Czy wojna między PiS i Konfederacją to gra pozorów?
Czy wojna między PiS i Konfederacją to teatr dla maluczkich? Czy po najbliższych dwóch latach złośliwości i dystansowania się od siebie obie formacje szybko dogadają się, by przejąć władzę? Wszystko na to wskazuje. Dziś publiczność daje się zwieść złudzeniu, że Jarosława Kaczyńskiego i Sławomira Mentzena z Krzysztofem Bosakiem dzieli przepaść. W istocie dzielą ich drobiazgi przedstawiane jako wielkie przeszkody, ale łączy wspólny i dalekosiężny cel.

Wojnę między PiS i Konfederacją - nawet jeśli są w niej prawdziwe emocje i prawdziwa wzajemna niechęć - można rozpatrywać jako mistyfikację. Oczywiście w ramach realnej polityki, a nie powierzchownych gier i gierek, jakimi na co dzień żyją media.
Gęsta piana
W serwisach społecznościowych działa wyłącznie polaryzacja, a liderzy polityczni dawno już zrozumieli tę zasadę ery populizmu. Chętnie więc używają ostrych sformułowań, radykalnych sądów, obraźliwych epitetów, ponieważ to się świetnie sprzedaje. Ale zarazem tworzy gęstą pianę, w której chętnie brodzą komentatorzy zadowalający się sensacją i która przy okazji przesłania to, co naprawdę istotne.
Konflikt między prawicowymi formacjami jest jak rozpisane na role widowisko, które ma przyciągnąć uwagę. Gdy Mentzen nazwał Kaczyńskiego politycznym gangsterem, usłyszał w odpowiedzi, że zachowuje się jak rozkapryszony bachor. Gdy lider Konfederacji zaczął krytykować PiS za liczne niekonsekwencje programowe, sugerując, że partia Kaczyńskiego "ma ludzi za idiotów", za jakiś czas otrzymał ripostę, że to program Konfederacji wysadziłby państwo polskie w powietrze.
Finalnie PiS określiło się jako partia, która stworzyła mechanizm realnej solidarności społecznej, a Konfederację zapisało do obozu - jak powiedział niedawno Michał Moskal, bliski współpracownik Kaczyńskiego - anarcho-liberałów.
Duopol Konfo-PiS?
Tego typu podział na "Polskę solidarną" i "Polskę liberalną" był już przez Kaczyńskiego testowany w polaryzacyjnym związku z Platformą Obywatelską. Pośród szumu publicystycznych debat pojawiła się więc nawet brawurowa koncepcja, że lider PiS chce wymienić sparingpartnera i zastąpić Donalda Tuska Konfederacją.
Miałby to być - gdy w 2027 roku opadnie bitewny kurz - zalążek nowego "PO-PiS-u" zwanego po nowemu "Konfo-PiS-em". Brzmi jak szalona fantazja, ale w czasach, gdy moc propagandy jest nieograniczona i każdą narrację można uczynić doktryną, ktoś mógłby to uznać za możliwy scenariusz. Choć jednocześnie karkołomny, biorąc pod uwagę stabilny rozkład poparcia społecznego, w którym stary duopol trzyma się mocno, a partia Mentzena jest kilkunastoprocentową trzecią siłą.
Dlaczego jednak ten medialny konflikt miałby być sztuczny? Dlaczego miałby się skończyć tak jak wojna JD Vance'a z Donaldem Trumpem, gdy po tym, jak ten pierwszy nazywał tego drugiego "idiotą" i porównał do najczarniejszych postaci w historii, dziś wspólnie rządzą Ameryką jako wiceprezydent i prezydent?
Otóż zarówno PiS-owi, jak i Konfederacji marzy się twarda zmiana ustroju politycznego w Polsce.
Przeciw Zachodowi
Obie partie są antyeuropejskie. Obie korzystają z antyukraińskich nastrojów w Polsce. Obie chciałyby zmienić konstytucję. Obie chętnie pozbyłyby się z polityki Tuska i jego mainstreamowego zaplecza. Obie łączy nacjonalistyczne nachylenie. Obie mają "wspólnego" prezydenta Karola Nawrockiego, który "kontroluje" oba elektoraty, choć na razie otoczony jest tylko ludźmi PiS. Obie wreszcie podzielają zasadniczą ideologiczną tezę wyrażoną kilka lat temu przez prof. Zdzisława Krasnodębskiego, który powiedział, że "zagrożenie dla naszej suwerenności ze strony Zachodu jest większe niż ze strony Wschodu".
Krasnodębskiemu nie chodzi oczywiście o zagrożenie militarne ze strony Europy, bo takie grozi nam ze strony Rosji, która "jest brutalna" i "może wypowiedzieć nam wojnę". Ale - kontynuował związany z PiS socjolog - "Polacy wiedzą, w sensie duchowym czy psychologicznym, jak z takimi niebezpieczeństwami się obejść. (…) Natomiast UE posługuje się innymi środkami. Raczej zachętami, pieniędzmi, siłą miękką, na pewno atrakcyjnością".
I to właśnie strukturalnie łączy PiS i Konfederację, które programowo są antyzachodnie, antyliberalne (w sensie niewiary w konieczność istnienia stabilnych instytucji) i antyeuropejskie. To jest struktura, która spaja i może być płaszczyzną stabilnego porozumienia. Reszta jest kurzem postpolityki.
Według prof. Andrzeja Nowaka, ważnego prawicowego historyka i wpływowego doradcy głowy państwa, kontynuacja rządów tzw. obozu demokratycznego musi być przez prawicę postrzegana w kategoriach "ostatecznego zagrożenia państwa polskiego". Jednocześnie Nowak, choć bywał krytyczny wobec PiS i Konfederacji, to właśnie we współpracy tych dwóch formacji widzi zbawienie dla polskiej prawicy. Nawrocki jest szykowany do roli patrona takiego porozumienia.
Traktowanie tego pobłażliwie przez polityków władzy może ich doprowadzić za dwa lata do katastrofy. Bynajmniej nie pięknej.
Przemysław Szubartowicz















