Maciej Słomiński, Interia: W pierwszej turze prezydenckich wyborów w Gdyni zdobył pan ponad 24 tysiące głosów. O prawie dziewięć tysięcy mniej od Aleksandry Kosiorek, jednak trudno sobie wyobrazić, że zwolennicy Wojciecha Szczurka nie przeniosą głosów na kandydata KO w drugiej turze. Alternatywą jest cokolwiek tajemniczy "Gdyński Dialog". Tadeusz Szemiot, kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Gdyni: - Pierwsza tura pokazała, że gdynianie oczekują zmiany bezpiecznej, przeprowadzonej w sposób cywilizowany i rozsądny. Jestem jej gwarantem. Za mną stoi wieloletnie doświadczenie samorządowe i szerokie środowisko, które dysponuje odpowiednimi kadrami - to nie tylko Koalicja Obywatelska, ale także ruchy miejskie i Nowa Lewica. To także pełna otwartość na współpracę z innymi samorządami i silne poparcie premiera Donalda Tuska. Współpraca będzie bardzo potrzebna przy ustawie metropolitarnej i przejęciu SKM przez samorządy. Środowisko szerokie, a jakie poglądy reprezentuje pan osobiście? - Światopoglądowo jestem liberałem klasycznym. Cenię różnorodność, uważam ją za koło zamachowe rozwoju. Najczęściej na zderzeniu różnych światopoglądów powstają najlepsze pomysły i rozwiązania. Rynek powinien funkcjonować, jednak świat nie jest idealny i nie zawsze jest tak, że rozwiązania rynkowe dają konsumentowi najlepszy produkt. W tej sytuacji potrzebny jest regulator w postaci państwa, czy też samorządu na poziomie lokalnym. To znaczy? - Służę przykładem z naszego podwórka; Gdyni potrzebny jest ambitny program budownictwa czynszowego, by zatrzymać odpływ mieszkańców. Ceny szybują, zarówno mieszkań jak i czynszów. W efekcie coraz więcej gdynian wyprowadza się do ościennych gmin. Mniej mieszkańców to mniej wpływów do budżetu. Jedyną odpowiedzią, która jest w miejskim arsenale, jest budownictwo czynszowe, dzięki któremu mamy nadzieję zatrzymać spadek liczby mieszkańców, ale też wpłynąć na poziom czynszów na rynku. Dodatkowo możemy liczyć na ogromne wsparcie środków centralnych w tym przedsięwzięciu - nawet do poziomu 90 procent wartości inwestycji. To wy bardziej wygraliście, czy Wojciech Szczurek bardziej przegrał te wybory? - Wygraliśmy programem, przedstawiając naszą diagnozę dotyczącą demografii i transportu zbiorowego, ale nie da się ukryć, że rządzące ugrupowanie Wojciecha Szczurka zużyło się. Wieloletnie błędy, które osiągnęły apogeum w ostatniej kadencji, mocno pomogły w tej klęsce. Porównałbym to do zeskrobywania teflonu z patelni. Błędy się nawarstwiały, ale ludzie pamiętali nawet o tych najstarszych. Jak np. o lotnisku, z którego nikt nie poleciał, a na które wydano z miejskiej kasy ponad 80 mln złotych. Wiele inwestycji Wojciechowi Szczurkowi się udało, ale to brak refleksji był przyczyną jego porażki. Polityk musi umieć uderzyć się w pierś. Przykład to Donald Tusk i wiek emerytalny. Jasna komunikacja z wyborcami: Przepraszam, to był błąd, wycofujemy się z tego. Gdynia od lat wygrywa we wszelkich plebiscytach dotyczących zadowolenia mieszkańców. - Gdynianie cały czas słyszeli komunikat, że jest świetnie. Przez lata było dobrze, później przyszły źle poprowadzone inwestycje, jak węzeł Karwiny, nie udawało się rozwiązać mniejszych i większych spraw, jak choćby cywilizowanego przejścia pod torami, łączącego dzielnice czy usprawnienia transportu do dzielnic północnych i zachodnich. Tymczasem prezydent dostaje nagrodę ikony samorządu 25-lecia tuż przed wyborami. W mediach samorządowych jest cudownie, a rzeczywistość skrzeczy, gdynianie widzą, że coś jest nie tak. Gdynianie kochają swoje miasto, chcą wierzyć że jest najlepszym miejscem do życia i to jest nasza wspaniała cecha, bo na niej możemy budować miasto naszych marzeń. W 2018 r. gdyńska Platforma Obywatelska poparła Szczurka w wyborach prezydenckich więc chyba aż taki zły to on nie był? - Wtedy trzeba było odsunąć animozje na bok, bo PiS był na fali. Wojciech Szczurek, z którym rywalizowałem 7 kwietnia o głosy, to nie ten sam lider co jeszcze kilka lat temu. Wyraźnie było widać, że wypalił się pomysł jego ekipy na rozwój Gdyni. Polityka "samotnej wyspy" poniosła fiasko. Prezydent Szczurek stworzył w Gdyni swoje ugrupowanie, które oficjalnie odrzucało partyjność, sam mówił, że "jego partią jest Gdynia" i czasem zachowywał się, jakby nie potrzebował współpracy z najbliższymi sąsiadami i z władzą centralną w Warszawie. Ta pozorna niezależność była też wytłumaczeniem porażek w zabiegach o miejskie interesy na szczeblu centralnym czy wojewódzkim. Wielu gdynian pracuje w Gdańsku i widzą jak to miasto się rozwinęło w ostatnich 10-15 latach. Samotna wyspa, błędy, brak komunikacji, pokory i refleksji - to wszystko doprowadziło do jego klęski. Pan zamierza zresetować relacje z trójmiejskimi sąsiadami? - Od początku kampanii mówiliśmy o nowym otwarciu z Gdańskiem i Sopotem oraz z dalszym otoczeniem, które mają olbrzymi wpływ na codzienność i finanse Gdyni. Nie muszę szukać wspólnego mianownika, ponieważ już go mam, jeśli chodzi o relację z partnerami z regionu. Nowe otwarcie brzmi o wiele wiarygodniej w moich ustach niż miałby to mówić prezydent, który rządził miastem przez 26 lat. Nie jestem osobą nieznaną dla sąsiadów. Jestem w Platformie Obywatelskiej od jej powstania. Gdynia nie potrzebuje obrażania się, jak to było przez ostatnie lata, a współpracy, zwłaszcza w zakresie transportu metropolitarnego. Turyści czasem nie wiedzą, w którym z trójmiejskich grodów się znajdują i stanowią łatwy cel dla kontrolerów biletów. - Granice nie są widoczne gołym okiem. Wszystkich turystów zapraszamy i szanujemy, ale bardziej chodzi o mieszkańców. Przecież to absurd, że moje dzieci, gdy jadą do Sopotu na koncert, muszą na granicy kasować bilet z innego miasta, bo w swoim mogą jeździć bezpłatnie. Chcemy, żeby to nie władzom, a mieszkańcom żyło się łatwiej i lepiej. Starczy trochę determinacji. Jesteśmy w stanie przeprowadzić zmiany od prozaicznych po wielkie. O gdyńskiej kampanii będzie się w przyszłości pisać w książkach do marketingu politycznego. Czy czuje się pan bohaterem zmiany, która się dokonuje? - Zgadzam się, że znajdujemy się w historycznym momencie, jednak choć lubię historię, zostawiam ją specjalistom. To moment przełomowy pod innym także względem - to jest ostatni czas, gdy do Polski spływają duże pieniądze unijne. Niebawem przestaniemy być beneficjentem netto, a zaczniemy dopłacać do wspólnego budżetu. Do tej pory Gdynia pozyskiwała środki UE w mojej ocenie w niewystarczającym zakresie, my to chcemy robić lepiej. W sytuacji, gdy rząd w Polsce tworzy koalicja 15 października jestem w stanie skuteczniej pozyskiwać środki. Co pan czuł, gdy Wojciech Szczurek w kampanii pochwalił się filmem z pana partyjnymi kolegami Rafałem Trzaskowskim i Mirosławem Rybickim? - Senator Rybicki poparł mnie oficjalnie. Film Wojciecha Szczurka z Rafałem mnie zaskoczył i był manipulacją, mającą na celu wprowadzić zamieszanie wśród wyborców Koalicji Obywatelskiej. Przede wszystkim było to złamanie prawa wyborczego - przedstawiciel jednego komitetu wyborczego nie może uczestniczyć w pracach konkurencyjnego - wyraźnie o tym mówią przepisy. Szef naszej kampanii oraz posłowie, którzy są w Warszawie, zaczęli z miejsca sprawę wyjaśniać. Okazało się, że nie było zgody Rafała Trzaskowskiego na publikację nagrania, które wkrótce zniknęło z sieci. Ten film został nagrany miesiące wcześniej, przy okazji spotkania samorządowców, a wypuszczony w piątek tuż przed wyborami. Gdy ochłonęliśmy, zrozumieliśmy, że w obozie prezydenta Szczurka musi być źle, jeśli sięga po takie środki. Druga strona musiała być w panice, aby podjąć gigantyczne ryzyko i tak sfaulować oraz usiłować wprowadzić zamieszanie w szeregi Koalicji Obywatelskiej. Gdy ta sprawa się wyjaśniła, koniec końców dodała nam skrzydeł. Co będzie się działo w radzie miasta? Zapowiedzieliście, że nie będzie współpracy z "Samorządnością" Wojciecha Szczurka, z PiS też nie, zostaje "Gdyński Dialog", którą w II turze wyborów prezydenckich reprezentuje pana konkurentka, Aleksandra Kosiorek. KO ma 13 radnych, Dialog - siedmioro, "Samorządność" - pięcioro, a PiS - troje. - Obojętnie, kto zostanie prezydentem, w radzie miasta będzie rządziła koalicja. Bardzo długo tego nie było w Gdyni. Z ust mojej konkurentki słychać zapewnienia o chęci współpracy, choć też słyszę, że niektórym jej radnym nie do końca pasuje wchodzenie w formalną koalicję z nami. Ważne, że już w kampanii wszyscy kluczowi kandydaci mówili o nowej jakości w zakresie otwartości i współpracy na wielu poziomach. Jakich? - Pierwszy poziom to koalicja, która będzie rządzić - zawrzemy twardy kontrakt i umówimy się, kto za co odpowiada. Kluczowy jest wybór prezydenta, kto nim zostanie ten będzie decydował o obsadzie stanowisk. Drugi poziom to rada miasta - "Samorządność" brała wszystkie stanowiska w radzie, nie dzieląc się niczym z kimkolwiek. To było fatalne i destrukcyjne dla gdyńskiej demokracji. My chcemy inaczej. Nie mam powodu lubić PiS, ale jego trzech radnych uzyskało demokratyczny mandat, więc będą odpowiednio reprezentowani. Jaka będzie pierwsza decyzja prezydenta Tadeusza Szemiota? - Mówiłem o zmianie twarzy obchodów stulecia Gdyni, które już rozpoczął Wojciech Szczurek, będąc absolutnie pewnym wygranej. Na pewno będę chciał bardzo dokładnie przyjrzeć się sprawom toczącym się w urzędzie miasta. Trzeba to zrobić umiejętnie, aby nie zakłócić ciągłości pracy. Mamy 10 maja rozstrzygnięcie bardzo ważnego przetargu dla Gdyni - na budowę obwodnicy Witomina. To nowy prezydent będzie decydował o losach tego przedsięwzięcia. Chodzą słuchy, że wiele osób w UM w Gdyni jest już spakowanych. - W Gdyni pracuje mnóstwo zaangażowanych i kochających swe miasto urzędników, dlatego już to mówiłem, ale powtórzę: Nie lękajcie się! Nie będzie się działo nic strasznego. Jestem osobą doświadczoną w dużych organizacjach, rozumiem wielopłaszczyznowe procesy. Urząd musi funkcjonować i działać. Nie postawię na pewno na polityków, którzy podejmowali złe decyzje. Ta zmiana już się dokonała, oni przechodzą do historii. Urzędników mogę zapewnić, że wspólnie będziemy budowali lepszy, bardziej otwarty urząd, bo tego w wyborach oczekiwali gdynianie. Gdańsk i Sopot mają panie prezydent, czy też prezydentki. Gdynia ma szansę dołączyć do tego duetu, tylko stoi im na przeszkodzie jeden kandydat i to z brodą. - Faktycznie w naszym kraju dokonuje się zmiana, koalicja 15 października szła do wyborów również pod hasłem większego udziału kobiet w polityce. W elekcji trójmiejskiej doszukiwałbym się innego wspólnego mianownika: zarówno Aleksandra Dulkiewicz jak Magdalena Czarzyńska-Jachim są doświadczonymi samorządowcami, to podkreślały podczas kampanii i m.in. dlatego wygrały. Nie sądzę, by stawianie ich w jednym rzędzie z Aleksandrą Kosiorek było do końca uprawnione. Maciej Słomiński, Gdynia ***