Rezygnacja Joe Bidena z wyścigu prezydenckiego, w Stanach Zjednoczonych, według niektórych komentatorów ma posmak zapomnianego etosu mężów stanu, którzy interes państwa potrafią postawić wyżej niż własne ambicje. Nawet jeśli jest to tylko romantyczna fantazja na temat brutalnej polityki - tracący formę prezydent USA zrezygnował przecież późno i pod naciskiem przerażonych członków Partii Demokratycznej - to jednak taka postawa jest rzadkością w postpolitycznym świecie populizmów i tanich chwytów. Polska prawica jak Trump W tym sensie skłóceni polscy politycy, zwłaszcza obozu rządzącego, mają czego zazdrościć amerykańskiemu przywódcy, który ma mocne przekonanie, że zablokowanie Donalda Trumpa byłoby korzystne dla polityki globalnej. Zrobił więc gest w tym kierunku. Tymczasem obóz rządzący w Polsce szedł do władzy pod hasłami zjednoczenia przeciw niepraworządnej władzy Jarosława Kaczyńskiego, a dziś robi wiele, żeby ułatwić Prawu i Sprawiedliwości powrót do władzy za kilka lat. Tak jak realny wydaje się powrót Trumpa do Białego Domu, tak niewykluczony wydaje się przyszły triumf polskiej prawicy. To zresztą symptomatyczne, że politycy demokratyczni często przegrywają nie tyle wyłącznie z prawicowym czy lewicowym populizmem, ile przede wszystkim z własną słabością. Jakby autodestrukcja i krótkowzroczność bardziej ich uwodziły, niż spryt, skuteczność i prawidła realnej polityki. Dobrym przykładem takiej niezrozumiałej postawy jest spór między lewicowymi członkami koalicji rządzącej a Polskim Stronnictwem Ludowym, które postanowiło szukać nowego otwarcia w ramach ratowania swojej tożsamości. A wszystko to tuż po blamażu władzy z przegranym glosowaniem w sprawie aborcji i po awanturze o drugi immunitet Marcina Romanowskiego. Polityka infantylna, polityka histeryczna W odpowiedzi na kryzys związany z ustawą depenalizacyjną lewica postawiła na politykę infantylną. Postanowiła atakować konserwatystów za poglądy i składać ten sam przegrany projekt ustawy w nieskończoność. Z kolei ludowcy zareagowali histerycznie. Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział dwa projekty ustaw - o osobie najbliższej i o wychowaniu patriotycznym. Pierwszy ma być konfrontacyjną odpowiedzią na rządową propozycję dotyczącą związków partnerskich, a drugi ma służyć zatrzymaniu "rewolucji lewackiej czy prawackiej". Z politycznego punktu widzenia PSL po prostu szykuje się do rozstania z Szymonem Hołownią, ale jednocześnie przekonuje wyborców, że koalicję rządzącą spaja już tylko władza. Kosiniak-Kamysz chce przy okazji sprzedać publiczności opowieść, że oto ludowcy mają być dziś prawdziwymi centrystami. Kłopot w tym, że proponowane przez nich ustawy nie są ukłonem w stronę centrum, lecz w kierunku parafiańszczyzny, prawicy, Andrzeja Dudy i PiS-u, któremu PSL chciałoby odbierać wyborców, a jedynie podsuwa mu rozwiązania gotowe do poparcia. Zamiast szukania porozumienia wewnątrz koalicji - szuka porozumienia z opozycją. Podobnie zresztą od centrum oddalił się Donald Tusk, tyle że w drugą stronę. Gdyby szef PSL-u powrócił z wychylenia na prawo, a szef PO zrezygnował ze zbyt ostrego skrętu w lewo, wspólnie mogliby zbudować prawdziwie centrową formację polityczną. Prowincjonalna piaskownica Centrową, czyli jaką? Propaństwową, odpowiedzialną, stabilizującą scenę polityczną, a przede wszystkim zdolną do realizacji kompromisowych rozwiązań politycznych w spolaryzowanym kraju. Dziś, zamiast szukania kompromisów, politycy walczą o niemożliwe do realizacji projekty. Zamiast budować wspólnotę celów, kreują wojnę o rozbieżności. Zamiast etosu mężów stanu mamy raczej prowincjonalną piaskownicę nieprzemyślanych decyzji i tanich afektów. Żyzna gleba dla populistów. Przemysław Szubartowicz