Najpierw były apele, by do wody w Odrze się nawet się nie zbliżać. Później, by tam nie łowić, obecnie nawet te zakazy zostają znoszone. I tak przed ostatnim sierpniowym weekendem wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski odwołał zakaz połowu ryb w Odrze. To nie znaczy jednak, że sprawa jest zamknięta. Co wiemy o sytuacji w Odrze i działaniach państwa w związku z tą katastrofą? Ile ton martwych ryb wyłowiono? Według informacji Ministerstwa Klimatu i Środowiska przekazanych Interii z Odry wyłowiono 260 ton martwych ryb (dane z 25 sierpnia). Jaka to część ryb żyjących w Odrze? Resort wciąż to analizuje. Kiedy dokładne wyniki i odpowiedź na pytanie, co zabiło ryby w Odrze? Choć doniesienia o obecności tzw. złotych alg w wodach Odry są już potwierdzone, na pełną odpowiedź o przyczyny katastrofy ekologicznej wciąż czekamy. Zespół, który doradza minister Annie Moskwie, ma zakończyć pracę do końca września. - Cały czas na stole leżą trzy hipotezy: albo było to świadome, celowe wyrzucenie, spuszczenie substancji jakiejś trującej, toksycznej, albo były to przyczyny naturalne - dziś wiemy, że mamy wykrytą obecność złotych alg albo ścieki poprzemysłowe. Dopuszczamy też taką sytuację, że te kwestie mogły się na siebie nałożyć i przyczynić się do zakwitu tych glonów - przekazała 24 sierpnia w TV Republika wiceminister klimatu i środowiska Małgorzata Golińska.Premier Mateusz Morawiecki dzień później stwierdził natomiast, że "coraz więcej wskazuje, że sytuacja na Odrze była zdarzeniem o charakterze naturalnym, gdzie nie było specjalnych, wielkich zrzutów substancji chemicznych". Czym są tzw. złote algi? Grupę "złotych alg" reprezentuje bardzo dużo rodzajów i gatunków glonów. Większość z tych, które występują w wodach słodkich, jest nietoksyczna. Są natomiast takie gatunki, jak Prymnesium parvum, który jest toksyczny i odpowiada za śmiertelne zatrucia ryb w morzach i oceanach oraz w wodach słonawych. To właśnie związki toksyczne produkowane przez Prymensium parvum - czyli prymnesiny - obecne są w próbkach wody z Odry. Skąd się wzięły "złote algi"? Naukowcy zaskoczeni Co z wodą do picia? Jak informował Główny Inspektorat Sanitarny, na całym przebiegu Odry nie ma ujęć wody pitnej zasilanych wodą z tej rzeki, poza jednym, nieczynnym. Te, które znajdują się w okolicy, są kontrolowane. W pierwszych tygodniach katastrofy w związku z zaistniałą sytuacją GIS skontrolował 382 ujęcia wody pitnej. Nie wykazały nieprawidłowości. Szukanie sprawcy i nagroda miliona zgłoszeń - jak postępy? W sobotę 13 sierpnia Komendant Główny Policji gen. Jarosław Szymczyk ogłosił, że wyznaczył nagrodę w 1 miliona złotych za wskazanie osoby odpowiedzialnej za zanieczyszczenie Odry lub "posiadającej istotne informacje mogące doprowadzić do ustalenia sprawców". Dziesięć dni później, 23 sierpnia, policja poinformowała, że wpłynęło ponad 600 zgłoszeń - 430 telefonicznych i 200 sms-ów. Uruchomiono bowiem specjalną linie dedykowaną katastrofie na Odrze (tel. 600 940 690). Jak przekazała policja, trwa analiza dwudziestu spraw operacyjnych i prowadzone są 34 postępowania przygotowawcze. Do 23 sierpnia przesłuchano 272 osoby, działaniami objęto 23 podmioty. Kiedy pierwsze informacje dotyczące skażenia trafiły do rządu? To jedna z największych zagadek katastrofy na Odrze, choć wydawałoby się, że pytanie nie jest zbyt trudne. Sam premier Mateusz Morawiecki przyznał, że o trudnej sytuacji na rzece dowiedział się dopiero 9 lub 10 sierpnia. Sęk w tym, że zgodnie z ujawnionymi przez RMF dokumentami wysłanymi przez szefa GIOŚ, szef rządu o katastrofie powinien dowiedzieć się 3 sierpnia. Nie ulega natomiast wątpliwości, że już wtedy problem był znany w rządzie, choć politycy kluczą w tej sprawie. O sprawie pierwsi wiedzieli wojewodowie, czyli przedłużenie rządu w terenie. Wiceminister infrastruktury Marek Gróbarczyk podczas posiedzenia komisji w Sejmie przyznał natomiast, że o katastrofie wiedział już 27 lipca. Jeśli tak, to można przyjąć, że rząd wiedział o katastrofie na Odrze od samego początku. To Interia wykazała, że dwie osoby, które żywo powinny być zainteresowane katastrofą w Odrze, przebywały w tym czasie na urlopie. Pierwszą jest minister klimatu i środowiska Anna Moskwa (co ciekawe, jej mąż jest wiceprezesem Wód Polskich). Drugą jest wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski, który mimo że wiedział o sytuacji w regionie, nie wrócił z urlopu. Co istotnego, to z jego inicjatywy powinny rozpocząć się wszystkie procedury kryzysowe w pierwszym etapie, których prawdopodobnie zabrakło. Minister i wojewoda wrócili już z urlopów, ale za ich nieobecność włos im z głowy nie spadł. Kto wyławia martwe ryby i kto płaci za ich utylizację? W pierwszej połowie sierpnia, gdy Odrą płynęły tony martwych ryb, jako odpowiedzialnych za ich wyławianie i utylizację Wody Polskie wskazywały wędkarzy zrzeszonych w Polskim Związku Wędkarskim. Ci jednak, po wydaniu przynajmniej kilkudziesięciu tysięcy złotych z własnej kieszeni i wobec otwartego wówczas pytania, co zabija ryby w Odrze (pojawiały się doniesienia o rtęci), powiedzieli: dość. 12 sierpnia decyzją MSWiA odpowiedzialność za oczyszczanie rzeki z rybich trucheł przejęła Straż Pożarna. Strażacy działają przy wsparciu m.in. wojska. Natomiast pieniądze na utylizację martwych ryb - jak ustaliła Interia - to środki państwowe pochodzące z budżetu wojewody. Jakie jednostki wykonują badania wody i martwych ryb z Odry? Badania są prowadzone codziennie przez Centralne Laboratorium Badawcze (CLB) Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska - przekazało Interii Ministerstwo Środowiska i Klimatu. Dotyczą one całego odcinka Odry w granicach naszego kraju, wraz z Kanałem Gliwickim, Kędzierzyńskim oraz Zalewem Szczecińskim. Wskaźniki do oznaczenia zanieczyszczenia tych wód powierzchniowych są wykonywane na podstawie zleceń inspektorów Wojewódzkich Inspektoratów Ochrony Środowiska. Metody badań i pobierania próbek są określone przepisami prawa. Z kolei - jak podaje resort - w laboratoriach Inspekcji Weterynaryjnej próbki wody badane są w kierunkach obecności pestycydów chloroorganicznych, polichlorowanych bifenyli (PCB) oraz metali ciężkich. Natomiast martwe ryby badane są przez laboratoria Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach. Czytaj również: Odra jest natleniana przez aeratory. W jakim celu? Jakie wnioski należy wyciągnąć w kontekście innych rzek? O tę kwestię pytamy specjalistę, dr. hab. Damiana Absalona, profesora Uniwersytetu Śląskiego, zastępcę dyrektora Śląskiego Centrum Wody. - W kontekście powstałej sytuacji należałoby zrewidować obecny system monitoringu jakości wody - mówi Interii prof. Absalon. W opinii naukowca obecny system służy jedynie sprawozdawczości. - W oparciu o jego wyniki nie jesteśmy w stanie ani szybko reagować na zagrożenia, ani badać długookresowych zmian jakości wody. W skrajnych przypadkach niektóre rzeki, a mówiąc precyzyjniej tzw. jednolite części wód powierzchniowych, są badane przez jeden rok raz na sześć lat - wyjaśnia i podkreśla, że taka częstotliwość nie pozwala na rzetelną ocenę stanu wód oraz tego, czy się on poprawia czy pogarsza. Profesor proponuje, by w kluczowych punktach były stacje automatyczne do monitoringu ciągłego, które od razu pokazałyby zagrożenie. - Nie chodzi o to, żeby analizować dużą liczbę parametrów, ale żeby to było prowadzone w sposób ciągły - dodaje. Czytaj również: Przełowienie ryb to ogromny problem. Co to jest i czym grozi? Czy bezpieczne są nadbałtyckie kąpieliska? Do tej pory nie pojawiły się oficjalne informacje o wpływie sytuacji w Odrze na skażenie nadmorskich kąpielisk. Jak zauważa prof. Damian Absalon, jedyne hipotetyczne zagrożenie dotyczy kąpielisk w Zatoce Pomorskiej, które są położone przy ujściach trzech cieśnin łączących Zalew Szczeciński z Bałtykiem, czyli Świny, Piany i Dziwnej. - Myślę jednak, że nie jest możliwe, żeby skażenie tam dotarło. Po drodze mamy jeszcze jezioro Dąbie i właśnie Zalew Szczeciński - można się spodziewać, że te akweny będą wystarczającą barierą dla zanieczyszczeń - dodaje, ale zastrzega, że póki nie wiadomo do końca, co tak naprawdę doprowadziło do skażenia Odry, należy monitorować także kąpieliska. Czy Odra zagraża ekosystemowi Bałtyku? O tym, jakie skutki dla Morza Bałtyckiego może mieć sytuacja na Odrze, pytamy Andrzeja Ginalskiego, starszego specjalistę ds. ochrony ekosystemów morskich WWF Polska. - Od czasów wybuchu reaktora w Czarnobylu nie mieliśmy w Polsce katastrofy ekologicznej o takiej skali, stanowiącej zagrożenie dla środowiska oraz zdrowia ludzi. Nie posiadamy obecnie informacji, jaka substancja tak naprawdę zatruła Odrę i jaki jest jej ładunek i stężenie. Sytuacja jest bezprecedensowa i w związku z tym bardzo trudno jest określić wpływ zanieczyszczeń na wody samej rzeki, jak i wody Bałtyku - przyznaje ekspert. Zobacz także: Nie tylko Odra. Zakopane odpady, pożary, śnięte ryby - Z tego też powodu nie wiemy, jakie będą długofalowe konsekwencje tej sytuacji na Odrze dla ekosystemów, nie tylko morskich, ale i lądowych. Pilnie potrzebujemy danych z monitoringu środowiska, wyników badań licznych parametrów wody, osadów, tkanek padłych zwierząt, w tym ryb i małży, aby móc zdiagnozować przyczynę tej katastrofy oraz przewidzieć potencjalne konsekwencje jakie może ona jeszcze spowodować - dodaje. Konkludując - w chwili obecnej brakuje danych wyników badań parametrów wody, osadów, tkanek padłych zwierząt w tym ryb, aby móc z pełną pewnością określić wpływ zatrucia Odry na stan Bałtyku i aby móc wyobrazić sobie potencjalne konsekwencje oraz skalę zagrożeń. Jakie obowiązują obecnie kary za przestępstwa środowiskowe, co rząd chce zmienić? Do tej pory największą karą za przestępstwo środowiskowe był mandat w wysokości 500 zł. Od 1 września wejdą w życie nowe przepisy zaostrzające. Najważniejsza z nich dotyczy wprowadzenia, w przypadku skazania sprawcy za umyślne przestępstwo przeciwko środowisku, obligatoryjnego orzekania przez sąd nawiązki w wysokości od 10 tys. do 10 mln zł na rzecz NFOŚiGW. - Zaostrzenie kar na pewno ma sens, bo te dzisiejsze są śmieszne. Mówimy o mandacie w wysokości 500 zł. Same kary jednak nie wystarczą, bo potrzebujemy dobrze działającej służby, która będzie w stanie wykryć sprawcę - mówiła Interii dr Alicja Pawelec z WWF Polska. Czym i po co są Wody Polski? Państwowe Gospodarstwo Wody Polskie zostało utworzone 1 września 2018 r. i od tamtej pory jest głównym podmiotem odpowiedzialnym za krajową gospodarkę wodną. Nowa, scentralizowana instytucja przejęła zadania samorządów i obowiązki Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej oraz siedmiu regionalnych zarządów zajmujących się gospodarowaniem wodami. Tymczasem już dwa lata po powstaniu gospodarstwa Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła swoją inspekcję. Jej wyniki były druzgocące dla Wód Polskich. Bez wystarczających środków finansowych, bez dostatecznej liczby wykwalifikowanych pracowników, bez właściwej koordynacji procesu przejmowania zadań i majątku od samorządów oraz z zaniedbaniami w zarządzaniu. Tak według Najwyższej Izby Kontroli przebiegał proces tworzenia i organizacji Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie, co miało niekorzystny wpływ na ponad dwuletnie funkcjonowanie tej instytucji. Warunków do tego by mogła ona w pełni i właściwie wypełnić swoje zadania nie zapewnili ani pełnomocnik do spraw organizacji Wód Polskich, ani ich prezes, ani władze samorządowe. NIK miał także zastrzeżenia do nadzoru Ministerstwa Gospodarki Wodnej i Żeglugi Śródlądowej.