Wiadomo już, że walka o sejmiki na ścianie wschodniej odbiła się lewicy czkawką. Działacze Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia nie przekroczyli progu wyborczego w woj. podlaskim, lubelskim czy na Podkarpaciu. Co to oznacza dla ogólnopolskich sojuszników Nowej Lewicy i Razem? Gorsze zdolności koalicyjne, które pozwalają rządzić w danym regionie. Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że szukanie winnych zaczęło się już w niedzielę, tuż po ogłoszeniu wyników sondażowych exit poll. Liderzy Trzeciej Drogi nie kryli swojego rozczarowania postawą lewicy, która w kampanii wyborczej położyła duży akcent na kwestie aborcji i praw kobiet. - Ci, którzy mówili w ostatnich również dniach, żeby pokazać czerwoną kartkę Trzeciej Drodze, nie zagrali w porządku. Nie chodzi o to, że się obrażamy. Ale sami efektu, jak widzę, nie osiągnęli - podczas wieczoru wyborczego mówił Władysław Kosiniak-Kamysz, lider PSL. - Nie sprawy światopoglądowe są na pierwszym miejscu, tylko gospodarka i bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu - przekazał. Co ciekawe, słowa szefa resortu obrony narodowej potwierdził później wicepremier Krzysztof Gawkowski. Jak stwierdził w rozmowie z PAP, jego ugrupowanie "przegrzało" temat aborcji oraz spraw światopoglądowych. - Wynik wyborów pokazuje, że sprawy dotyczące aborcji czy praw kobiet nie mobilizują elektoratu Lewicy, trzeba dodać kolejne cegiełki - ocenił Gawkowski. Wybory samorządowe 2024. Koalicjanci wskazują błędy Lewicy Kiedy na początku marca marszałek Szymon Hołownia oświadczył, że projekty aborcyjne będą procedowane po wyborach samorządowych, liderki Lewicy zareagowały impulsywnie. Organizowały m.in. konferencje prasowe, na których polecały pokazać przy urnach "czerwoną kartkę" Trzeciej Drodze. A Anna Maria Żukowska, przewodnicząca klubu parlamentarnego Lewicy, poleciła nawet marszałkowi Hołowni, aby "wyp...". Tak drastyczne postawienie sprawy zapadło w pamięć działaczy Trzeciej Drogi. Po ujawnieniu wyniku wyborów są przekonani, że awantura w obozie rządzących osłabiła wynik całej koalicji. - Lewica przerżnęła wybory całej demokratycznej większości. Nie dość, że sami mają kiepski wynik, sprawili wszystkim problem - utyskuje jeden ze znanych polityków z obozu Polski 2050 i PSL. - Moglibyśmy rządzić w całej Polsce, gdyby nie nieodpowiedzialne zachowanie i ideologiczne harce Lewicy - przekonuje. Co o sprawie sądzi ekipa Donalda Tuska? Dariusz Joński, KO: - Nie jestem zwolennikiem języka podziałów. (...) Różnice są oczywiste, ale forma komunikacji, pozostawia wiele do życzenia - usłyszała Interia. - Politycy, którzy wpadli na pomysł, że być może forma konfrontacyjnej kampanii przyniesie rezultat, popełnili błąd. Stracili atakujący i atakowani, elektorat dał jasny sygnał - podkreśla. W kwestii lewicy z PO zgadzają się również politycy Trzeciej Drogi. - Kiedy zaczynamy się kopać po kostkach, robić numery jak lewica podczas ostatnich dwóch, trzech tygodni, nie wygląda to najlepiej dla wszystkich, a zwłaszcza dla tych, którzy to sprowokowali - mówi Interii Mirosław Suchoń, szef klubu parlamentarnego Szymona Hołowni. W podobnym tonie wypowiada się Krzysztof Paszyk, który w Sejmie kieruje ludowcami: - Cel, minimum dwa sejmiki, które przejdą na stronę demokratyczną, zostanie zrealizowany. Dla nas to bardzo dobre wybory, ale wyniki innych pokazują, że w samorządzie ważne są zupełnie inne rzeczy niż te, na które stawiali - powiedział Interii. Część naszych źródeł w koalicji rządzącej jest przekonana: to wpływowe działaczki Lewicy wymusiły akcentowanie aborcji i praw kobiet w trakcie wyborczej kampanii samorządowej. - Zarówno Czarzasty jak i Krzysztof Gawkowski potwierdzali wcześniej, że nie chcą iść w tematy, który nas (koalicjantów - red.) różnią - zdradza nasz informator. - Jak było, wszyscy widzieli - rozkłada ręce. Aborcja dominowała w kampanii samorządowej Lewicy? Na ile aborcja i prawa kobiet okazały się istotne w kampanii samorządowej 2024? Czy kiepski wynik lewicy jest skutkiem "przegrzania" tematu aborcji, spraw kobiet i światopoglądowych? Te i inne pytania zadaliśmy działaczkom, które jasno wyrażały swoje zdanie, m.in. na temat Trzeciej Drogi, podczas kampanii wyborczej. - Trzy albo dwie konferencje o przerywaniu ciąży to nie jest położenie akcentu (w kampanii - red.) na aborcję. Na lewicy trzeba się bardziej zastanowić, do kogo mówimy, jaki jest nasz elektorat, kto wchodzi w jego skład, czego oczekuje - tłumaczy Interii Katarzyna Kotula, ministra ds. równości. - Popełniamy jakieś błędy na poziomie komunikacyjnym, które natychmiast trzeba naprawić. To kwestia wcześniejszej diagnozy - uważa. W opinii Kotuli, jej formacja powinna bardziej akcentować to, co do tej pory jest realizowane albo udało się zrealizować w ramach prac dla rządu. Nie bez znaczenia pozostają też obietnice z kampanii wyborczej do parlamentu. - Nie szafowałabym tym, że aborcja nam zaszkodziła. Równie dobrze, niedowiezienie tematu praw reprodukcyjnych, mogło nas kosztować niską frekwencję - diagnozuje. - Może być tak, że elektorat, który tłumnie poszedł na wybory 15 października był usatysfakcjonowany wygraną z PiS i osiadł na laurach - zastanawia się pani minister. Podobnego zdania jest Daria Gosek-Popiołek. Krakowska posłanka Nowej Lewicy, jest przekonana, że walka o prawa kobiet i liberalizację prawa aborcyjnego nie była błędem. Upominanie się o nie podczas kampanii samorządowej ma być krokiem do uwiarygodnienia formacji. - W czasie parlamentarnej kampanii wyborczej zarówno my jak i KO, obiecywaliśmy kobietom liberalizację prawa aborcyjnego. Obietnica nie została zrealizowana, do tego mamy dużą demobilizację młodego elektoratu - mówi nam Gosek-Popiołek. - Czy to nie ma nic wspólnego z brakiem realizacji obietnic wyborczych? Nad tym powinniśmy się zastanowić - uważa. Wiceszefowa Lewicy: W wyborach samorządowych chodzi o jakość życia Wiceprzewodnicząca klubu Lewicy, Anita Kucharska-Dziedzic - podobnie jak Kotula i Gosek-Popiołek - występowała w Sejmie podczas konferencji prasowej, na której panie nawoływały do bojkotu Trzeciej Drogi i jak najszybszego przystąpienia do sejmowych prac nad ustawami liberalizującymi aborcję. - Na pewno zaszkodził nam zbyt mocny nacisk na kwestie światopoglądowe. W wyborach samorządowych nie tylko chodzi o światopogląd, ale też jakość życia codziennego - powiedziała Interii parlamentarzystka. - W tej ostatniej sprawie albo elementy naszego przekazu były zbyt słabo komunikowane, albo się nie przebijały w przedwyborczym dyskursie politycznym. Mimo że mieliśmy dobry koncept SMS-a: szkoły, mieszkania, szpitale - dodała Kucharska-Dziedzic. Według wiceprzewodniczącej sejmowego klubu Lewicy, kłótnie wewnątrz koalicji mogły poskutkować kiepskim wynikiem wyborczym. - Publiczne spory, w tak ostrej formule, skończyły się tym, że nasi wyborcy mogli się zniechęcić. Tak samo jak wyborcy Trzeciej Drogi. Dlatego, że po 15 października Polacy chcą mieć poczucie, że cała koalicja nie da się podzielić i nie grozi nam powrót PiS - uważa Anita Kucharska-Dziedzic. Skoro w Polsce nawet 20 proc. elektoratu ma lewicowego poglądy, dlaczego nie głosuje na Lewicę? - dopytuje Interia. - Bo ten bardziej lewicowy światopoglądowo ma do wyboru KO, a ten bardziej socjalny PiS. Mamy właściwie wewnętrznie sprzeczny elektorat. Wyborcy progresywni światopoglądowo są sceptyczni wobec 800 plus i odwrotnie - odpowiada wiceszefowa klubu parlamentarnego Lewicy. Wybory samorządowe 2024. Gorzkie diagnozy w koalicji W sejmowych kuluarach słychać o wiele bardziej gorzkie diagnozy. - Najlepsze wyniki były tam, gdzie występowali silni liderzy i liderki. Jeśli mówimy o listach, na których miejsca zależą od prestiżu, trudno się dziwić - mówi nam jeden z rozczarowanych polityków Czarzastego. Przykłady, którymi można się pochwalić? Świnoujście, Warszawa, Rada Miasta Gdańsk. Faktem jest, że lider Nowej Lewicy nie był do końca zadowolony z wyniku wyborów samorządowych. Na antenie RMF FM nazwał go "słodko-kwaśnym we wszystkich aspektach". Włodzimierz Czarzasty wyraził również przekonanie, że rezultat byłby o wiele lepszy, gdyby PO zdecydowała się wystartować ze wspólnych list z jego ugrupowaniem. Jeden z rozczarowanych polityków klubu Lewicy: - Przecież coś trzeba mówić, nikt się nie przyzna do klęski. Nie szukałbym odpowiedzialnych w Platformie, Razem, czy w Trzeciej Drodze. Albo się przegrywa, albo się wygrywa - stwierdza. - Nie ma żadnej refleksji. W wyborach parlamentarnych straciliśmy połowę mandatów, ale odtrąbiliśmy sukces, bo weszliśmy do rządu. Dzisiaj wystarczy kilka dobrych wyników i znów jesteśmy zadowoleni - podsumowuje gorzko. Druga tura wyborów samorządowych 2024 odbędzie się 21 kwietnia. Jakub Szczepański *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!