Czy PKW odbierze dotację partii Prawo i Sprawiedliwość? To pytanie, które powtarzane jest od kilku tygodni. PKW wciąż bowiem nie zatwierdziła sprawozdań finansowych wszystkich formacji, a ma na to czas do końca miesiąca. Najciekawiej jest w przypadku PiS. Wtorek, Nowogrodzka. Prawo i Sprawiedliwość organizuje konferencję prasową, na której pojawiają się Mariusz Błaszczak, Zbigniew Bogucki i Dariusz Lasocki. W partii panuje przerażenie tym, co może się wydarzyć za kilka dni. PiS nie ma wątpliwości, że widmo pozbawienia funduszy jest bardzo realne. - Obawiamy się, że cała ta gra jest sprowadzana do tego, żeby zabrać subwencję Prawu i Sprawiedliwości, żeby odebrać pieniądze na funkcjonowanie opozycji, a więc te działania jeżeli takie będą, nie mają nic wspólnego z zasadami, z regułami demokracji - mówił Błaszczak. - Mówimy o tym, żeby zaprotestować, żeby pokazać że mamy do czynienia z próbą tworzenia podwójnych standardów i żeby sprzeciwić się takim działaniom, które w naszej ocenie mają charakter działań represyjnych - dodawał. Pikniki 800 plus ważniejsze od Funduszu Sprawiedliwości Przewodniczący klubu PiS opierał się na doniesieniach medialnych, jakoby PKW miała mieć wątpliwości co do wydatkowania pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości. Innymi słowy: PKW zastanawiała się, czy fundusz nie był wydawany na kampanię wyborczą PiS. Jak jednak słyszymy w źródle zbliżonym do PKW, instytucja ta nie pozbawi PiS dotacji z uwagi na tę sprawę, bo "Fundusz Sprawiedliwości jest problematyczny". Nawet jeśli dla wielu nieuprawnione wydatki z funduszu wydają się oczywiste, dla PKW tak być nie musi, bo instytucja musiałaby to odpowiednio umieścić w przepisach. Z tym jednak w PKW mają problem. Pojawiły się natomiast nowe okoliczności, które znów zaciekawiły członków PKW. Chodzi o zawiadomienie do prokuratury, które przygotowało Ministerstwo Rodziny. Resort przyjrzał się wydatkom, które za czasów minister Marleny Maląg były przeznaczone na organizację m.in. tzw. pikników 800 plus. Zdaniem prawników z MRiPS, którzy opierają swą wiedzę na raporcie NIK, pieniądze były wydawane niezgodnie z przeznaczeniem - jawnie wspierając kandydatów PiS w wyborach. Co więcej, pozostałe resorty również mają się przyglądać wydatkom związanym z piknikami 800 plus. Jeśli podobnych zawiadomień będzie więcej, PKW również i ten aspekt weźmie pod uwagę przy wydawaniu decyzji o przyznaniu lub odebraniu dotacji. Źródło Interii w PKW przekonuje, że żadne decyzje jeszcze nie zapadły, a finał sprawy powinien mieć miejsce na posiedzeniu 31 lipca. Powinien, bo PKW zawnioskowała do trzech podmiotów o sporządzenie dodatkowych dokumentów. Według naszej wiedzy to Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Najwyższa Izba Kontroli i Prokuratura Generalna. Nie wiemy dokładnie, o jakie dokumenty chodzi, ale taki dobór adresatów zdaje się potwierdzać, że rzeczywiście pod lupą PKW znalazły się tzw. pikniki 800 plus i ostatnie zawiadomienie z MRiPS. "Wygląda to tak, jakby PKW szukała haków na PiS" - Nie wiem, na co PKW czeka z tym sprawozdaniem. Przepisy prawa są przepisami prawa. Wygląda to tak, jakby PKW szukała haków na PiS. Jakby szukała afery, przez którą można odebrać PiS pieniądze, a powinno być odwrotnie. Jeśli są nieprawidłowości, afera, to wtedy rozumiem. Ale tego nie ma, a PKW szuka pretekstu na siłę - piekli się jeden z prawników związanych z PiS. - Czekamy na papiery. Po to wystąpiliśmy o dodatkowe dokumenty, żeby mieć sytuację jednoznaczną. Tylko na ich podstawie zdecydujemy, w którą stronę to pójdzie - słyszymy w naszym źródle zbliżonym do PKW. Dlaczego wszystko tak długo trwa? Czy PKW zwleka celowo? Czy PiS rzeczywiście znalazło się "na celowniku"? A może naruszeń ze strony partii Kaczyńskiego jest aż tak dużo? Co sprawdza Państwowa Komisja Wyborcza? Interia zwróciła się z oficjalnym pytaniem w tej sprawie do PKW. "Państwowa Komisja Wyborcza sprawuje kontrolę finansowania partii politycznych i kampanii wyborczych w trybie określonym przepisami (...), tj. badając sprawozdania i informacje finansowe przedkładane przez partie polityczne oraz sprawozdania finansowe przedkładane przez pełnomocników finansowych komitetów wyborczych" - czytamy w pierwszej części odpowiedzi. "Tak, jak miało to miejsce do tej pory w przypadku każdego z komitetów, wszelkie informacje mogące mieć wpływ na ocenę zgodności z prawem gospodarki finansowej partii politycznych i komitetów wyborczych są wykorzystywane w trakcie badania sprawozdań. W wyniku badania sprawozdanie może zostać przyjęte bez zastrzeżeń, przyjęte ze wskazaniem uchybień lub odrzucone w przypadkach określonych przepisami wskazanych ustaw" - czytamy dalej. Innymi słowy: PKW bada sprawozdania finansowe partii nie tylko pod kątem formalnym opartym na przepisach prawa, ale sprawdza również "wszelkie informacje mogące mieć wpływ na ocenę zgodności z prawem gospodarki finansowej partii", czyli PKW analizuje też każdy inny trop, np. doniesienia medialne czy zawiadomienia do prokuratury. - To absurd. PKW powinna działać wyłącznie na podstawie i w granicach prawa. Nie ma w polskich przepisach norm zezwalających na negatywną ocenę finansów partii politycznych tylko i wyłącznie na podstawie domniemania, politycznego zamówienia czy niejasnych i nieskodyfikowanych, nawet moralnie uzasadnionych, przesłanek - mówi Interii Dariusz Lasocki, były członek PKW, radca prawny, były radny PiS, który wystąpił na wspólnej konferencji prasowej z posłem Mariuszem Błaszczakiem i posłem Zbigniewem Boguckim. Dmuchanie na zimne czy otwieranie bram piekieł? Lasocki, który bazuje na doświadczeniach zdobytych w PKW, dodaje, że "komisja stąpa po kruchym lodzie". - Otworzą się bramy piekła. Już każde sprawozdanie będzie można odrzucić. Zmieni się układ rządowy i kolejni rządzący zagłodzą przyszłą opozycję. O to nam chodzi? - zastanawia się Lasocki. Tymczasem w PKW słychać, że wyznaczenie tak późnego terminu rozpatrywania sprawozdań finansowych (PKW ma na to dziewięć miesięcy od wyborów, które odbyły się 15 października - red.) nie jest związane z "polowaniem na czarownice", ale doświadczeniami z przeszłości. - W 2019 roku było przecież tak, że później pojawiały się jakieś nowe okoliczności, dokumenty, a my zaakceptowaliśmy sprawozdanie już wcześniej. Podnoszono, że PKW za szybko podjęła decyzję, bo wychodzą takie i takie rzeczy. Żeby zminimalizować takie ryzyko tym razem zbieramy się później, wystąpiliśmy też do kilku podmiotów z prośbą o dokonanie kwerendy i przekazanie nam wyników, a dopiero na ich podstawie podejmiemy decyzje - słyszymy od źródła zbliżonego do PKW. Jakie rozstrzygnięcie w przypadku PiS jest możliwe? Na dziś słychać, że wszystkie opcje są na stole, więc sprawozdanie może zostać przyjęte, przyjęte z zastrzeżeniami bądź odrzucone. W przypadku tej ostatniej możliwości konsekwencją może być m.in. zmniejszenie kwoty przysługującej dotacji podmiotowej, zmniejszenie kwoty subwencji na działalność statutową partii lub utrata prawa do subwencji. "Są naprawdę przerażeni". W PiS drżą przed decyzją PKW W PiS drżą, że realnym scenariuszem jest odrzucenie sprawozdania, a dla partii Jarosława Kaczyńskiego może to być gwóźdź do trumny przed wyborami prezydenckimi. - Dawno nie widziałem wśród najważniejszych osób w PiS takiego zwątpienia. Są naprawdę przerażeni, że oni mogą to zrobić - słyszymy od człowieka związanego z Nowogrodzką. PiS doskonale zna arytmetykę, a skład Państwowej Komisji Wyborczej nie jest dziś tak sprzyjający tej partii, jak jeszcze rok temu. Tworzą go: sędzia Trybunału Konstytucyjnego wskazany przez prezesa Trybunału Konstytucyjnego, sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego wskazany przez prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego oraz siedem osób mających kwalifikacje do zajmowania stanowiska sędziego wskazanych przez Sejm. Tylko dwie osoby z tego grona w bieżącym rozdaniu wskazywało Prawo i Sprawiedliwość. - Gdyby dotacja została odebrana, a obawiam się, że tak może się stać, to będzie to oznaczać, że w przyszłości PKW będzie odbierać dotację według politycznego widzimisię. Za błahostki. To będzie precedens - podkreśla Lasocki. Wskazuje jednocześnie, że zastanawiająca jest postawa członków PKW. - To prawnicy, praktycy, którzy powinni znać granice swojej odpowiedzialności. Nie mają ani immunitetu ani ubezpieczenia. Ryzykują bardzo wiele. Chyba że mają obiecane immunitety w Trybunale czy Sądach. Ale czy tak powinien działać ten system? - pyta Lasocki. Sprawa jest natomiast jeszcze bardziej skomplikowana. Gdyby stało się tak, że rzeczywiście PKW pozbawi PiS dotacji, partii będzie przysługiwało odwołanie. Problem w tym, że skargę można złożyć do Sądu Najwyższego, w którym panuje totalny bałagan. PiS prawdopodobnie złożyłoby skargę do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która jest nieuznawana przez TSUE, a więc i przez polskie władze. Izba ta - co jest bardzo prawdopodobne - wydałaby decyzję korzystną dla PiS. Tyle tylko, że minister finansów, który wypłaca dotacje i subwencje partiom politycznym, mógłby te wypłaty wstrzymywać powołując się na opinię TSUE. Doszłoby do pata i kolejnego gigantycznego zamieszania prawnego, jaki obserwowaliśmy choćby w przypadku immunitetów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Gra toczy się o ok. 30 mln zł z tzw. dotacji podmiotowej. Chodzi o zwrot poniesionych kosztów w kampanii wyborczej. Wysokość dotacji zależy natomiast od liczby wprowadzonych do parlamentu posłów i senatorów. Jeśli decyzje PKW byłyby jeszcze bardziej surowe, PiS może się też liczyć z utratą subwencji na poziomie ok. 26 mln zł rocznie. Dlaczego te pieniądze są dla PiS tak ważne? Bo na horyzoncie są już wybory prezydenckie, a bez potężnych środków partii Kaczyńskiego może być trudno zbudować mocnego kandydata. Łukasz Szpyrka