- Byłam zaskoczona, bo to nazwisko nie krążyło po partyjnej giełdzie nazwisk - mówi polityczka z władz PO pytana o start Kierwińskiego w czerwcowych wyborach europejskich. - Marcin ma bardzo silną pozycję w partii i na pewno nie jest tak, że musiał startować, że ktoś mu kazał, że się poświęca - podkreśla nasza rozmówczyni. - Marcin zaskoczył wszystkich, prawie nikt w partii nie wie, co się dzieje - mówi Interii jeden z samorządowców PO. Podkreśla, że inni ministrowie na partyjnych listach, Borys Budka i Bartłomiej Sienkiewicz, od dawna pojawiali się na partyjnej giełdzie nazwisk w kontekście startu do PE. - Kierwińskiego nigdy na niej nie było, a przecież mówimy o człowieku numer dwa w Platformie, szefie partyjnych struktur - dodaje polityk. Mówi źródło Interii w rządzie: - Budka i Kierwiński? Nie to, że premier ciągnął ich wołami. Może nie jest tak, że przebierali nogami na wyjazd do Brukseli, ale nie jest też tak, że "Tusk im kazał". Generalnie jakoś tak się to ustaliło pośrodku. Potrzebowaliśmy mocnej jedynki na Śląsku po Buzku, w Warszawie też była potrzebna. To naprawdę ważne wybory, które trzeba wygrać. Przetasowania w rządzie i w PO Kierwiński w czerwcowych wyborach będzie otwierać warszawską listę Koalicji Obywatelskiej. Zważywszy, że stolica to - obok Gdańska i Łodzi - największy bastion formacji Donalda Tuska w kraju, mandat dla wciąż urzędującego szefa MSWiA wydaje się formalnością. - Warszawa potrzebowała mocnego lidera, a Marcin takim liderem jest. Poza tym jest zadaniowcem, więc jak ma coś zrobić, to jest pewność, że zrobi - mówi nam jedna z ważnych polityczek KO. Prawie pewny wyjazd Kierwińskiego do Brukseli oznacza poważne przetasowania zarówno w rządzie, jak i partii. Z informacji Interii wynika, że jego następca w MSWiA został już przez premiera Tuska wybrany, kandydatura ma być pewna na 90 proc. Znacznie więcej spekulacji i zamieszania dotyczy drugiej sprawowanej przez Kierwińskiego funkcji, czyli sekretarza generalnego partii. - Słyszałam dwie wersje - najpierw, że ma zostać na stanowisku sekretarza generalnego, a potem, że jednak ustąpić - mówi Interii polityczka z kierownictwa partii. Pierwsza wersja zakładała, że w Brukseli Kierwiński miałby więcej czasu na zajmowanie się partią, niż teraz, kiedy kieruje resortem spraw wewnętrznych. Wedle drugiej wersji, premier Tusk szuka dla Kierwińskiego następcy. Przed KO dwie arcyważne elekcje - już za chwilę do Parlamentu Europejskiego, a w połowie przyszłego roku wybory prezydenckie, od których de facto zależy, czy koalicja rządząca będzie w stanie w tej kadencji przeprowadzić jakiekolwiek poważne reformy. W takiej sytuacji szef partyjnych struktur nie może kierować partią z doskoku - zdalnie z Brukseli albo dojeżdżając do Polski na dwa czy trzy dni w tygodniu. - Wszystko musi chodzić jak w zegarku - słyszymy we władzach Platformy. W partyjnej hierarchii Kierwiński na stanowisku sekretarza generalnego ma aż czworo zastępców. To wicemarszałkini Sejmu Monika Wielichowska, posłowie Paweł Olszewski i Jarosław Urbaniak oraz były starosta lidzbarski, a obecnie radny powiatu lidzbarskiego Jan Harhaj. Z informacji Interii wynika jednak, że niemal na pewno nikt z tej czwórki nie przejmie obowiązków Kierwińskiego. Dwóch zastępców Kierwińskiego mówi nam to zresztą wprost. - Ja propozycji nie dostałem i się nie wybieram na sekretarza generalnego partii - odpowiada poseł Urbaniak. Również poseł Olszewski nie zamierza kierować partyjnymi strukturami. - To, co wiem na pewno, to że sekretarzem generalnym nie będę ja. Jestem nadal wiceministrem cyfryzacji, więc byłoby to bardzo trudne do pogodzenia czasowo - tłumaczy. I dodaje: - Decyzja należy tutaj wyłącznie do premiera Tuska i tylko on wie, kogo wskaże na tę funkcję. Trzy scenariusze Kierwińskiego Zaskoczenie i brak jasnych komunikatów, co dalej wywołały w Platformie falę spekulacji o możliwych powodach wyjazdu Marcina Kierwińskiego do Brukseli. Nie brakowało wśród nich nawiązań historycznych i teorii spiskowych. Zwłaszcza w warszawskiej Platformie, gdzie Kierwiński od lat ma rozległe wpływy i wpływ na kariery wielu działaczy. - To jest ten sam numer co kiedyś z Piskorskim. Donald mu nie ufa - powiedział nam jeden z polityków, wskazując, że Kierwiński od lat potrafi ułożyć się z kolejnymi szefami Platformy, przez co żaden z nich nie traktuje go jako swojego człowieka. - Teraz znowu jest tuskowcem, ale nigdy nie będzie zaufanym człowiekiem Tuska. Donald woli swoich, zabezpiecza się, jego łaska na pstrym koniu jeździ - dodał nasz rozmówca. To jednak skrajna i odosobniona opinia. Zarówno w warszawskiej Platformie, jak i wśród parlamentarzystów czy w partyjnych władzach przeważa pogląd, że Tusk jest z Kierwińskiego zadowolony, a współpraca obu polityków przebiega dobrze. - To była wspólna decyzja Marcina i kierownika (tak w PO nazywany jest Tusk - przyp. red.) - o powodach niechybnego wyjazdu Kierwińskiego do Parlamentu Europejskiego mówi nam polityk z władz PO. Szukając odpowiedzi na pytanie o powody startu szefa MSWiA w wyborach europejskich w partii, parlamencie i rządzie najczęściej można usłyszeć trzy wersje wydarzeń. Pierwsza mówi o priorytetach Koalicji Obywatelskiej i samego Tuska. Chodzi o bezpieczeństwo. Podczas Rady Krajowej PO 24 kwietnia szef rządu kilkukrotnie podkreślał, że bezpieczeństwo i obronność będą najważniejsze w nadchodzącej kadencji europarlamentu. Zwłaszcza z perspektywy państw wschodniej flanki NATO. - To, co dzieje się od ponad dwóch lat za wschodnią granicą Polski i akcent, który trzeba kłaść zarówno na bezpieczeństwo Polski, jak i całej UE powodują, że obecność Marcina w europarlamencie, z jego wiedzą i doświadczeniem w zakresie bezpieczeństwa, będą nieocenione - uważa wysoko postawiony polityk Platformy. Drugie z tłumaczeń dotyczy kwestii rodzinnych. Kierwiński ma troje małych dzieci i coraz mocniej doskwiera mu, że z powodu obowiązków w rządzie i partii nie ma dla nich prawie w ogóle czasu. - Dla Tuska sprawa jest prosta: rząd i partia są najważniejsze i jeśli nie jesteś w stanie dawać z siebie cały czas 120 proc., to szukasz sobie innego miejsca. Wychodzi na to, że tym miejscem w przypadku Marcina jest europarlament - tłumaczy nam osoba z władz Platformy. Inne z naszych źródeł w kierownictwie partii dodaje jednak: - Jak znam Marcina, to dzieci będą go jednak widywać rzadziej niż częściej. To będzie trudna i ważna kadencja w europarlamencie, a skoro Marcin tam jedzie, to nie po to, żeby się obijać. Wreszcie scenariusz trzeci, zdaniem rozmówców Interii najbardziej prawdopodobny. Dotyczy Warszawy, a konkretnie stołecznego ratusza. Według źródeł Interii Kierwiński bardzo poważnie myśli o tym, żeby powalczyć o prezydenturę Warszawy, jeśli Rafał Trzaskowski zostanie prezydentem Polski w połowie 2025 roku. - On sam bardzo chciałby startować za rok na prezydenta Warszawy, to jego marzenie. Tym bardziej że na stanowisko szefa MSWiA wcale się nie pchał - przyznaje polityk dobrze znający Kierwińskiego. W tym kontekście - jak mówi nam inny polityk z otoczenia sekretarza generalnego PO - wyjazd do Brukseli to "taktyczne wycofanie się i zejście z linii strzału, na jakiej jest w MSWiA". - Przecież Marcin jest w resorcie cztery miesiące, a już bronił się przed wnioskiem o wotum nieufności. Wystarczy jakiś incydent na przykład z policją i cała odpowiedzialność spadnie na niego. Kontrolę nad warszawską Platformą i tak zachowa, zapewne nawet większą niż do tej pory, bo będzie mieć na to więcej czasu niż w ostatnich miesiącach - wyjaśnia nasze źródło. - Nie wątpię, że może mieć taki cel albo nawet marzenie, ale trudniej będzie mu zostać prezydentem Warszawy po wyjeździe do Parlamentu Europejskiego - o zakusach Kierwińskiego na prezydenturę Warszawy mówi z kolei Interii osoba z władz Platformy. Jej zdaniem, z MSWiA do stołecznego ratusza droga byłaby i krótsza, i łatwiejsza, ponieważ w PE "wypada się z krajowej polityki". - Niby jest lżej i łatwiej, ale dla kogoś, kto myśli o karierze w krajowej polityce sporo to komplikuje - słyszymy. Z ministrem Kierwińskim, mimo prób kontaktu, nie udało nam się porozmawiać o jego motywacjach związanych ze startem w wyborach do PE. Kierownik układa partię po swojemu Marcin Kierwiński to jednak niejedyne głośne nazwisko na listach Koalicji Obywatelskiej do Parlamentu Europejskiego. W innych regionach wyborczymi lokomotywami będą m.in. jego dwaj koledzy z rządu - minister aktywów państwowych Borys Budka (Śląsk) oraz kierujący resortem kultury i dziedzictwa narodowego Bartłomiej Sienkiewicz (Świętokrzyskie i Małopolska). Z krajowej polityki do Brukseli mogą przenieść się także przewodniczący sejmowych komisji śledczych - startujący z "jedynki" w Łodzi Dariusz Joński (komisja ds. wyborów kopertowych) i "piątka" w Warszawie Michał Szczerba (komisja wizowa). Również szef sejmowej komisji kultury i środków przekazu Bogdan Zdrojewski liczy na powrót do Parlamentu Europejskiego. Poseł będzie "jedynką" w regionie obejmującym Dolny Śląsk i Opolszczyznę. Do Brukseli może wyjechać też wiceprzewodniczący PO Bartosz Arłukowicz, poseł otwiera listę KO w Zachodniopomorskiem i Lubuskiem. Na listach Koalicji Obywatelskiej znajdzie się też była prezydentka Warszawy i była wiceszefowa PO Hanna Gronkiewicz-Waltz. Była prezeska Narodowego Banku Polskiego o mandat będzie ubiegać się z drugiego miejsca na warszawskiej liście partii. Na czołowych miejscach list KO są też postacie dobrze znane z kończącej się kadencji europarlamentu: Janusz Lewandowski ("jedynka" na Pomorzu", Ewa Kopacz (otwiera listę w Wielkopolsce) czy Krzysztof Brejza (numer jeden w województwie kujawsko-pomorskim). Mówi doświadczony polityk Platformy: - Kiedy Donald wracał z Brukseli, to przejmował partię i swoich najbliższych współpracowników z dobrodziejstwem inwentarza. Nie był zadowolony z tego, co tu zastał, ale nie miał specjalnego wyboru. Cel osiągnął, bo odzyskał władzę i odsunął PiS, ale teraz mebluje partię po swojemu, bo wreszcie ma na to czas.