Czarnek, Nawrocki, teraz Obajtek. PiS-owska bajka o osiołku
Prawyborom w partii Donalda Tuska towarzyszy rozpuszczanie wśród dziennikarzy pogłoski, że PiS wybory prezydenckie już w gruncie rzeczy odpuścił i chodzi tylko o władzę w partii. To nieprawda. Ale wahanie lidera PiS w sprawie wyboru kandydata może skończyć się, jak w bajce o osiołku, kiedy zbyt długi wybór między owsem i sianem miał tragiczny efekt.
Euforia prawicy po zwycięstwie Donalda Trumpa trochę przypominała reakcję na śmierć rosyjskiej cesarzowej Elżbiety w XVIII-wiecznych Prusach, co uchroniło ten kraj przed katastrofą i pozwoliło zbudować potęgę Prus, a potem Niemiec. Problem w tym, że takie "Mirakel des Hauses Brandenburg" zdarzają się rzadko, podobnie jak cudowne bronie, które w ostatniej chwili zmieniają losy przegranych kampanii.
Taktyka czekania na lepsze dla prawicy wiatry za granicą i błędy przeciwników może być opłakaną i wielotygodniowe hamletyzowanie nad wyborem kandydata jest tego najlepszym przykładem. Do puli nazwisk (wedle doniesień tygodnika "Do Rzeczy") ma dołączyć Daniel Obajtek. Były szef Orlenu ostatecznie kojarzy się z gospodarczą prosperity, o której szczególnie w przypadku PKN Orlen trudno dziś mówić. Problem w tym, że prezes PiS zaczyna przypominać headhuntera, który ma znaleźć osobę o takich kwalifikacjach, jakie w połączeniu nie istnieją.
Równanie Kaczyńskiego
W sumie problem do przezwyciężenia przy każdym kandydacie, równanie, które prezes PiS musi rozwiązać, jest takie samo. Albo polityk jest zbyt mało rozpoznawany, albo budzi zbyt negatywne emocje nie-PiS-owskiego elektoratu.
Kandydat ma być kojarzony z prawicą, lojalny i mieć jakiś dorobek. Nie powinien być wyciągnięty z kapelusza, bo elektorat tego nie zaakceptuje. Publicyści piszący, że takim kandydatem był Andrzej Duda w 2015 roku powinni wzbogacić swoją dietę o produkty bogate w fosfolipidy i inne substancje wzmagające pamięć. Obecny prezydent był jednym z najbliższych współpracowników Lecha Kaczyńskiego, a w 2015 roku jednym z najczęściej udzielających się medialnie i pracowitych posłów PiS, co doceniali i przeciwnicy, jak choćby nieżyjąca już publicystka Janina Paradowska.
Z wymienianych przez PiS kandydatów na kandydatów większą rozpoznawalność mają dziś faktycznie Przemysław Czarnek i Mariusz Błaszczak. Problem w tym, że pierwszy jednoznacznie kojarzy się z partyjnym establishmentem, któremu naród podziękował w 2023 roku, a drugi ma ogromny elektorat negatywny.
Ogromny elektorat negatywny miałby też Daniel Obajtek, choć jego zwolennicy go uwielbiają, czego dowiodły wybory europarlamentarne, gdzie uzyskał świetny wynik i to mimo obstrukcji wewnątrz partii. Mniejszy elektorat negatywny, ale i mniejszą rozpoznawalność ma szef IPN Karol Nawrocki. A na drugim planie pokutuje jeszcze kilka nazwisk. Mówi się nawet o coraz bardziej nerwowym poszukiwaniu nowej twarzy.
Okoliczności to nie cud
W tym samym czasie Donald Tusk sprawdzonym sposobem stosuje dewizę "dziel i rządź", napuszczając na siebie Radosława Sikorskiego i Rafała Trzaskowskiego, a zarazem sprawia, że to o wyborach w Platformie jest głośno. Równocześnie PiS kandydata wciąż nie ogłasza, działacze partii są coraz bardziej zdezorientowani, a łaska prezesa wydaje się wahać od Czarnka do Nawrockiego i z powrotem, aż po opcję szukania innego kandydata lub momentalne stwierdzanie "to może jednak ten Błaszczak".
Okoliczności wcale nie przemawiają przeciwko kandydatowi prawicy, ale to tylko okoliczności. Cud po prostu następuje, okoliczności trzeba wykorzystać. Donald Trump sam z siebie nie odmieni oblicza naszej ziemi, a elektorat automatycznie po odczuciu Zielonego Ładu, paktu imigracyjnego i innych projektów na własnej skórze nie połączy ich z osobą Donalda Tuska i jego rządami.
Szczególnie że ten ostatni, podobnie jak dwaj kandydaci PO, pomni tego, co nadchodzi, zaczęli się od Unii odcinać. A ich wyborca nie raz już dowiódł, że chętnie akceptuje diametralne zmiany wyświetlanych mu filmów wyborczych. Pod warunkiem, że telewizor dobrze działa.
Kandydat prawicy nie jest dziś bez szans. Rafał Trzaskowski już raz przegrał, a Radosław Sikorski przegrał nawet prawybory. Ale kampania ich konkurenta powinna się zacząć już teraz. Na razie zmienne nastroje prezesa PiS, zależne od tego, kto wychodzi od niego z gabinetu, mogą sprawić, że złośliwa pogłoska rozsiewana przez przeciwników się zmaterializuje.
Wiktor Świetlik
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!