Marta Kurzyńska, Interia: Czy ceny prądu wzrosną radykalnie, jak mówi opozycja? Miłosz Motyka, wiceminister środowiska: - Nie. Żadnych radykalnych podwyżek cen energii nie będzie. Opozycja, strasząc w ten sposób, chce przykryć swoją nieudolność. Politycy Prawa i Sprawiedliwości chwalą się, ile wydawali na mrożenie cen energii. W rzeczywistości wyciągali pieniądze z kieszeni Polaków po to, żeby chwilowo przykleić plasterek na ranę. Co rząd proponuje zamiast plastra? - Mrozimy ceny energii dla wszystkich. Dla gospodarstw domowych, dla przedsiębiorców i dla budynków użyteczności publicznej, wbrew kłamstwom. Jednocześnie gwarantujemy bon energetyczny, który trafi do najbardziej potrzebujących. To wsparcie w ramach bonu zagwarantowane jest na wyższych progach niż to, które Prawo i Sprawiedliwość zawarło w swoim projekcie. Jak będą wyglądały te progi? - Dla gospodarstw jednorodzinnych to jest próg 2500 złotych, dla wielorodzinnych 1700 złotych. Jaka była propozycja Prawa i Sprawiedliwości? - Prawo i Sprawiedliwość zaproponowało dodatek osłonowy dla gospodarstw jednorodzinnych na poziomie 2100 zł, a dla gospodarstw wielorodzinnych 1500 złotych. My te progi mamy wyższe. Realne podwyżki cen energii mieliśmy za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości o 350 procent. Pytanie, ile osób będzie mogło skorzystać z tej ulgi? - Szacujemy, że z tego bonu skorzysta około 3,5 miliona gospodarstw domowych. Ile to procent gospodarstw? - To jest kilkanaście procent. To są osoby, które są narażone na ubóstwo energetyczne. Koszt tych rozwiązań to około 9 miliardów złotych. Mamy na to pieniądze. Przewidzieliśmy je w budżecie, mimo że PiS, który tyle krzyczał o mrożeniu cen prądu, zapomniał, by zabezpieczyć na to środki. Mówimy o grupie 3,5 miliona gospodarstw, które będą mogły skorzystać z bonu energetycznego. A co z resztą? - Dla reszty mamy mrożenie cen na poziomie 500 złotych za megawatogodzinę, dla przedsiębiorców na poziomie 693 złotych. Tu nic się nie zmienia. Czy rząd ma długofalowy plan w tej sprawie? Bo zarzucacie poprzednikom, że go nie mieli. - Docelowo musimy przeprowadzić transformację energetyczną. To będzie gwarantowało, że nie będziemy musieli mrozić cen i nie będziemy dopłacali do wysokoemisyjnej gospodarki. Ile przeciętne gospodarstwo domowe, które nie będzie mogło skorzystać z bonu energetycznego, będzie musiało dopłacić? - Ta kwota może być wyższa o około 30 złotych za rachunek. Czyli jednak zapłacimy więcej. - Gospodarstwa domowe, które zainwestowały w fotowoltaikę, zapłacą mniej niż dotychczas. Polityczne emocje rozpala też Zielony Ład. - Program Prawa i Sprawiedliwości. Politycy Prawa i Sprawiedliwości odcinają się od niego. - To komisarz Janusz Wojciechowski nazywał Zielony Ład programem rolnym Prawa i Sprawiedliwości. Dzisiaj, kiedy politycy PiS mówią o krytyce Zielonego Ładu, można powiedzieć, że ubrał się diabeł w ornat i ogonem na mszę dzwoni. Przeciwko Zielonemu Ładowi protestują przede wszystkim rolnicy. - Szkoda, że nie widzą prawdziwego adresata tych protestów, bo jeżeli protestujący mają pretensje do premiera, powinien to być premier Morawiecki, który w stu procentach odpowiada za aprobatę Zielonego Ładu przez Polskę. Nie słyszałem, żeby związkowcy protestowali wtedy, kiedy ta sprawa była dyskutowana. Teraz to wy rządzicie i macie wszystkie karty w ręku, więc co zamierzacie zrobić, by zatrzymać Zielony Ład? - W ciągu kilku tygodni naszych rządów już się udało zrobić więcej, niż przez miesiące rządów Prawa i Sprawiedliwości. Co konkretnie? - Udało się odejść od kwestii ugorowania, od kwestii związanej z obniżeniem poziomu stosowania środków ochrony roślin, od sankcjonowania mniejszych gospodarstw. To są realne zmiany, które zagwarantują, że nie będzie niepotrzebnej biurokracji. Ale rolników, jak widać, to nie przekonuje. - Polscy rolnicy bardzo dbają o jakość plonów i żywności, oraz o środowisko. Są w czołówce europejskiej, jeśli chodzi o jakość prowadzenia gospodarstw. Czy to może być karta przetargowa w rozmowach z Brukselą? - Tak, ale nie jedyną. Kolejnym argumentem za jest przede wszystkim to, by zagwarantować konkurencyjność naszej gospodarki. Nie możemy sobie pozwolić na to, by polska gospodarka w czasie zagrożenia wojną traciła konkurencyjność. Musimy być silni tym, co produkujemy. Nie możemy wyprowadzać produkcji rolnej poza granice Unii Europejskiej. Jakiekolwiek jej ograniczanie, a to proponował komisarz Wojciechowski, jest katastrofalnym błędem. Wicepremier Władysław Kosiniaka-Kamysz mówi, że będzie walczył o rolników i nie pozwoli na Zielony Ład. Czy to nie jest swoiste wotum nieufności wobec ministra rolnictwa? - Nie. Władysław Kosiniak-Kamysz jest liderem Polskiego Stronnictwa Ludowego, ma też bardzo mocną pozycje w rządzie i dlatego mówi głośno o tym, czym zajmuje się minister Siekierski. Rozmowy, zarówno w Brukseli, jak i te z rolnikami prowadzi Czesław Siekierski. Pytanie jaka jest ich skuteczność? - Nie ma drugiego takiego ministra, który by tak dużo czasu poświęcał na rozmowy z rolnikami i konsultacje społeczne i tak głośno i zdecydowanie artykułował polskie sprawy w Brukseli. Kiedy kolejne rozmowy? - Te rozmowy toczą się cały czas. Gdy są nowe postulaty ze strony rolników, minister Siekierski zawsze znajduje czas na rozmowę. Dlatego cześć z tych protestów uważamy za happeningi polityczne. Na przykład ostatni protest w Sejmie. Kto inspiruje ten protest, jeśli, jak pan mówi, jest polityczny? - Część polityków Prawa i Sprawiedliwości i Konfederacji. Macie pomysł, jak dojść do porozumienia z rolnikami? - Minister Siekierski zaprosił rolników na rozmowę, ale są od tego odpowiednie miejsca, np. Centrum Dialog. Myślę, że ci, którzy startują do Parlamentu Europejskiego z list PiS-u, nie powinni się na tych rozmowach pojawiać, bo po prostu szkodzą. Chcą wykorzystać politycznie ten temat. Protestujący mówią, że chcą rozmawiać z premierem. - Akurat premier Tusk jak nikt inny jest otwarty na rozmowy z rolnikami. To Mateusz Morawiecki miał problem z dialogiem, podobnie Beata Szydło. Premier Tusk kilka tygodni po objęciu rządów przeprowadził duże konsultacje z rolnikami. Konsultacje duże, ale efekt niewielki, bo protesty nie ustały. - Dlatego chcemy postulaty rolników wprowadzać w Brukseli. Nie sztuką jest krzyczeć w Polsce, a w Brukseli się na wszystko zgadzać. Nie boicie się, że to wy jako PSL najwięcej politycznie stracicie przez protesty rolników? - Nie. Tendencja jest obiecująca. Poparcie wśród rolników w wyborach samorządowych było dla Trzeciej Drogi wyższe, niż to w wyborach do polskiego parlamentu. Kluczowe jest powiedzenie Polakom prawdy o działaniach PiS. Rolnicy byli przez lata oszukiwani przez PiS. To będzie główny kampanijny przekaz Trzeciej Drogi? - Jeden z głównych. Kolejnym będzie pokazanie Unii Europejskiej jako wspólnoty będącej gwarantem dobrego rozwoju i bezpieczeństwa. Co nie znaczy, że będziemy się na wszystko bezrefleksyjnie zgadzać. Na co nie będzie zgody? - Na uderzające w polską gospodarkę i rolnictwo radykalne cele klimatyczne, na zmiany, które będą obniżały konkurencyjność polskiej gospodarki. Będziecie jako Trzecia Droga zdystansowani, ale nie eurosceptyczni? - To nie będzie eurosceptycyzm, którym szafują dzisiaj politycy PiS, mający na celu rozsadzenie Unii Europejskiej od środka. Stawiamy na eurorealizm. Kiedy kampania nabierze tempa? - Już się rozpędzamy. Będziemy bardzo aktywni na ścianie wschodniej, ale nie odpuścimy żadnego powiatu. Krzysztofa Hetmana startującego do Parlamentu Europejskiego w ministerstwie rozwoju zastąpił Krzysztof Paszyk. Kto będzie nowym szefem klubu parlamentarnego? - Jest chociażby pani poseł Urszula Pasławska, pan poseł Marek Sawicki, to doświadczeni parlamentarzyści, którzy świetnie poradziliby sobie w tej roli. Kiedy decyzja? - To kwestia pewnie najbliższego posiedzenia klubu. Jak pan ocenia ostatnie sejmowe spięcie premiera z prezesem PiS? Nie obawia się pan polaryzacji? - Nie. To my jesteśmy gwarantem zakończenia polsko-polskiej wojny. Polacy nie muszą być skazani na eurofanów albo eurosceptyków. Mogą wybrać eurorealizm. Czy z jednej i z drugiej strony nie padają zbyt mocne słowa? Premier mówił o "płatnych zdrajcach, pachołkach Rosji", prezes o "kondominium niemiecko-rosyjskim". - Działania PiS-u w wielu przestrzeniach wpisują się w politykę, której życzyliby sobie decydenci na Kremlu. Może pan podać przykłady? - Na przykład sprowadzanie przez spółki skarbu państwa rosyjskiego węgla, to jest działanie PiS-u, które osłabiło nasze bezpieczeństwo. Jakie zmiany legislacyjne szykuje w najbliższym czasie ministerstwo środowiska, czy czymś zaskoczy? - Mamy gotowy projekt ustawy dającej możliwość stawiania wiatraków. Wracacie państwo z ustawą wiatrakową, która budziła bardzo wiele kontrowersji. Nie obawiacie się kolejnej politycznej burzy? - Nie. Mamy już konsensus społeczny i polityczny. Jaka będzie dopuszczalna odległość wiatraków od zabudowań? - Będzie to 500 metrów. W projekcie jest też uproszczenie procedur, tak aby ten proces inwestycyjny w Polsce znacznie się skrócił. Trwa kilka lat. O ile się skróci? - Nawet o połowę. To będzie ustawa gwarantująca spokój legislacyjny, bo będzie dobrze przekonsultowana. Każdy będzie mógł uczestniczyć w konsultacjach. Bardzo zależy nam na transparentności. Przy ostatnich pracach pojawiały się oskarżenia o udział lobbystów. - Zapewniam, że ta ustawa nie będzie budziła kontrowersji. Trzeba w końcu ją przyjąć. To było nasze zobowiązanie w kampanii wyborczej. Zmiany są konieczne, bo ustawa Prawa i Sprawiedliwości z 2016 roku zaorała energetykę wiatrową na lądzie. Czy ministerstwo środowiska konsultowało projekt z premierem? - Nawet w "Stu Konkretach Koalicji Obywatelskiej" jest kwestia odblokowania energetyki wiatrowej. Diabeł, jak wiadomo, tkwi w szczegółach. - Jeśli chodzi o szczegółowe zapisy, projekt będzie międzyresortowo konsultowany. Kiedy ruszają konsultacje międzyresortowe? - To mogą być najbliższe tygodnie. Rozmawiała Marta Kurzyńska.