Już sam sposób konstruowania tych wszystkich aktów prawnych to dobra lekcja tego, że komunikacja zaczyna się u samych podstaw. By zacytować klasyka komunikacji społecznej "przekaźnik jest przekazem". Ten przekaźnik i przekaz mają nas po pierwsze uspokoić. W związku z tym, mamy do czynienia z pięknie opakowanym w kolorową reklamówkę przez Komisję Europejską pakietem ikonek i rozwiązań. Oto i kontrola na granicy będzie lepsza. Różne nowe technologie się pojawią, i wszyscy razem pospołu będą na wspólną rzecz pracować. Do tego ten pozornie mniej istotny rozdział. Zapis rozwijający dotychczas już implementowane przepisy o solidarności, które nakładają na kraje "zupełnie dobrowolne" wspieranie innych krajów będących pod "presją migracyjną". Jeśli ktoś dobrowolnie nie będzie chciał pomóc, może zapłacić opłatę, czyli po prostu karę. Może też podejmować jakieś "działania zewnętrzne". Jakie? Dokładnie nie wiadomo. Ten stan "dokładnejniewiadomości" to dość typowy problem dla unijnych aktów prawnych. Tym bardziej że doświadczenie uczy, iż uznaniowość Komisji Europejskiej czy różnych unijnych agend w sytuacjach spornych rzadko obracała się na korzyść Polski. Może tak, a może siak Uspokaja - co u niego ostatnio rzadkie - premier Tusk. Będzie dobrze. Wystarczy, że nie zagłosujemy na ruskich, czyli na PiS i wszystko będzie ok. I z paktem też będzie ok, bo przyjęliśmy Ukraińców, a więc zostanie to nam policzone na poczet bycia krajem znajdującym się pod presją migracyjną. Tylko trochę brakuje pewności, że na pewno tak jest. A także, co równie ważne, że zawsze tak będzie. Ukraińcy - uchodźcy wojenni i Białorusini, azylanci opuszczający kraj niedemokratyczny, zagrożeni prześladowaniami. Oni należą do zupełnie innej kategorii, niż osoby docierające do Grecji czy Włoch na tratwach, o których zresztą wprost w dokumentach unijnych się mówi. Tamci są nielegalnymi imigrantami, którzy już na wstępie próbują bezprawnie dostać się na teren Unii. Czy legalni uchodźcy z Ukrainy mogą zwalniać Polskę z uczestnictwa w zupełnie ich niedotyczącym rozdziale poświęconym emigrantom nielegalnym? W sumie nic do końca nie wiadomo, bo nic o tym nie ma. A skoro nie ma, to można mieć wątpliwości. Jeżeli Unia chciałaby tak o nas zadbać, mogłaby do naszej sytuacji konkretnie się odnieść, tak jak konkretnie odnosi się do "drogi morskiej" nielegalnej imigracji. Unijna "minister spraw wewnętrznych" komisarz Ylva Johansson napisała, że jest bardzo prawdopodobne, iż Polska "częściowo lub całkowicie" zostanie prawdopodobnie z mechanizmu wyłączona ze względu na Ukraińców. No właśnie. "Prawdopodobnie" ("Highly likely") to takie lepsze "może". "Częściowo" czy "całkowicie"? To wszystko spekulacje. Gdzie są jakiekolwiek gwarancje? Wszystko należy do Komisji By zrobić to, o czym mówi szwedzka komisarz, a tym bardziej to, o czym mówi Donald Tusk, Unia musiałaby pomieszać dwie kategorie ludzi. Zalegalizowanych nielegalnych imigrantów i uchodźców wojennych czy legalnych azylantów, którzy przecież już cieszą się prawami. Nie dość tego, jaką mamy gwarancję, że potrwa to dłużej niż rok, dwa lata, trzy? Aż do czasu, gdy Komisji Europejskiej się znudzi? Akt jest tak skonstruowany, że w gruncie rzeczy, tak jak u Kafki wszystko należało do sądu, tak tu wszystko należy do Komisji. To ona ocenia, analizuje i definiuje sytuację danego kraju. Tego, jakie państwo jest "pod presją migracyjną", a jakie nie. A doświadczenie z KPO i nie tylko uczy, że wystarczy, że w którymś z krajów władza zmieni się na taką, której Komisja nie lubi i wtedy hulaj dusza, presji nie ma. Przyjmować imigrantów albo płacić. Być może z perspektywy Donalda Tuska i jego formacji jest to komfortowe, bo jego "wyjątkowe" relacje z Unią sprawią, że stanie się on i gwarantem, choć na jakiś czas, tego by nas pakt migracyjny nie dotknął. Ale z perspektywy polityki i przyszłości państwa jest to budowanie na mglistych obietnicach, a nie gwarancjach prawnych. Zresztą chyba już do tego trochę przywykliśmy. I w końcu pozostaje najważniejsze pytanie. Jeżeli pakt migracyjny nie rodzi dla Polski zagrożeń i wręcz na nim zarobimy, jak twierdzi Donald Tusk, to czemu jego minister Andrzej Domański na głosowaniu w Radzie UE był przeciwko, oddając głos razem z tymi, złymi, "ruskimi" Węgrami? Znowu sieć matactw ściem, a na szali całkiem sporo. Bezpieczeństwo Polaków, a w szczególności Polek, których los był tak bliski tej władzy w kampanii wyborczej. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!