- Donald Tusk dąży do zniszczenia PiS i odebranie nam pieniędzy. To kolejny krok do tego celu. A przy okazji próba zmniejszenia naszych szans w wyborach prezydenckich. Będzie ciężko - mówi nam jeden z ważnych polityków PiS, gdy pytamy o sprawę subwencji budżetowej. - Jeszcze parę miesięcy temu nie uwierzyłbym, że taki scenariusz jest możliwy, ale po tym, co się działo w TVP, Prokuraturze Krajowej czy ostatnio w KRS niczego nie można być pewnym - dodaje nasz rozmówca. Nastroje na Nowogrodzkiej dalekie są od optymizmu. Kierownictwo partii jest przekonane, że naciski polityczne na PKW są tak dziś tak duże, że zasiadający tam sędziowie mogą nie wytrzymać presji. - Obserwuję tę sprawę, słucham różnych wypowiedzi i widać gołym okiem, że jest duża polityczna presja na PKW, by odebrać PiS subwencję. Z czysto prawnego punktu widzenia nie ma to żadnego uzasadnienia, ale obecnie wszystko jest podporządkowane polityce - uważa Paweł Jabłoński, poseł PiS, z wykształcenia prawnik. Z kolei Krzysztof Sobolewski, poseł PiS i były sekretarz generalny partii dodaje, że politycy obozu władzy muszą mieć świadomość, że ich działania to "broń obosieczna". - Podjęto wszelkie możliwe działania, by doprowadzić do odebrania PiS subwencji, ale część polityków obozu władzy ma świadomość, że to broń obosieczna - mówi Interii Krzysztof Sobolewski. Subwencja budżetowa. Ile dostają partie? W obecnej kadencji Sejmu PiS ma dostawać z budżetu państwa 25,9 mln. rocznie. Tyle samo przypadnie Koalicji Obywatelskiej, która jednak musi tę kwotę podzielić między formacje, wchodzącej w jej skład, czyli Platformę Obywatelską, Zielonych, Nowoczesną i Inicjatywę Polską. Samej Platformie przypada więc 23,9 mln. PiS dzielić się z nikim nie musi, bo formalnie w wyborach nie startował jako koalicja. Łącznie partie polityczne mają dostawać rocznie z budżetu państwa ponad 84 miliony złotych. Warunek? Partia musi przekroczyć 3 proc. poparcia w wyborach i PKW musi przyjąć jej sprawozdanie finansowe za prowadzenie kampanii. Ma na to 6 miesięcy od dnia złożenia sprawozdania przez partię. Partia z kolei ma czas 3 miesięcy na złożenie sprawozdania od momentu wyborów. Łącznie to 9 miesięcy, które mija 15 lipca, czyli w poniedziałek. Jak jednak informował portal money.pl, który opisywał sprawę możliwości utraty przez PiS subwencji, niewykluczone, że PKW może się zebrać w tej sprawie jeszcze w tym tygodniu - 11 lub 12 lipca. Gdy pytamy w PKW, kiedy możemy spodziewać się decyzji, słyszymy, że na pewno do połowy lipca. W jakim kierunku zmierza badanie sprawozdań, w tym tego dotyczącego komitetu wyborczego PiS, PKW komentować nie chce. - PKW nie zajmuje stanowiska w sprawie gospodarki finansowej komitetów wyborczych i nie komentuje badania sprawozdań finansowych w innej formie niż podjęta i opublikowana uchwała - mówi Interii Marcin Chmielnicki, rzecznik prasowy w Krajowym Biurze Wyborczym PKW. Fundusz Sprawiedliwości a pieniądze z budżetu dla PiS Dlaczego w ogóle pieniądze dla PiS są zagrożone? Wszystko przez niejasności w związku z wydawaniem pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości. Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Adam Bodnar zawnioskował o to, aby Państwowa Komisja Wyborcza sprawdziła, czy wydatki dokonywane z Funduszu Sprawiedliwości są zgodne z przepisami Kodeksu wyborczego w sprawie zasad finansowania kampanii partyjnych. Z kolei "Gazeta Wyborcza" ujawniła niedawno list z 2019 roku, w którym Jarosław Kaczyński przestrzegał Zbigniewa Ziobrę przed skutkami takich działań. Prezes PiS apelował do Ziobry m.in. "o natychmiastowe zakazanie kandydatom Solidarnej Polski (poprzednia nazwa Suwerennej Polski - przyp.red.) korzystania z Funduszu Sprawiedliwości w trakcie kampanii wyborczej i jednocześnie zakazanie osobie odpowiedzialnej za dysponowanie środkami Funduszu przekazywania jakichkolwiek sum w trakcie kampanii lub też formułowania zobowiązań dotyczących przekazywania takich sum w przyszłości". Obecna władza uważa ten list prezesa PiS za przesądzający dowód, który nie pozostawia wątpliwości, że środki z Funduszu były przeznaczane na kampanie wyborcze polityków i że prezes PiS miał tego świadomość. Marcin Kierwiński, były szef MSWiA, w rozmowie z RMF FM stwierdził, że Jarosław Kaczyński, mając wiedzę o niewłaściwym wydawaniu pieniędzy z Funduszu, powinien był zawiadomić prokuraturę. Dodał, że PKW ma "bardzo istotne przesłanki" do odebrania subwencji PiS. - Mówimy o łamaniu Kodeksu wyborczego, nielegalnym finansowaniu kampanii wyborczej i nielegalnym finansowaniu partii politycznej - wyliczał polityk PO. Fundusz Sprawiedliwości. PiS obawia się utraty subwencji Nasi rozmówcy z PiS uważają, że gdyby PKW chciała trzymać się wyłącznie litery prawa i swoich kompetencji, to nic by PiS nie groziło. - PKW od zawsze zajmowała się wyłącznie tym, co przedstawia dany komitet wyborczy, który odpowiada za zobowiązania, które podjął i pod którymi podpisał się pełnomocnik wyborczy. Komitet nie może odpowiadać za to, czego nie podpisuje, czyli za działania każdego z kandydatów, których np. w wyborach samorządowych są tysiące - mówi nam jeden z dobrze zorientowanych w tej sprawie posłów PiS. I powołuje się przy tym choćby na publiczne wypowiedzi byłego szefa PKW Wojciecha Hermelińskiego, który w rozmowie z TVP wyliczał, że "PKW, oceniając sprawozdanie komitetu wyborczego, przede wszystkim bierze pod uwagę kwestie formalne: czy wszystkie wpłaty na kampanię były dokonywane na specjalny fundusz wyborczy, który każda partia musi utworzyć", a także to, "czy liczba wpłat na fundusz wyborczy była taka sama, jak liczba wypłat". Podkreślił także, że nawet jeśli pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości zasilały partię Ziobry w sposób niedozwolony, to PKW nie ma, jak tego dowieść. - Nie wiem jednak, czy PKW będzie w stanie to uchwycić od strony procesowej, bo nie ma narzędzi do badania tego - przyznał. Nie wykluczył jednak, że "PKW znajdzie jakieś rozwiązanie, aby ta afera nie upiekła się Suwerennej Polsce". - Myślę, że PKW powinna się szczególnie pilnie temu przyjrzeć i potraktować to w sposób nadzwyczajny, jak wskazuje minister Bodnar. Mam nadzieję, że PKW pochyli się nad tym ze szczególną uwagą oraz wnikliwością i chociażby drogą domagania się wyjaśnień uda się cokolwiek ustalić. Ale łatwe to nie będzie - mówił Hermeliński. Decyzja PKW. PiS rozważa różne scenariusze Tymczasem politycy PiS zwracają uwagę, że odebranie czy zmniejszenie subwencji PiS otwiera drzwi do rozliczeń także innych komitetów wyborczych zwłaszcza, jeśli chodzi o wybory samorządowe. - Każdej władzy i rządowej, i samorządowej można zarzucić, że jej działania na rzecz obywateli w danym okręgu to zawsze w jakimś sensie prowadzenie kampanii wyborczej. Idąc tym tokiem rozumowania, każda inwestycja publiczna, robiona przez rząd czy samorząd musiałaby być podciągnięta pod działalność kampanijną. Popadamy w absurd - podkreśla Paweł Jabłoński, poseł PiS. Dzisiaj najbardziej dla PiS optymistyczny scenariusz to przyjęcie przez PKW sprawozdania bez zastrzeżeń. Prawo (a dokładnie Kodeks wyborczy i ustawa o finansowaniu partii politycznych) przewiduje jednak jeszcze dwie inne możliwości: przyjęcie sprawozdania ze wskazaniem uchybień oraz odrzucenie. To ostatnie może skutkować znaczącym zmniejszeniem kwoty subwencji lub jej całkowitą utratą. Czy PiS ma plan "B" na wypadek, gdyby ziścił się czarny dla partii scenariusz? Posłowie tej partii twierdzą, że tak. PiS i plan "B" na wypadek utraty pieniędzy Po pierwsze, jeśli decyzja PKW będzie niekorzystna, PiS zaskarży ją do Sądu Najwyższego, gdzie trafi do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. To Izba, w której zasiadają głównie neo-sędziowie, z czym PiS wiąże pewne nadzieje. Jarosław Kaczyński, dopytywany o to na jednej z konferencji prasowych, przypomniał, że już raz miała miejsce podobna sytuacja. W 2007 roku PiS stracił prawo do subwencji na trzy lata. Po odwołaniu decyzja ta została zakwestionowana przez Sąd Najwyższy. Prezes PiS przekonywał, że tak, jak partia poradziła sobie wtedy, tak poradzi sobie teraz. Inna sprawa, że w perspektywie partia ma zbliżającą się kampanię prezydencką, która będzie wymagała ogromnych środków finansowych. Planem "B" polityków PiS jest powszechna mobilizacja wyborców PiS i szerzej sympatyków prawej strony. Będzie więc organizacja protestów i zbiórek na rzecz partii i kampanii prezydenckiej, co - jak kalkuluje PiS - przełoży się na mobilizację wyborców prawicy w wyborach - Donald Tusk i Adam Bodnar, idąc tą drogą, mogą uzyskać efekt odwrotny do zamierzonego, czyli postawić naszych wyborców w stan nadzwyczajnej mobilizacji. A to w kampanii prezydenckiej jest tak samo ważne jak fundusze na jej prowadzenie - podsumowuje jeden z polityków z Nowogrodzkiej. Kamila Baranowska ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!