Gdy Donald Tusk zadeklarował na Campusie Polska, że warunkiem startu w wyborach z list Platformy będzie poparcie postulatu aborcji do 12. tygodnia ciąży, wielu komentatorów - a nawet członków partii - wydało się zaskoczonych. Jeżeli spojrzymy na sprawę z perspektywy przynajmniej ostatnich dwóch lat, trudno zrozumieć źródło ich zaskoczenia. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego niemal całkowicie ograniczający dostęp do legalnego przerywania ciąży, dynamiczne zmiany społeczne czy projekt ustawy przedstawionej przez PO w lutym 2021 r. - jasno wskazały kierunek transformacji ideowej partii, z której Tusk po prostu wyciągnął konsekwencje. Według badań Ipsos dla OKO.press z maja tego roku, 88 proc. wyborców Koalicji Obywatelskiej zgadza się z postulatem liberalizacji prawa aborcyjnego. Ryzyko postawienia ultimatum własnym posłom wydaje się zatem praktycznie zerowe. Dosyć skutecznie - kolejny już raz po "mieszkaniu jako prawie człowieka" i czterodniowym tygodniu pracy - lider PO przejmuje natomiast agendę lewicy. Oczywiście wyraźny zwrot liberalny ma jednak swoje drugie dno, bez którego nie da się zrozumieć skali zmian, które od 2001 r. zaszły zarówno w Platformie jak i na rodzimej scenie partyjnej. "Odejście od tego, co czyniło Platformę wielką" Przecież mimo sprzyjających statystyk oraz stanowczych słów Donalda Tuska, grożącego wykreślaniem z list dysydentom, znaleźli się politycy od lat związani z Platformą, którzy wyrazili swój sprzeciw. - Może niedobrze, że połączono to z pewną groźbą (deklarację o liberalizacji prawa aborcyjnego - red.), użyciem argumentu listy. W sensie etycznym, coś takiego powinno być ostatnim etapem - powiedziała Interii posłanka PO Joanna Fabisiak. - Jeśli zmienia się profil partii, podejście do pewnych kwestii, a ktoś uzna to za niezgodne z jego przekonaniami, sam wyciągnie wnioski i podejmie odpowiednie decyzje - oświadczyła.- Nie chcę nikomu dawać okazji skreślenia mnie z listy, dlatego zamierzam wystartować w wyborach do Parlamentu Europejskiego - zadeklarował - również w Interii - poseł PO i były opozycjonista w czasach PRL Bogusław Sonik. - Odbieram wypowiedź Donalda Tuska jako odejście, zamysł odejścia od tego, co Platformę Obywatelską czyniło wielką swego czasu, kiedy miała, także za moją przyczyną, kształt partii konserwatywno-liberalnej. Chodzi mi o tolerancję i szacunek do różnorodności światopoglądowej - stwierdził w Onecie były prezydent Bronisław Komorowski. To właśnie w jego słowach zawiera się źródło rozczarowania osób budujących partię, którzy sięgają pamięcią dalej niż do Strajku Kobiet. W istocie, o czym dzisiaj nieczęsto się mówi, Platforma Obywatelska przez większość swojego istnienia stała na przeciwnym biegunie wobec obecnego kursu światopoglądowego. Ba, partię budowano, a następnie wielokrotnie potwierdzano ten fundament, na prymacie wartości chadeckich, konserwatywno-liberalnych oraz republikańskich. "Roztropne wspieranie rodziny i tradycyjnych norm obyczajowych" Słynne już zdjęcie rodziny Tusków z 2007 r. na tle ustawionego w domu ołtarzyka i obrazka Jezusa Miłosiernego, nie wzięło się znikąd. Było po prostu wypadkową ówczesnych nastrojów społecznych, znacznie bardziej tradycyjnych niż dzisiaj. Wystarczy po prostu zacytować dokumenty partyjne, aby zrozumieć jak daleko ewoluowała definicja tożsamości największego ugrupowania obecnej opozycji. W grudniu 2001 r., niespełna rok po inauguracji istnienia partii w gdańskiej hali Olivia, jej ojcowie-założyciele w pierwszej deklaracji ideowej (rozdział II, "Fundament wartości"), uznawali że "fundamentem cywilizacji Zachodu jest Dekalog". "Wierzymy wspólnie w trwałą wartość norm w nim zawartych. Nie chcemy, by Państwo przypisywało sobie rolę strażnika Dekalogu. Ale Państwo nie może pozwalać, by jedni - łamiąc zawarte w nim zasady - pozbawiali w ten sposób godności i praw innych albo deprawowali tych, którzy nie dojrzeli jeszcze do pełnej odpowiedzialności za swoje życie. Dlatego zadaniem Państwa jest roztropne wspieranie rodziny i tradycyjnych norm obyczajowych, służących jej trwałości i rozwojowi" - czytamy. Jeśli chodzi o aborcję, sprawa była jasna. Również Donald Tusk stał na straży zachowania zerwanego przez Prawo i Sprawiedliwość kompromisu. - (...) prawo winno ochraniać życie ludzkie, tak jak czyni to obowiązujące dziś w Polsce ustawodawstwo, zakazując również eutanazji i ograniczając badania genetyczne. Zadaniem polityki jest ciągłe wytyczanie granic, których przekroczenie przez człowieka lub grupę ludzi wystawia całą wspólnotę na niebezpieczeństwo - twierdzili liderzy PO, w innych fragmentach deklaracji ideowej cytując encykliki Jana Pawła II. Kierunek ten został potwierdzony w tzw. "Deklaracji Krakowskiej" z 18 maja 2003 r., którą opublikowano po rekolekcjach w klasztorze benedyktynów w Tyńcu. Platforma ogłosiła w niej m.in. chęć wstąpienia do Unii Europejskiej jako "aktu wypełnienia patriotycznego testamentu polskich powstańców, legionistów, AK-owców i ludzi Solidarności, jako dokończenie wielowiekowego procesu prowadzącego Polskę ku jedności z chrześcijańskimi Narodami Zachodniej Europy". I tutaj również Donald Tusk podpisał się pod następującym stwierdzeniem: "Będziemy bronić praw religii, rodziny i tradycyjnego obyczaju, bo tych wartości szczególnie potrzebuje współczesna Europa". Również przygotowując się do wyborów 2005 r., PO z gronem ekspertów przedstawiła dokument pt.: "Państwo dla obywateli. Planu rządzenia 2005-2009", wzmacniający wytyczoną od momentu powstania linię światopoglądową ugrupowania. Jan Maria Rokita - niedoszły "premier z Krakowa" - pisał we wstępie: "Od początku całkowicie czytelna była polityczna aksjologia przyszłego Planu Rządzenia. Miał on być budowany na konserwatywno-liberalnym fundamencie ideowym. Przede wszystkim dlatego, że tak zdefiniowaliśmy dwa najbardziej palące wyzwania stojące przed krajem". Zdaniem Rokity i jego partyjnych kolegów oraz koleżanek, Polska borykała się z "upadkiem moralności publicznej", z którym należało walczyć, a "było oczywiste, że tylko silna dawka wartości konserwatywnych jest w stanie sprostać takiemu wyzwaniu". - Wierzymy bowiem w to, że świat najlepszy z możliwych to taki, w którym ład zbiorowy chroniony jest dzięki tradycji rodziny, sile instytucji religijnych i politycznych, zaś życie gospodarcze niesie postęp dzięki temu, że rządzi się regułami wolności i konkurencji - ogłaszał w imieniu partii Rokita. Odcinanie "konserwatywnej kotwicy" Gdy zatem ówczesny przewodniczący Platformy Grzegorz Schetyna deklarował w 2016 r. w tygodniku "Do Rzeczy", że "jest zwolennikiem utrzymania przez PO konserwatywnej kotwicy", nie zapowiadał rewolucji obyczajowej tylko powrót do korzeni. - Chcę powrotu do źródeł Platformy, czyli jej liberalno-konserwatywnego charakteru. Chcę też, by była w swoim przekazie chadecka - mówił o swojej partii Schetyna. I tutaj dochodzimy do sedna. Czy w takim razie Donald Tusk ogłaszający w debacie z Rafałem Trzaskowskim: "albo aborcja, albo wypisujcie się z partii" - złamał światopoglądowy kręgosłup formacji, którą współtworzył? I tak, i nie. Tak, bo zaprzeczył prawie dwóm dekadom teorii i praktyki na której funkcjonowało całe ugrupowanie. Nie, bo Platforma, co Donald Tusk wielokrotnie podkreślał, była i jest partią mainstreamu. Władzy. Dostosowującą się do aktualnego kierunku wiatru światopoglądowego. W jakiejś mierze partią "postpolityczną", której celem jest wygrana w wyborach, a nie - jak robił to PiS - oczekiwanie, że w końcu wiatr zawieje w kierunku żagla zawsze ustawionego na prawo. Jeśli ktoś przywiązuje się do deklaracji ideowych polityków, dzisiaj może czuć niesmak. Cała reszta bez problemu odnajdzie się w nowym kierunku i nowej tożsamości. Tak chyba zawsze w tym zawodzie było, jest i będzie. Marcin Makowski