W epoce ośmielonego głupstwa
Po pierwszej turze wszyscy mówią o przekazywaniu głosów wyborców ponad ich głowami. Nie jest to takie proste. Nikt też nie życzy sobie traktowania jak przedmiot.

Zacznijmy od tego, że cały świat przyglądał się naszemu głosowaniu w niedzielę. Wybory prezydenckie w Polsce to fragment ideologicznego starcia. Kopiowanie politycznych agend zwykle zarzuca się lewicy oraz liberałom, jednak dokładnie to samo dzieje się z prawicowymi oraz skrajnie prawicowymi pomysłami.
Oczywiście zwolennicy danej opcji zwykle dowodzą, że jest inaczej. To bez znaczenia. Choćby w II Rzeczpospolitej przed 1939 np. faszyzm oraz komunizm były ewidentnie importowanymi produktami.
W XXI wieku dawne globalne starcie kapitalizmu z komunizmem zastąpił obecnie inny bój. Trwa wojna zwolenników liberalnej demokracji (centrolewica, centroprawica, liberalne centrum) ze wszystkimi tymi, którzy po prostu chcieliby zniszczyć ten ustrój. Wszystko jedno, czy zachodzą go z lewej, czy z prawej strony. I wszystko jedno, czy śpieszą się z wykonaniem zadania, czy nie. Chodzi o powolne rozmontowanie albo o spektakularne rozniesienie ustroju w puch jednym uderzeniem.
Tak czy inaczej cel jest jeden: zdobyć władzę, aby jej nie oddać.

PiS się zmienia
Z tego punktu widzenia w obecnych wyborach sytuacja PiS wydaje się ciekawa. Oto partia, która 20 lat temu sposobiła się do władzy wraz z PO, przebyła długą drogę. Kiedyś w szeregach nie brakowało osób o poglądach umiarkowanie prawicowych. Ostatecznie nie mieścili się w ramach partii, która coraz bardziej zawężała pole różnic zdań.
Po dwóch dekadach przyswojono sobie także całą paletę mało chrześcijańskich zachowań i grepsów. Oglądałem niedawno jednego z polityków PiS, który cały czas się zgrywał, nie wchodził w żaden dialog, nie przekonywał innych. Cały czas szydził, drwił, okazywał wyższość i kłamał. Nie jest tak, że inni politycy zachowują się lepiej, choć niektórzy tak.
Rzecz w tym, że ta partia - wbrew deklarowanym wartościom chrześcijańskim - wcale nie wyznacza wysokiego poziomu zachowań swoim członkom. To właśnie sprawiło, że w sprawach takich, jak w 2025 tzw. afera kawalerkowa Karola Nawrockiego, możliwe było stanięcie murem za kandydatem. A jednak, co warto odnotować na tle brewerii Trumpa czy Bolsonaro, w 2023 po przegranych wyborach PiS oddał władzę. Ociągając się, stosując tricki, ale oddał.
Polska jest prawicą
Jednocześnie po plecach PiS z prawej strony nadciągają coraz radykalniejsze postacie. Odnotujmy to. Ugrupowanie, które w mediach zagranicznych określano jako skrajne, obecnie w opisach przesunęło się ku centrum. To "zasługa" kandydatów Konfederacji. Owe opisy jednak wydają się chybiać celu.
W licytacjach wyborczych konkurenci po prawej stronie wpływają na siebie wzajemnie. Podkradają sobie hasła. Flirtując, wykazują "większą prawdziwość" czy "głębszy patriotyzm". Wszystko to sprawia, że tak jak PiS roku 2005 różnił się od PiS-u roku 2015, tak jeszcze bardziej różni się w 2025.
To partia w ruchu, bo w gorączkowym ruchu jest cała prawica. Surfuje na globalnych trendach. Podkrada techniki zdobywania władzy, inspiruje się, nie waha przed dwuznacznymi sojuszami z ugrupowaniami narodowymi z innych krajów - ugrupowaniami, których agenda ewidentnie zagraża racji stanu ich własnego państwa (czego dowodem było ostatnio fetowanie prorosyjskiego kandydata z Rumunii czy też flirt części Konfederacji z niemieckim ugrupowaniem AfD).
Trendy wyostrzają prawicowa agendę. Nikomu też nie trzeba dowodzić, że w tych wyborach roku 2025 Polska była bardziej prawicą niż lewicą. Nawet Rafał Trzaskowski, chociaż publicznie domaga się np. złagodzenia przepisów aborcyjnych, do wypowiadania się na temat bezpieczeństwa państwa, sięga po retorykę w III RP do niedawna kojarzoną raczej z prawicą. Obecnie zaś zachęca do wzięcia udziału w "marszu patriotów".
Co ma zrobić Trzaskowski?
Czy przyprawianie agendy centrowej językiem prawicowym to jest sposób na zwycięstwo z populistami z lewicy i prawicy? Chociaż mądrzą się wszyscy, dziś nikt tego nie wie. Każdy wybór w tej sprawie wiąże się z ryzykiem. Dlatego potrzebna jest odwaga polityczna. Siła przekonań może skłonić wyborców do oddania głosu w II turze. Liczy się wrażenie autentyczności, coś, co porwie tłumy. Polityka w działaniu bywa krańcowo nieracjonalna, dlatego nie ma sensu ciągłe i ślepe podporządkowywanie się sondażom.
W teorii afera kawalerkowa powinna była przecież zakończyć karierę pana Nawrockiego. Aż łza rozczulenia się w oku kręci, gdy sobie przypomnimy, z jakich powodów zrezygnował kiedyś kandydat lewicy, Włodzimierz Cimoszewicz. A jednak pan Nawrocki przeszedł do II tury.
Zaś nad sztabem Rafała Trzaskowskiego unosi się cień kampanii właśnie roku 2005. Wówczas pierwszą turę trzema punktami proc. przewagi wygrał Donald Tusk. W drugiej turze wyborczy odwet wziął Lech Kaczyński. Otrzymał milion głosów więcej. Chociaż kraj się zmienił, na pewno sztab PiS będzie przypominał wyborcom wydarzenia sprzed dwóch dekad, jednocześnie wdzięcząc się do elektoratu Konfederacji, w tym, rzecz jasna, do wyborców Grzegorza Brauna.
Tym samym wyścig w stronę coraz ostrzejszych i radykalniejszych odmian prawicy będzie się tylko rozkręcał. Nie wiem zaiste, czy Rafał Trzaskowski ma czego tam szukać. Chociaż sięganie po głosy lewicy także nie jest oczywistością. Głosy Magdaleny Biejat - owszem. Ale już zwolennicy Adriana Zandberga, bardziej wrażliwi na antyliberalne podejście do spraw socjalnych, mogą pozostać w domach.
Lewicowa młodzież z Ostatniego Pokolenia, urządzając protest w biurze Rafała Trzaskowskiego, również nie zapali się 1 czerwca chyba do głosowania na niego. A czy przepływ wyborców Trzeciej Drogi jest oczywistością? Odnotujmy, że Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz z Polski 2050 zarzuciła właśnie Trzaskowskiemu, że powinien "nie mówić, a robić", choćby w sprawie mieszkalnictwa społecznego.
Odwagi
Nic nie jest zatem przesądzone.
Frekwencja, debata telewizyjna, kaprysy wyborców… Walka będzie zajadła i brudna, frekwencja raczej wysoka. Podziały na lewicy się raczej pogłębią. Prawica zaś będzie się radykalizować. I to ma znaczenie.
Ostatecznie najważniejsze przesunięcie w głowach polityków następuje od umiarkowania aż do postępującego braku skrupułów. Hulaj dusza. Deklarowane oficjalnie wartości wydają się usprawiedliwiać każdą głupotę. Wspólny wróg ideologiczny zezwala na przemilczanie grzechów i pudrowanie zwykłych świństw własnego obozu. W lutym 1938 roku Antoni Słonimski napisał: "Żyjemy w epoce ośmielonego głupstwa. (…) Głupstwo, byle śmiało idące z duchem epoki, może liczyć na powodzenie". Niestety, to słowa ponure i aktualne.
Jarosław Kuisz
















