Azyl na Węgrzech. Romanowski nie chce być męczennikiem
Ucieczka Marcina Romanowskiego nie wygląda dobrze, a na dokładkę wpycha PiS w ramiona prorosyjskiego Victora Orbana. Jednak po ludzku trudno tej ucieczki nie rozumieć. Prokuratorskie akcje Tuska i Bodnara to parodia praworządności.
Sytuacja, kiedy jedno państwo Unii Europejskiej udziela azylu politykowi z innego państwa tejże Unii, jest nie lada sensacją. Polski MSZ opisuje decyzję Węgier o udzieleniu schronienia Marcinowi Romanowskiemu jako "akt nieprzyjazny". Trudno się z tym nie zgodzić. Zapewne rząd Donalda Tuska spróbuje piętnować rząd Victora Orbana na forum unijnych instytucji.
Ale na ile skutecznie? Wbrew temu, co opowiada rzeczniczka ministra Adama Bodnara Anna Adamiak, Europejski Nakaz Aresztowania nie jest realizowany automatycznie. Każde państwo może badać okoliczności jego wystawienia.
W tym przypadku sam chór polityków obozu rządzącego domagających się przed kamerami aresztowania byłego wiceministra sprawiedliwości wskazuje na polityczną naturę tego postępowania. Prym wiódł tu premier Donald Tusk orzekający o winie i formułujący kwalifikacje prawne na platformie X (dawniej Twitter). Czy taka atmosfera może być opisywana jako praworządna?
Wiwat nasz Orban?
Oczywiście Orban nie przekona większości polityków Unii, że Tusk to mściwy kacyk. Ale też według ekspertów nie istnieją procedury, które by węgierskiego premiera do czegoś zmusiły. A zbyt długie roztrząsanie historii Romanowskiego może się okazać niewygodne dla polskiego rządu. Spodziewam się więc raczej symbolicznych gestów, tylko tyle.
Obserwuję radość polityków Zjednoczonej Prawicy i wspierających ich dziennikarzy. Czy to radość uprawniona? Prawda, Tusk i jego aparat nie okazali się wszechmocni. Ale mówiąc cynicznie, Romanowski bardziej by się przydał Kaczyńskiemu jako siedzący w areszcie męczennik. Ucieczka za granicę nie wygląda najlepiej. Siedzieli w areszcie za aferę Funduszu Sprawiedliwości zwykli ludzie: ksiądz Michał Olszewski i dwie urzędniczki resortu, a polityk jest w stanie zorganizować sobie miękkie lądowanie - takie powstaje wrażenie.
Dodatkowym efektem jest inne wrażenie: istnienia osi PiS-węgierski Fidesz. Oczywiście propaganda obozu Tuska przekonywała od dawna, że jest ona oczywistością. Ale nie była. Dziś polska prawica wsłuchuje się w krytykę polskiego rządu, jaka padła z ust Orbana tuż przed ogłoszeniem azylu dla Romanowskiego. Ale przecież wcześniej premier Węgier atakował także rząd Morawieckiego. Prorosyjskie sympatie Orbana nie są czymś wymyślonym. Więc teraz propaganda ludzi Tuska złoży to wszystko w jedną całość. Oto Kaczyński i Orban są bliskimi sojusznikami, więc obu można opisywać jako faworytów Putina.
Ta narracja była uprawiana, gołosłownie, od dawna. Ale możliwe, że dziś będzie brzmiała bardziej przekonująco. Polscy prawicowcy naprawdę będą mówili o Orbanie z sympatią. Jak to się przełoży na stosunek tego obozu choćby do wojny za naszą granicą? Nastroje Polaków, więc i polskiej prawicy, wobec osaczonej Ukrainy i tak ochłodły. Ale pamiętajmy, że Tusk próbuje budować legendę o prorosyjskim PiS nie tylko dla pozyskania jakichś wyborców. Ten mit może mu posłużyć jako pretekst do podważania wyborów prezydenckich, jeśli pójdą nie po jego myśli.
Mamy przykład podobnej decyzji w Rumunii. Tam prawicowy kandydat był naprawdę prorosyjski, ale też nie udowodniono ingerencji putinowskiej agentury w sam proces wyborczy. W Polsce niezawodna "Gazeta Wyborcza" już podsuwa historię z poprzednich wyborów. To rosyjskie trolle miały w październiku 2023 roku rozsyłać SMS-y z wyrazami poparcia dla PiS (sama treść SMS-ów sugeruje jednak, że akcja była w istocie wymierzona w PiS - przyp. red.). Na razie to tylko element swoistej gry psychologicznej na początku nowej kampanii. Ale czy nie będzie próby skorzystania z byle pretekstu do kroków prawnych? W tej sytuacji każda poszlaka, choćby ta o więzach polskiej prawicy z węgierską, nabierze dodatkowego znaczenia.
Skądinąd obawiam się ewolucji polityków PiS w kierunku mniejszej twardości wobec Rosji. Oczywiście Orban nie jest tu jedynym czy nawet głównym czynnikiem. Wymusza to konkurencja z antyukraińską Konfederacją, z drugiej strony zaś entuzjastyczne przyjęcie przez polską prawicę zwycięstwa Donalda Trumpa w USA. Stanowisko Trumpa wobec Putina i jego wojny wciąż nie jest do końca klarowne. Ale sygnałów w kierunku uwzględniania przez niego rosyjskiego stanowiska przy okazji szukania "pokojowych rozwiązań" nie brakuje.
Rozumiem Romanowskiego
Tak oto los jednego posła, dziś uciekiniera nakłada się na krajową i międzynarodową układankę. Zarazem, choć ta ucieczka nie wygląda dobrze, napiszę dobitnie: Romanowski ma o tyle rację, że jego areszt, a potem ewentualnie proces, byłby spektaklem niewiele mającym wspólnego z praworządnością. Dowodziło tego już przetrzymywanie przez wiele miesięcy księdza Olszewskiego i urzędniczek. Dowodzi też formuła zarzutów prokuratorskich.
Można uznać na podstawie tego, co już wiemy, że polityk ustawiał konkursy w ramach Funduszu Sprawiedliwości, chcąc wesprzeć polityczny interes swoich kolegów z Suwerennej Polski. Sam Kaczyński niepokoił się wieściami na ten temat. Ale czy naprawdę wiceminister stworzył "zorganizowaną grupę przestępczą"? Czy zawłaszczył jakieś pieniądze? Odpowiem ostrożnie: nic na to nie wskazuje.
Jego aresztowanie miało być częścią gigantycznej akcji represyjnej zarządzanej tydzień po tygodniu przez samego premiera, a mechanicznie sterowanej przez ministra Bodnara. To skądinąd zabawne. Bodnar na początku swojego ministrowania zapowiadał takie zmiany w wymiarze sprawiedliwości jak oddzielenie urzędu prokuratora generalnego od stanowiska ministra czy skracanie długości aresztów tymczasowych. System miał być zliberalizowany. Dziś nic z tych zapowiedzi nie zostało.
Potrzebny jest jeden nadzorca upolitycznionej w kierunku przeciwnym do upolitycznienia z czasów Zbigniewa Ziobry prokuratury. I potrzebne są nowej władzy surowe przepisy, po części napisane w czasach PiS. Sypią się jeden po drugim wnioski o uchylenie immunitetów. To w cieniu policyjno-prokuratorskich akcji, oklaskiwanych przez "Wyborczą" i przez Romana Giertycha, ma się toczyć kolejna kampania wyborcza. Opozycja ma na dokładkę być w jej trakcie całkowicie pozbawiona środków finansowych, a w domyśle zagrożona unieważnieniem procesu wyborczego, jeśli ośmieli się wygrać.
Jeśli to są standardy praworządnego państwa, to ja jestem nastoletnią baletnicą. Z tego punktu widzenia patrząc, ciężko domagać się od Marcina Romanowskiego "męczeństwa". Nie jest bohaterem z mojej bajki, raczej banalnym politycznym załatwiaczem. Ale nawet załatwiaczowi trudno życzyć takiego traktowania, jakie spotkało księdza Olszewskiego i panie z ministerstwa. Dawny bojownik o prawa człowieka Adam Bodnar patronuje dziś bardzo brzydkim praktykom. Nie zanosi się na, to aby przestał.
Piotr Zaremba
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!