- W następnym tygodniu w Strasbourgu jest przewidziany punkt obrad plenarnych dotyczący afery wizowej. Już dzisiaj słyszę, że jeśli potwierdzą się wszystkie skandaliczne nieprawidłowości, to zostaniemy usunięci ze strefy Schengen - grzmiał w Polsat News były premier Leszek Miller. - Z dnia na dzień zostaniemy zawieszeni w strefie Schengen. Jeśli ktoś ma schowany paszport, to radzę go poszukać, bo może się okazać, że dziś jeszcze możemy swobodnie podróżować po Europie, a od jutra już nie będziemy w Schengen - dodawał w TVN24 Robert Biedroń. Czy coś jest na rzeczy? Czy Polska rzeczywiście może zostać wyrzucona ze strefy Schengen? Jeśli jest na to choć cień szansy, to jak wyglądają procedury? Przyjrzeliśmy się sprawie. Na początek istotna informacja - jeszcze nigdy w historii funkcjonowania strefy Schengen (swobodny ruch między poszczególnymi krajami bez potrzeby posiadania paszportu) nie zdarzyło się, by jakiś kraj został z niej wyrzucony. Jedynie Wielka Brytania wyszła ze strefy, ale stało się to w momencie Brexitu, kiedy Brytyjczycy opuszczali nie tyle strefę Schengen, ale w ogóle Unię Europejską. Dziś do strefy Schengen należą 23 z 27 państw członkowskich oraz Islandia, Liechtenstein, Norwegia i Szwajcaria. W Bułgarii, Rumunii i na Cyprze nie zniesiono jeszcze kontroli na granicach wewnętrznych, a Irlandia nie należy do strefy Schengen. Czy Polska dołączy do tych czterech państw? - Absolutnie nie ma takiej możliwości - mówi Interii europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk. Europoseł PSL Krzysztof Hetman - choć jest w przeciwnej frakcji - podziela tę opinię. - Nie sądzę, żeby Polska była wyrzucona ze strefy Schengen - mówi Interii Hetman. - Aczkolwiek Polacy na własnej skórze mogą znów poczuć powiew przeszłości. Moje pokolenie pamięta, jak nie można było przekroczyć granicy, trzeba było stać w długich kolejkach. Możemy wrócić do tego punktu. A to przez sytuację, do której doprowadził rząd Mateusza Morawieckiego - dodaje. Wracają kontrole na niemiecko-polskiej granicy Europoseł PSL odnosi się do możliwości przywrócenia kontroli na granicy niemiecko-polskiej. A to - w przeciwieństwie do opcji pt. "wyrzucenie ze strefy Schengen" - wydaje się nie tylko dopuszczalne, ale wielce prawdopodobne. Portal Politico poinformował, powołując się na nieoficjalne informacje z niemieckiego rządu, że już w środę Niemcy mogą wprowadzić kontrole na granicy niemiecko-polskiej. "Niemiecka minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser ogłosi tymczasowe kontrole na granicach Niemiec z Polską i Czechami, próbując ograniczyć napływ osób ubiegających się o azyl" - powiedział Politico niemiecki urzędnik. Sprawa ma wielopłaszczyznowy charakter. Przede wszystkim uaktywnił się tzw. szlak bałkański, którym nielegalni migranci starają się dostać do Niemiec. W tle jest też afera wizowa, o której mówił w ostatnich dniach kanclerz Olaf Scholz. Agencja dpa informowała, że "mając na uwadze obecną sytuację na granicach, Scholz zaapelował o wyjaśnienie ewentualnych nieprawidłowości w wydawaniu wiz przez Polskę". - Nie chciałbym, żeby Polska po prostu machnęła ręką - miał mówić kanclerz Niemiec. Polskie władze poczuły się dotknięte takim stanowiskiem Scholza. Premier Mateusz Morawiecki mówił nawet, żeby kanclerz Niemiec "nie wtrącał się w polskie sprawy" i żeby "się doinformował". - Scholz żąda od Polski uszczelnienia granic w sytuacji, kiedy to Niemcy w 2015 roku sprowadzili do Europy prawie 2 mln nielegalnych imigrantów. Przecież to jakieś kuriozalne rzeczy. To straszne, że polska opozycja uczestniczy w czymś takim - mówi nam Kuźmiuk. Niemcy mówią o nieszczelnej zewnętrznej granicy UE Sęk w tym, że Niemcy chcą uniknąć błędów z 2015 roku i dziś u naszych sąsiadów toczy się pogłębiona dyskusja na temat migracji. Pisał o tym na łamach Interii nasz niemiecki korespondent Tomasz Lejman. Z jego informacji wynika, że temat ewentualnego powrotu kontroli na granicy niemiecko-polskiej jest żywo dyskutowany nie tylko w Berlinie, ale też w innych rejonach kraju. - Jeżeli granice zewnętrzne Unii Europejskiej byłyby skutecznie chronione, nie pojawiałyby się już pytania dotyczące kontroli. Ale ponieważ ochrona granic zewnętrznych Europy nie jest zagwarantowana w tej chwili, kontrole pomiędzy krajami są konieczne - powiedział sekretarz generalny bawarskiej CSU Martin Huber w rozmowie z reporterem Interii i Polsat News Tomaszem Lejmanem. - To burmistrzowie i wójtowie ze wszystkich partii i wszystkich frakcji wyraźnie wskazują, że limit obciążenia został osiągnięty. Nawet prezydent federalny Frank Walter Steinmeier z SPD i były prezydent Joachim Gauck mówią o tym, że gminy nie mogą już więcej zrobić dla uchodźców. Istnieje pilna potrzeba podjęcia działań - tłumaczył Huber. Niemiecki polityk wskazuje, że naciski oddolne są duże. Rząd Olafa Scholza nie może więc ich dłużej ignorować. Dlatego też postanawia - jak pisze Politico - wprowadzić tymczasowe kontrole na polsko-niemieckiej granicy. - Niemcy zażądały takiej kontroli na granicy austriackiej i robią tak od jakiegoś czasu. Z tego co słyszę, chcą też kontrole wprowadzić na granicy z Czechami, mogą tak zrobić też z Polską - przyznaje Kuźmiuk.- Polska ma jednak czyste sumienie, bo tak jak my pilnujemy wschodniej granicy Unii Europejskiej, to nie pilnuje jej nikt. Podpisując się pod porozumieniem z Schengen każdy kraj, który ma zewnętrzną granicę UE, zobowiązał się do jej pilnowania. Wydaje mi się, że tylko Polska rzetelnie, wręcz wzorcowo, z tego zadania się wywiązuje - dodaje. Powrót do kontroli na granicy polsko-niemieckiej jest zgodny z prawem. Było tak choćby w pandemii COVID-19, a podobnie raz na jakiś czas czynią inne państwa. Zresztą sama Polska kilka dni temu przywróciła kontrole na granicy ze Słowacją. "W wyjątkowych okolicznościach, które zagrażają ogólnemu funkcjonowaniu strefy Schengen, kodeks graniczny Schengen pozwala państwom członkowskim przywracać kontrole na niektórych granicach wewnętrznych. Rada Unii Europejskiej może wówczas zalecić - na podstawie wniosku Komisji Europejskiej - by niektóre państwa członkowskie przywróciły kontrole graniczne. Kontrole przywracane w sytuacjach wyjątkowych wymagają zatwierdzenia przez Radę" - czytamy na stronie Unii Europejskiej. Debata w PE na temat polskiej afery wizowej Tymczasem w najbliższym czasie Parlament Europejski może poważniej zająć się polskim przypadkiem. Wszystko przez list trzech byłych premierów - Millera, Włodzimierza Cimoszewicza i Marka Belki - do Ursuli von der Leyen. Politycy zaniepokojeni aferą wizową poprosili o debatę na ten temat w Parlamencie Europejskim. Według nieoficjalnych informacji może ona zostać przeprowadzona na początku października, więc dosłownie chwilę przed wyborami w Polsce. - PE nie ma kompetencji do przywracania kontroli granicznych. To wewnętrzne sprawy państw członkowskich, które mogą takie działania podjąć, jak było np. w pandemii. Jeśli koledzy z grupy Socjalistów wniosą do porządku obrad ten temat, to po prostu odbędzie się debata, tylko tyle - uspokaja nastroje Hetman. Dodaje też, że po Niemczech kolejnym krajem, który wprowadzi kontrole - tyle że statków wpływających z polskiego kierunku - może być Szwecja. - Wszystko się sypie, a podobno miała się mysz nie przecisnąć. To tylko pokazuje, że te wszystkie zapewnienia bezpieczeństwa okazały się funta kłaków warte. Okazuje się, że wartkim nurtem płynie zarówno nielegalna imigracja przez granicę polsko-białoruską, ale jest też kanał przerzutu przez Bałkany. To wszystko powoduje turbulencje - ocenia polityk PSL. Łukasz Szpyrka, współpraca: Tomasz Lejman