W rozmowach z politykami PiS na temat politycznych konsekwencji ostatnich wydarzeń, czyli przeszukań w domach czołowych polityków Suwerennej Polski, ze Zbigniewem Ziobro na czele, przewijają się dwa główne wątki. Po pierwsze scementowanie obozu, który był o krok od rozłamu, pogrążony w kłótniach i oskarżeniach między frakcjami. Po drugie obawa przed zepchnięciem w radykalizm i "powtórka z rozrywki", czyli zaangażowanie w obronę przegranej sprawy, co nieuchronnie musi skończyć się spadkiem notowań. Tak jak było przy okazji sprawy Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Tyle tylko, że teraz partia jest w przededniu wyborów samorządowych, więc straty będą bardziej bolesne niż wtedy. - To pułapka, jaką zastawił na nas Donald Tusk - komentuje ważny poseł prawicy. Temat rozłamu w Zjednoczonej Prawicy przestał istnieć? Jednoczesne wejście ABW do domów Zbigniewa Ziobry, Marcina Romanowskiego, Michała Wosia i Dariusza Mateckiego było dla PiS ogromnym zaskoczeniem. W partii zapadła jednak decyzja, by w tej sytuacji wewnętrzne spory odłożyć na bok. Stąd szybko zorganizowana wspólna konferencja szefa klubu PiS Mariusza Błaszczaka z posłami Suwerennej Polski. - Temat przyszłości obozu i ewentualnego rozłamu umarł, przestał istnieć. Może kiedyś wróci, ale nie ma dzisiaj tematu Suwerennej Polski, jako osobnej formacji, ich wyjścia bądź wyrzucenia - mówi nam ważny polityk z kierownictwa partii. Potwierdził to zresztą prezes Jarosław Kaczyński. - Nie ma takiego tematu - mówił w Radiu Plus w odpowiedzi na pytanie, co dalej z Suwerenną Polską i czy jest pomysł, by opuściła szeregi Zjednoczonej Prawicy. Prezes PiS w wywiadzie dla Radia Plus mówił też o tym, że PiS i Suwerenna Polska, gdy były u władzy, to pomimo różnic potrafiły się dogadać i wspólnie podejmować decyzje. - Druga strona się kłóci i nie potrafi podejmować decyzji. Sprawa składki zdrowotnej czy aborcji, oni są tym sparaliżowani. My nie byliśmy, choć były różnice zdań i w tej chwili te różnice też się pojawiają - mówił Jarosław Kaczyński. Te słowa prezesa zostały w PiS odebrane jako ostateczny sygnał zakończenia wewnętrznych wojenek. A wywiad był po to - jak słyszymy z Nowogrodzkiej - aby "utulić Suwerenną Polskę" i pokazać, że PiS nie zostawi jej w potrzebie.- Teraz już nie ma mowy, że po wyborach pójdą na swoje. Są najmocniej atakowani i wiedzą, że sami nie przetrwają. Spodziewam się raczej przeciwnych ruchów i konsolidacji pod szyldem PiS - prorokuje nasz rozmówca. W tym sensie w PiS śmieją się, że "Donald Tusk znów to zrobił" i po raz kolejny podał im pomocną dłoń. Tak, jak po oddaniu władzy, gdy obóz był w rozsypce, scementowała go akcja wobec TVP, tak teraz chcąc nie chcąc musi się zjednoczyć w oburzeniu na metody zastosowane wobec polityków Suwerennej Polski. Nie wszyscy chcą bronić ziobrystów Ma to zresztą nieco głębsze podłoże. Politycy PiS nie kryją już swoich obaw, że skoro dziś prokuratura "bierze się" za ziobrystów i Fundusz Sprawiedliwości, to za chwilę może "wziąć się" także za kolejnych czołowych polityków PiS, więc konsolidacja jest w interesie wszystkich. Choć nie wszyscy są nią zachwyceni. W PiS odnotowano dość skrupulatnie, że były premier Mateusz Morawiecki mało aktywnie uczestniczył we wtorek w obronie ziobrystów. Napisał jednego, krótkiego, ogólnego tweeta w odniesieniu do całej sprawy. "Zemstą polityczną w czystej postaci chcą zasłonić ordynarne kłamstwa wyborcze" - napisał były premier w mediach społecznościowych. Część polityków nie kryje zresztą, że ma wątpliwości, czy pójście w obronę Funduszu Sprawiedliwości i tego, jak był wykorzystywany przez polityków Suwerennej Polski, nie uderzy w PiS rykoszetem, bo nie wiadomo, jakie fakty ujrzą światło dzienne. Już dziś pięć zatrzymanych osób usłyszało zarzuty w tej sprawie. A być może to dopiero początek. Prezes mówi o dożywociu dla Tuska Niezależnie od tego, co się stanie, wygląda na to, że prezes PiS Jarosław Kaczyński decyzję już podjął. Nawet za cenę wizerunkowych czy politycznych strat. W PiS jest silne przekonanie, że Donald Tusk celowo chce wepchnąć PiS w obronę ziobrystów, wiedząc, że nie wyjdą na tym dobrze, tak, jak nie wyszli dobrze na obronie Kamińskiego i Wąsika. - Działania po bandzie zmuszają nas do ostrych słów, mocnych reakcji i działań. I już nie jesteśmy "na tak", tylko znów przeciw całemu światu - narzeka jeden z posłów młodszego pokolenia. - Za dobrze nam ostatnio szło - dodaje inny, sugerując, że akcja służb to odpowiedź na ostatnie działania opozycji wokół podsumowania studniówki rządu. - Przebiliśmy się z naszym przekazem o niespełnionych obietnicach do mediów i do opinii publicznej, więc musieli coś odpalić - uważa nasz rozmówca. To powszechna w PiS opinia. Nikt tu nie wierzy w przypadkowość czasu akcji służb. W wywiadzie dla Radia Plus Jarosław Kaczyński mówił o tym, że działania Tuska kwalifikują się pod artykuł 127 kodeksu karnego o zmianie ustroju siłą. - To dotyczy wszystkich, którzy biorą w tym udział, ale ich szefem jest Donald Tusk, on w tym procesie będzie tym, który odpowiada na to - stwierdził. I choć niektórzy politycy PiS żartowali sobie w nieoficjalnych rozmowach, że "i tak dobrze, że nie powiedział o karze śmierci, a tylko o dożywociu", to potem dodawali, że fenomen wieloletniego przywództwa Jarosława Kaczyńskiego polega na tym, że często robi coś wbrew radom, kalkulacjom czy ogólnym trendom. - Prezes woli stracić punkt czy dwa poparcia, ale utrzymać jedność obozu. On uważa, że musi mówić to, co mówi, nawet jeśli wydaje się to nazbyt radykalne, bo taka jest atmosfera i nastroje wewnątrz partii - wskazuje jeden z naszych rozmówców. U podłoża takiego sposobu myślenia prezesa PiS leży przekonanie, że prawica mogła w 2015 roku wygrać wybory tylko dzięki zjednoczeniu i że tylko jedność jest warunkiem powrotu do władzy. A wcześniej do nawiązania walki w wyborach prezydenckich, które pozostają dla PiS priorytetem w najbliższych miesiącach.Kamila Baranowska