Konwencja "Biało-czerwoni" była wydarzeniem, inaugurującym kampanię europejską PiS. Miała pokazać nie tylko determinację i wolę zwycięstwa, ale także merytoryczną dyskusję, która odbywa się na partyjnym zapleczu. Widać było zainwestowane w nią środki finansowe, jak i organizacyjne. Do hali Expo w Warszawie zjechało, jak twierdzą organizatorzy, blisko trzy tysiące osób. Sama konwencja nie sprowadzała się wyłącznie do przemówień polityków PiS, ale towarzyszył mu szereg paneli dyskusyjnych na tematy, dotyczące Unii Europejskiej, jej przyszłości, problemów i zagrożeń. W każdym z nich brali udział obecni europosłowie PiS, z których część będzie za chwilę walczyć o reelekcję. Wybory do PE 2024. Konwencja PiS inaugurująca kampanię europejską Dobór tematów paneli pokazał dobitnie wokół czego PiS chce budować swoją kampanię. Będzie się ona różnić dość zasadniczo od kampanii samorządowej, która przyniosła partii sukces, bo pozwoliła odnieść dziewiąte z rzędu zwycięstwo. W związku z tym są w PiS ludzie, którzy zadają pytanie o to, czy aby na pewno zwrot w przeciwnym kierunku jest dziś pożądany. Cztery pierwsze panele (łącznie wszystkich odbyło się dziesięć), które toczyły się w bocznej sali konwencji dotyczyły kluczowych dla PiS tematów. Spójrzmy na ich tytuły: "Suwerenne rolnictwo i energetyka wobec pakietu Fit for 55 i Zielonego Ładu superpaństwa europejskiego"; "Biznes nie dla każdego. Jak zmiany w traktatach ograniczą wolność gospodarczą"; "Bezpieczeństwa w perspektywie geopolitycznej. Narodowe czy federalne? Plany tworzenia armii europejskiej a bezpieczeństwo Polski"; "Unia biurokratów. Przywileje kasty europejskiej a deficyt demokracji"; "Ideologie antywolnościowe. Anarchotyrania jako wiodący nurt w nowej Unii Europejskiej". Tego ostatniego panelu, który prowadził europoseł PiS Joachim Brudziński, z uwagą słuchał, siedząc w pierwszym rzędzie Jarosław Kaczyński. Kluczowym panelem był ten dotyczący kierunku rozwoju Unii Europejskiej, w którym udział wzięli Beata Szydło, Mariusz Błaszczak, Mateusz Morawiecki, Waldemar Buda i Zbigniew Kuźmiuk. Patryk Jaki był z kolei moderatorem panelu dotyczącego zmian w traktatach. Jasny przekaz w kampanii PiS przed wyborami europejskimi 2024 Wszystkie dyskusje, które toczyły się podczas konwencji wskazywały jasno, że PiS szykuje się do kampanii pod hasłem obrony suwerenności i krytyki Unii Europejskiej za to, że jej decyzje zaczynają uderzać w interesy zwykłych Polaków. - Wciąż większość Polaków chce być w Unii i widzi korzyści, jakie z tego płyną, ale widzi też absurdy w postaci krzywizny banana. My te absurdy będziemy punktować i pokazywać, że nie wszystko jest takie super jak być powinno. Podglebie jest, bo nastroje też zaczynają się delikatnie zmieniać - przekonywał nas na konwencji jeden z obecnych tam europosłów PiS. Jarosław Kaczyński w swoim przemówieniu skupił się głównie na tym, co się PiS w Unii nie podoba i na co "nie może być zgody". Sformułowanie "nie ma zgody" padało z jego ust chyba najczęściej i było bardzo chętnie podchwytywane przez zgromadzonych sympatyków i działaczy partii.Stało też w mocnej sprzeczności z hasłem z poprzedniej konwencji PiS, inaugurującej kampanię samorządową, gdy politycy PiS deklarowali: "Jesteśmy na tak". "Nie ma zgody na Zielony Ład", "nie ma zgody na zmianę traktatów", "nie ma zgody na podnoszenie podatków", "nie ma zgody na szaleńcze plany dotyczące rolnictwa" itd. itp. Zabawnie zabrzmiały słowa prezesa, gdy podczas wyliczania na co nie może być zgody zastrzegł, że "nie mówimy nie, bo jesteśmy na tak". "Nie ma zgody" zamiast "Jesteśmy na tak" - Idziemy tam, by powiedzieć temu wszystkiemu "nie", ale nie mówimy "nie", bo jesteśmy dzisiaj na "tak". My mówimy rozwój, my mówimy silne europejskie rolnictwo, my mówimy "nie" temu wszystkiemu, co ma rozwojowi nie tylko Polski, ale także Europy się przeciwstawić - wyjaśniał Kaczyński. Było do przewidzenia, że słowa te będą złośliwie komentowane. Szybko zrobił to premier Donald Tusk, pisząc w mediach społecznościowych: "Kaczyński wczoraj o Europie: ’Idziemy tam, by powiedzieć temu wszystkiemu NIE, ale nie mówimy NIE, bo jesteśmy dzisiaj na TAK'. Wszyscy się śmieją, a powinni się bać. Dzisiaj na ’tak', dzień po wyborach ruszą z proputinowskimi partiami rozwalać Unię. Bo zabrakło Twojego głosu" - napisał premier. Punktem kulminacyjnym konwencji było podpisanie przez byłą premier, obecnie europosłankę Beatę Szydło, występującą w imieniu wszystkich europosłów i kandydatów na europosłów PiS deklaracji, o co będą walczyć w tych wyborach. Wśród siedmiu postulatów znalazło się: unieważnienie Zielonego Ładu, zatrzymanie Pąku migracyjnego, powstrzymanie nowego Traktatu, obrona złotówki i "nie" dla euro, obrona interesów polskiej wsi, wzmocnienie bezpieczeństwa i uzbrajanie Polski, obrona polskiej wolności. Twarzą kampanii europejskiej PiS ma być właśnie Beata Szydło, która w swoich wystąpieniach nawiązywała do hasła pracy zespołowej i budowy "biało-czerwonej drużyny". To jasne nawiązanie do kampanii z roku 2015, gdy drużyna najpierw Andrzeja Dudy, potem Beaty Szydło wygrywała dla PiS wybory. O drużynie i wspólnej pracy mówił także Jarosław Kaczyński, jednak odpowiedź sali była dość jednoznaczna i zawierała się w okrzykach "Jarosław, Jarosław". To prezes PiS był wskazywany przez prowadzącego konwencję europosła Dominika Tarczyńskiego jako "architekt dziewięciu zwycięstw PiS" i przyszły "architekt dziesiątego zwycięstwa". PiS mocno liczy na to, że w wyborach europejskich uda mu się wyprzedzić Koalicję Obywatelską. Podczas konwencji, wbrew oczekiwaniom, nie zaprezentowano wszystkich kandydatów do PE ani nie pokazano list wyborczych. Powód jest prosty - wciąż trwają przetasowania i zmiany. Listy będą się zmieniać do ostatniej chwili, PiS planuje zarejestrować je w PKW w poniedziałek (najpóźniej we wtorek). Oficjalny termin mija 2 maja. Wciąż niepewna sprawa list PiS w wyborach do PE - Będziemy mieszać w tym kotle do ostatniej chwili - śmieje się jeden z posłów PiS. Do śmiechu nie jest jednak samym kandydatom, którzy narzekali w kuluarach, że nie mogą rozpocząć robienia kampanii, zamawiania banerów czy ulotek, bo nie są pewni, z którego okręgu startują. Jeden z kandydatów zdradził, że nie czekając na to, co się ostatecznie wydarzy, zlecił już druk ulotek, ale dla bezpieczeństwa nie umieścił na nich numeru miejsca i nazwy okręgu. Zgrzytem był fakt, że konwencję PiS otwierał Jacek Saryusz-Wolski, który nie zmieścił się na listach PiS. Jego przemówienie zaplanowano jeszcze zanim rozpoczął się serial z układaniem list. Stąd szybka decyzja, by zaprezentować go jako kandydata PiS na unijnego komisarza (choć wiadomo, że to nie PiS, lecz rząd będzie go wyznaczać). Jacek Saryusz-Wolski chciał wystartować z Warszawy, ale tutaj pierwsze miejsce dostała Małgorzata Gosiewska. Na kandydowanie z innego okręgu europoseł zgody nie wyraził.Nasi rozmówcy z PiS mówią, że nie jest wykluczone, że ostatecznie Saryusz-Wolski wróci na listy, bo w partii powszechne jest przekonanie, że akurat dla niego miejsce powinno się znaleźć. Wiadomo, że na Nowogrodzkiej wciąż trwają dyskusje nad listami i prezes Jarosław Kaczyński dokonuje roszad. Na razie głównie na dalszych miejscach, ale i część obecnych "jedynek" w niektórych okręgach nie jest wcale pewna, skąd będzie kandydować. Mimo to politycy PiS uważają konwencję za udaną. Przesyłają sobie dane z konta "Polityki w sieci", z których wynika, że temat konwencji miał rekordowe, wielomilionowe zasięgi i towarzyszył jej pozytywny kontekst. "Polityka w sieci" odnotowała wysoki stopień zaangażowania w social mediach na temat konwencji i pozytywną recepcję, zwłaszcza wśród zwolenników i sympatyków partii (ale nie tylko), co przekłada się na wzmocnienie ich mobilizacji. Kamila Baranowska