Ale kontroli przynajmniej na razie nie będzie. Rzecznik niemieckiego rządu, zapytany dziś przez Interię i Polsat News o to, co myśli kanclerz na temat tej sprawy, powiedział tylko jedno zdanie: - Nie mam nic do dodania. W niemieckim MSW usłyszeliśmy, że zarówno Warszawa, jak i Berlin są zgodne co do tego, że z problemem migracyjnym poradzą sobie, kontynuując patrole mobilne. Szefowa tego resortu, na pytanie naszej redakcji, czy są plany wprowadzenia kontroli stałych, odpowiedziała, że stacjonarne punkty nie zdadzą egzaminu, ponieważ koncentracja funkcjonariuszy policji federalnej w jednym miejscu nie zwiększy bezpieczeństwa na granicach. Tyle oficjalnie. Skrajna prawica zaciera ręce? Ale w tle są też polsko-niemieckie relacje, których Berlin, szczególnie teraz przed wyborami, nie chce jeszcze zaogniać. Tego problemu nie mają lokalni politycy, którzy z jednej strony widzą, co dzieje się przy granicy, z drugiej obawiają się, że jeśli nie będą otwarcie mówić o problemie i domagać się kontroli, obecnie rządzące partie w regionach stracą w sondażach na rzecz ultraprawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD). Dziś AfD zyskuje w badaniach opinii, właśnie wytykając rządowi w Berlinie, że nie bierze poważnie obaw swoich obywateli. W przyszłym roku w Saksonii i Brandenburgii odbędą się lokalne wybory, dlatego można spodziewać się, że naciski ze strony rządów tych dwóch graniczących z Polską landów będą się nasilać. Rząd Olafa Scholza może mieć problem, tym bardziej, że niezadowoleni z sytuacji są politycy z jego partyjnych szeregów. Landy działają na własną rękę Regiony już teraz zaczynają działać same, nie czekając na decyzje rządzących w Berlinie. Minister spraw wewnętrznych w Saksonii zdecydował w środę, że wyśle swoich policjantów na tereny przygraniczne. Prowadzą oni kontrole wyrywkowe kilka lub kilkanaście kilometrów od granicy. Władze tego landu nie mogą wprowadzić na swoim terenie kontroli stacjonarnych, ponieważ z takim wnioskiem do Brukseli musi wystąpić rząd federalny. Jednak regionalni funkcjonariusze chcą wspomóc policjantów federalnych (odpowiedzialnych formalnie za ochronę granicy), by uspokoić nastroje mieszkańców tuż przy granicy. Armin Schuster, minister spraw wewnętrznych Saksonii, spodziewa się, że w najbliższych miesiącach liczba migrantów, którzy trafią dwoma kanałami do Niemiec (Białoruś i trasa bałkańska), może przekroczyć nawet 350 tys. Tylko od stycznia do lipca polsko-niemiecką granicę nielegalnie przekroczyło prawie 60 tys. osób, tyle co w całym roku 2020. Z Berlina dla Interii Tomasz Lejman