Zmęczenie duopolem? Nic podobnego
Znamy wyniki wyborów prezydenckich roku 2025. Rodzi się pytanie, czy Polska jest naprawdę zmęczona duopolem, czy tylko tak przed sobą udajemy.

Od 2005 roku polską sceną publiczną rządzi niepodzielnie dwóch polityków. Jarosław Kaczyński i Donald Tusk - prawdziwi znawcy meandrów polskiej duszy i drapieżnicy polityczni.
Od 20 lat nie pozwalają wyrosnąć nikomu ani na prawicy, ani na lewicy. Jakikolwiek byt polityczny podniesie głowę, zostaje zręcznie ścięty, zanim mrugnie okiem. Wielu próbowało, nikomu się nie udało.
20 lat tego samego
W tym roku żaden z nich nie kwapił się do startowania w wyborach prezydenckich. Kiedyś, owszem, usiłowali. Dziś jednak dobrze znają treść ustawy zasadniczej oraz praktykę konstytucyjną. Z ich punktu widzenia to byłaby strata czasu. Ślepy zaułek poza centrum władzy. Właśnie dlatego w wyborach najpierw wystawiają swoich kandydatów. Następnie uruchamiają ciężką machinę partyjnej polaryzacji.
W 2025 - chociaż różni programowo, biograficznie i osobowościowo - Tusk i Kaczyński znów zatriumfowali, albowiem nikt spoza ich rozdania nie przecisnął się do drugiej tury wyborów prezydenckich.
Wiele mówiono o sukcesie Konfederacji. Zręczność Kaczyńskiego polegała na tym, że wyborcy tego ugrupowania musieli się ostatecznie zapisać do polaryzacji. Zatkali nosy i zagłosowali, w większości tak, jak on chciał. Po cichu pewnie pomrukiwali, że zachowują niezależność wobec duopolu.
Bunt wygaśnie?
Opowieściom o zmęczeniu duopolem towarzyszy inne zmęczenie - realne, które wciska się także do koalicji rządzącej. Fakt, że wszystkie duże ugrupowania w rządzie wystawiły swoich kandydatów, wyzwolił oczywiste napięcia.
Najważniejsze, że polaryzacja działa także w obrębie rządu. Pomiędzy największymi partiami w kraju dość szybko wykańcza ochotę mniejszych ugrupowań do jakiejkolwiek współpracy rządowej. To dynamika dobrze znana sprzed 2023 roku. Na prawicy przekonał się o tym na przykład Zbigniew Ziobro. Obecnie jego drogą kroczy choćby Szymon Hołownia.
Przy obecnych sondażach oznacza to tylko tyle, że przystawki - ugrupowanie Polska 2050 czy centrolewica Magdaleny Biejat - mogą stopnieć do takich rozmiarów, iż w przyszłości znajdą się poza parlamentem. Wtedy to Tusk nie będzie mieć koalicjantów. I straci władzę.
Wtedy do władzy wraca… Kaczyński? Duopol trwa dalej. Niebywałe.
Zmiana opakowań
Można powiedzieć, że obaj politycy, Tusk i Kaczyński, opanowali do perfekcji sztukę wykorzystywania Konstytucji roku 1997 do generowania i podtrzymywania tego samego podziału politycznego. Zmieniają się tylko opakowania, hasła wyborcze i kolejne przystawki.
Po dwóch dekadach wręcz ciśnie się na usta, że - paradoksalnie - to źródło pewnej przewidywalności polskiej polityki. Kadrowo, organizacyjnie to źródło stabilności. Oczywiście, tak długo, jak długo panowie respektują podstawową zasadę, że przegrany przy urnach oddaje władzę.
Stabilność na naszą miarę
Przypominam sobie, jak kiedyś w latach 90. - gdy po upadku komuny wybuchła pstrokacizna setek partii - marzono właśnie o stabilności politycznej w Polsce. Wzdychano do dwupartyjnego systemu politycznego USA oraz Wielkiej Brytanii.
Być może obecne wybory przekonują nas - znów paradoksalnie - że obecna polaryzacja to jedyna stabilizacja na jaką nas stać? Tymczasowa, relatywna, retorycznie brutalna. Na pewno nie jest to polska szklanych domów czy heroicznego samoograniczania się dla dobra wspólnego.
Właśnie dlatego, że za plecami Naszych Wielkich Polaryzatorów III RP nadchodzi pokolenie polityków mniejszych, w zasadzie bez ideałów. To surferzy sondaży, którzy patrzą tylko na mechanizmy władzy oraz zarobki. Kalkulują szanse. Odmierzają czas.
A ten gra na ich korzyść.
Jarosław Kuisz