Z Paryża popłynęła gorąca wiadomość. Władze francuskie odważyły się zatrzymać Pawła Durowa, twórcę medium społecznościowego Telegram. Ten komunikator zyskał gigantyczne grono użytkowników za naszą wschodnią granicą, a następnie rozszedł się po całym globie. Nie bez powodu. Najważniejszym atutem platformy Durowa stała się możliwość swobodnego komunikowania ponad granicami - przy zachowaniu maksymalnej dyskrecji. Po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie Telegram wyrósł przy tym na narzędzie uzupełniające deficyty wojskowe obu stron. Żołnierze armii rosyjskiej i ukraińskiej, komentatorzy militarni, politycy - niemal wszyscy gracze konfliktu korzystają z tego właśnie narzędzia, aby prezentować swoje sukcesy i porażki przeciwnika. Proszę sprawdzić, którym kanałem płynie aktualnie strumień wiadomości o ukraińskim ataku na kolejny obwód na terytorium Rosji. Oczywiście, to Telegram jest podstawowym narzędziem informacji o tym, co dzieje się przy granicy obwodu biełgorodzkiego. Właśnie: Telegram jako narzędzie komunikacji. Jak każdy instrument, może on zostać wykorzystany do celów szlachetnych, jak i paskudnych. I właśnie z uwagi na te ostatnie - francuskie władze zatrzymały na lotnisku pod Paryżem arcybogatego Durowa, który po opuszczeniu Rosji Putina został en passant obywatelem Francji. Magnat mediów społecznościowych - porównywany do Elona Muska czy Marka Zuckerberga - został zatrzymany z uwagi na zerową moderację Telegramu, dzięki któremu pełną parą korzystają z narzędzia nie tylko zwykli użytkownicy czy wojskowi, ale przede wszystkim zorganizowane grupy przestępcze. Od narkotyków przez pranie brudnych pieniędzy aż po pornografię dziecięcą - lista zarzutów wobec Durowa, który beztrosko umożliwia te praktyki, jest długa. Globalne starcie z państwami W istocie mamy do czynienia z jednym z najważniejszych problemów politycznych. Oto zwolennicy swobodnej komunikacji za pośrednictwem Telegramu - z Durowem włącznie - powołują się na nieograniczoną wolność słowa. Domagają się prawa do bezpiecznego przekazywania informacji oraz opinii. Liczne grono użytkowników przy tym deklaruje się jako narodowa prawica - w tym czy innym kraju, to wszystko jedno. W praktyce owi użytkownicy są zwolennikami GLOBALIZACJI, która zderza się z władzą państw - co ciekawe, zupełnie niezależnie od ich ustroju politycznego. Albowiem to kolejne starcie Telegramu z państwem. Najpierw w 2018 Durow zmierzył się z autorytarną Rosją Putina, gdy odmówił podzielenia się dostępem z FSB. Później jednak uległ brutalnej presji Kremla i zablokował konto Nawalnego. Teraz to demokratyczna Francja postanowiła upomnieć się o przestrzeganie prawa stanowionego. Ustrój polityczny jest skrajnie odmienny, ale refleks władzy pozostaje ten sam: to ponadnarodowe narzędzie komunikacji należy poddać nadzorowi oraz kontroli. Ale to dopiero początek problemu do rozwiązania. Prawo i bezprawie w ruchu Zwolennikom maksymalnej wolności słowa w sieci przypominam, że klasyczny liberalizm jest za - ale w granicach obowiązującego prawa. I tu właśnie sprawa Durowa wydaje się najciekawsza: zaraz, zaraz, o jakim prawie mowa? Ostatecznie to ustrój danego państwa, które zabiera się za Telegram, przekłada się na ocenę podejmowanych działań wobec komunikatora. Jeśli ktoś jest zwolennikiem demokracji - bez zorganizowanej przestępczości - powinien być raczej zadowolony z zatrzymania Durowa. Natomiast, jeśli ktoś jest zwolennikiem rządów autorytarnych czy "wolności słowa" wśród grup przestępczych, gest francuskich władz zostanie odczytany negatywnie. Żyjemy jednak w czasach utraconej naiwności internetowej. Dobrze wiemy, że chęć odzyskania kontroli nad ludnością i terytorium jest politycznie modna. Nie trzeba być Donaldem Trumpem czy zwolennikiem Brexitu, aby głosić takie hasła. Właśnie dlatego zza zatrzymania Durowa wyłania się także trzecia możliwość: ciche zadowolenie władz wszystkich państw - demokratycznych i niedemokratycznych, Macrona i Putina - z próby ukrócenia narzędzia technologicznej globalizacji. Wniosek? Walkę ze zorganizowaną przestępczością i z łamaniem prawa na Telegramie zdecydowanie należy pochwalić, ALE z natychmiastowym protestem, że dalsze, polityczne przesuwanie granic na niekorzyść wolności słowa - zdecydowanie nie powinno mieć miejsca. Że owe granice są płynne, że algorytmy to manipulacja, wiadomo, aż za dobrze. Ale właśnie dlatego zatrzymanie Durowa czy polityczna działalność Muska i Zuckerberga (por. atak tego ostatniego na Joe Bidena o politykę czasów pandemii) budzą takie emocje. Albowiem te granice globalnej wolności słowa wykuwane są tu i teraz. I dzieje się to bardziej na naszych monitorach i w głowach użytkowników niż w gmachach starych sądów powszechnych. Jarosław Kuisz