki komfort - wciąż można trafić na naprawdę porządne okazje. My akurat rezerwowaliśmy w maju. Zdążył zdrożeć, więc mogliśmy mieć jeszcze taniej. A i tak zapłaciliśmy po 200 zł za osobę w jedną stronę - opowiada. A nocleg? W przypadku wakacji Michała to koszt 1600 zł za siedem nocy na dwie osoby. Czyli po 800 zł na głowę. - Oczywiście trzeba pamiętać, że Grecja bogata nie jest. Trzy greckie gwiazdki to na pewno nie będzie to samo co trzy hiszpańskie gwiazdki. Raczej trzeba się nastawiać na skromne warunki, zwłaszcza łazienki mogą być przygodą dla kogoś, kto jest pierwszy raz w Grecji, ale dopóki wszystko działa i jest piękny widok, to nie widzę wielkich powodów do narzekań. Ale uczciwie - uśredniony standard apartamentów czy hoteli nad Bałtykiem jest pewnie nieco wyższy. - Rekompensuje to natomiast pogoda, która jest gwarantowana, piękne miejsca i pyszne, pyszne jedzenie - ocenia Michał. Z doświadczenia naszego rozmówcy wynika, że stołowanie się w greckich restauracjach nie przyprawia o ból głowy. - Za 10, może 12 euro można zjeść jak król. A dodajmy, że to są pyszności, ich oliwa, ich feta, oliwki, gyros... Jak widzę "paragony grozy" znad Bałtyku, to myślę, że porównania nie ma - ocenia. Polskie morze tak, ale poza sezonem Nad polskie morze co roku jeździ Bartosz. Tylko nie w sezonie. Dlaczego? - Wolę spokój nad Bałtykiem. Ukochaliśmy sobie z żoną Gdynię parę lat temu i sukcesywnie jeździmy tam między listopadem a marcem. Plaże puste, więcej jodu, a to zdrowe. Mniejszy problem z noclegiem. To nie są w pełni wakacje ale takie bardziej cztero-, pięciodniowe wyjazdy, więc zawsze wyjdzie taniej - wyjaśnia w rozmowie z Interią. Nocleg na pięć dni dla dwóch osób to w tym czasie 800-1000 zł, nawet ze śniadaniem. - Choć nie zawsze się na to decydujemy, bo mamy swoje ulubione miejsca, gdzie można zjeść śniadanie z kawą do 20-30 zł za osobę - zaznacza Bartosz. Za benzynę płaci około 300 zł. Za obiadokolacje dla dwóch osób około 100 zł każdego dnia. - Molo w Sopocie jest za darmo, a w sezonie trzeba za tę atrakcję zapłacić. Nie ma problemu z dojazdem na Hel - drogi są puste. Same plusy - dodaje. I zaznacza, że przed wakacjami w sezonie odstraszają go nie ceny, a prostu turyści. - Nie lubię tej całej kultury parawaningu. Sprzedawców kukurydzy i jagodzianek, którzy przekrzykują się jeden przez drugiego. Nad Bałtyk jadę odpocząć i się wyciszyć, na krócej. Napawać się wzburzonym morzem, korzystać z jodu. Godzinami spacerować po pustych plażach. Ostatnio nawet udało nam się załapać na opady śniegu. Pierwszy raz widziałem śnieg na plaży. Trójmiasto spowite mgłą i iskrzącym się śniegiem to prawdziwa bajka - opowiada. Chorwacja jak Polska. "Ceny takie same" Marta wraz z rodziną - mężem i dwójką dzieci - była w tym roku na wakacjach zarówno nad polskim morzem, jak i za granicą, w Chorwacji. - Byłam tam już po raz czwarty. Pogoda, cykady, krystaliczna woda - to to, co mnie tam ciągnie - mówi nam Marta. - Za nocleg w Chorwacji płaciliśmy w granicach 110 zł za osobę. Co do cen w restauracjach moim zdaniem są takie jak w Polsce. Natomiast porównywanie cen w sklepach nie ma najmniejszego sensu, ponieważ tam jeden produkt jest tańszy, drugi droższy. Dla przykładu - olej słonecznikowy u nas kosztuje około 10 zł, w Chorwacji 1,66 euro. Woda w butelkach jest droższa niż w Polsce - mówi Interii Marta. A paliwo? - Jechaliśmy przez Czechy, Austrię i Słowenię. Najdrożej jest w Czechach - wskazuje. Na południu Europy spędziła z rodziną dziewięć dni. Dementuje "paragony grozy". Obiad można zjeść za 30 zł Przed tą podróżą rodzina Marty wybrała się też nad polskie morze. - Zawsze staram się odwiedzić Bałtyk latem chociaż na kilka dni. Lubię przysiąść na plaży, powdychać zapach morza, poprzyglądać się falom. Wiąże mnie z nim wiele wspomnień, to taki sentyment - wyjaśnia Marta. I podkreśla, że obrała ten kierunek z pełną świadomością tego, że pogody nie będzie. I jak koszty rozkładają się na wakacjach nad Bałtykiem? - Za nocleg zapłaciliśmy tyle samo ile w Chorwacji, tylko byliśmy krócej, bo pięć dni. A rezerwację robiłam później, bo dopiero w maju - Chorwację rezerwowaliśmy w listopadzie ubiegłego roku - zaznacza Marta. Podkreśla, że w jej ocenie "paragony grozy" są zjawiskiem nakręcanym przez ludzi szukających sensacji. - Wszystko poszło w górę z wiadomych nam przyczyn. Jeśli się dobrze poszuka, to można zjeść dwa dania w cenie 30 zł przy samym zejściu do morza. A to nie są jakieś wielkie pieniądze - ocenia. Gdyby miała wybierać między Polską a Chorwacją, wybrałaby ten drugi kierunek. - Jestem ciepłolubna, lubię pływać i kocham ich kuchnię. Temperatura wody w naszym morzu niestety nie pozwala na długie kąpiele - komentuje. Mimo to, właśnie z sentymentu, nad polskie morze też będzie wracać. Grecja kontra Polska. Kolejna osoba odczarowuje "paragony grozy" Wakacje za granicą, jak i w Polsce, co roku spędza też Mateusz z rodziną. - Nad Bałtyk jeździmy ze względów sentymentalnych. Co prawda teraz nie udało nam się dojechać w sezonie, ale byliśmy tydzień w Ustce na majówkę. To był taki przedsmak, nieśmiałe rozpoczęcie sezonu - mówi Interii. Wynajęli domek, 200 metrów od morza, za który zapłacili 3400 zł. Za dwójkę dorosłych i dwójkę dzieci. - Bez wyżywienia, bo chcieliśmy jeść rybki, pojeździć po innych miejscowościach. Zrobiliśmy zakupy w dyskoncie na tysiąc złotych, dzięki temu mogliśmy też trochę zaoszczędzić. Oczywiście bez jedzenia na mieście się nie obyło - gałki lodów kosztowały 7 zł, gofry kilkanaście w zależności od wariantu. Za jedzenie wyszło nam łącznie około 2500 zł - wylicza. Chce też odczarować słynne "paragony grozy". - Jedząc rybę nad morzem, wiadomo, że płaci się za 100 gramów. Można powiedzieć: poproszę mały filet, albo średni. Ludzie nieobeznani zamawiają w ciemno i po zważeniu okazuje się, że trzeba zapłacić kilkadziesiąt złotych, plus dodatki, napoje. Ryba nad morzem w sezonie zawsze kosztowała dużo i po to się jeździ nad morze, żeby jej skosztować - komentuje. Za cały wyjazd, doliczając jeszcze koszty przejazdu, zapłacili blisko 7 tys. zł. - Wzrost cen widać, to jest naturalne. I nie jest on tak duży, jak chociażby w Grecji - ocenia nasz rozmówca. Grecja. "Ceny poszybowały w górę" W lipcu Mateusz był z rodziną na Rodos. - Rok temu urlop spędziliśmy na Krecie. I porównując ten sam hotel, w podobnym terminie, z takim samym wyprzedzeniem, różnica była rzędu 5 tys. złotych, tyle więcej musielibyśmy zapłacić, gdybyśmy chcieli lecieć w te miejsce. Ceny poszybowały w górę. Szukaliśmy alternatyw i padło właśnie na Rodos - opowiada. Koszt wycieczki all inclusive dla czteroosobowej rodziny to około 15 tys. zł. I mowa tu tylko o tym, co zostało zapłacone dla biura podróży. - Łącznie myślę, że zamknęliśmy się w 17 tys. zł. Na jeden dzień wynajęliśmy samochód, kilka razy zjedliśmy w greckich tawernach, w jednej z resztą za rybę zapłaciliśmy 60 euro. Doliczyć do tego trzeba jakieś atrakcje dla dzieci - wskazuje Mateusz. - Dobrze, że byliśmy na miejscu przed pożarami. Hotel, w którym spędziliśmy urlop, jest obecnie zamknięty - dodaje. Przyznaje, że nie wszędzie all inclusive wygląda tak samo. A greckie hotele, nawet czterogwiazdkowe, nie zawsze odpowiadają tej kategorii. - W ogóle mam wrażenie, że standard w Grecji się obniża w przeciwieństwie do cen. A nad Bałtykiem infrastruktura się polepsza i czuć wzrost cen, ale nie jest tak dramatyczny - ocenia. Na koniec dodaje: - W przyszłym roku myślimy o zagranicy, ale nie wiem, czy to będzie południe Europy. Co do Bałtyku, co roku mówimy sobie, że to ostatni raz. Wszystko przez pogodę, która nigdy nie jest pewna i przeważnie jest to deszcz, a woda jest zimna. Myślę, że też zmienimy nieco kierunek naszych nadmorskich wycieczek i postawimy na większe miasta, jak Gdańsk czy Świnoujście.