Konfederacja zapowiedziała, że wyborach samorządowych wystartuje pod nazwą Komitet Wyborczy Wyborców Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy (w skrócie KW Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy). Od kilku tygodni politycy Konfederacji nieoficjalnie mówili o trwających rozmowach z samorządowcami. Rejestracja komitetu składającego się z nazw obu ugrupowań brzmi jak potwierdzenie takiego porozumienia. Sęk w tym, że liderzy Bezpartyjnych Samorządowców twierdzą, że żadnego sojuszu wyborczego z Konfederacją nie ma. Bezpartyjni: To złodziejstwo - To zwykłe złodziejstwo. Konfederacja wie, że ma małe szanse w wyborach do sejmików, wie, że tonie, więc chwyta się brzytwy, kradnąc naszą nazwę komitetu i licząc, że nasi sympatycy się nie zorientują - denerwuje się Bohdan Stawiski z Bezpartyjnych Samorządowców. - Na poziomie ogólnokrajowym nie było żadnego porozumienia dotyczącego wspólnego startu. Ani zarząd partii, ani zarząd stowarzyszenia, ani zarząd federacji nie podpisał żadnej umowy koalicyjnej z Konfederacją. Nie mają więc żadnego prawa do używania naszej nazwy - wyjaśnia. Bezpartyjni Samorządowcy 13 lutego skierowali do Konfederacji "wezwanie do natychmiastowego zaprzestania naruszania prawa". Zarzucają podszywanie się pod komitet Bezpartyjnych Samorządowców i żądają zmiany nazwy na taką, która nie zawiera słów "bezpartyjni samorządowcy". Poinformowali, że jeśli Konfederacja tego nie zrobi, to skierują sprawę do sądu. - Będzie pozew o ochronę dóbr osobistych wraz z zabezpieczeniem roszczenia - potwierdza w rozmowie z Interią Bohdan Stawiski z Bezpartyjnych Samorządowców. - Chcemy, by do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez sąd w ramach zabezpieczenia Konfederacja nie mogła używać naszej nazwy - dodaje.Jeśli sąd przychyli się do wniosku Bezpartyjnych, start Konfederacji pod nazwą komitetu, który już został przez PKW zarejestrowany, stanie pod znakiem zapytania. Konfederacja (a konkretnie Ruch Narodowy) zarejestrowała jednak jeszcze jeden komitet wyborczy pod nazwą "Konfederacja Propoplska", więc w razie negatywnej dla siebie decyzji sądu partia mogłaby wystartować pod tą nazwą. Sęk w tym, że czasu jest coraz mniej, bo 4 marca mija czas zgłaszania do PKW list kandydatów na radnych w wyborach do sejmików, rad gmin czy rad powiatów. Konfederacja: To absurd Konfederacja stoi na stanowisku, że zarzuty kierowane pod jej adresem ze strony Bezpartyjnych Samorządowców są całkowicie bezzasadne. - Mamy na listach bezpartyjnych samorządowców, zarówno tych, którzy kandydowali w wyborach do Sejmu z listy Bezpartyjni Samorządowcy, jak i takich którzy działają w samorządzie i nie przynależą do partii. Nasza nazwa odpowiada rzeczywistości. Zupełnie nie rozumiem zarzutów, że komuś coś ukradliśmy - odpowiada Witold Tumanowicz, poseł Konfederacji i pełnomocnik Komitetu Wyborczego Wyborców "Konfederacja i Bezpartyjni Samorządowcy". Tłumaczy też, że Bezpartyjni Samorządowcy to ruch zrzeszający samorządowców z wielu regionów Polski, a nie tylko z Dolnego Śląska. - Prowadziliśmy rozmowy prawie we wszystkich województwach, gdzie działają Bezpartyjni Samorządowcy i z wieloma z nich porozumieliśmy się, choćby na Mazowszu czy w świętokrzyskiem, więc jak najbardziej można mówić o wspólnym starcie - podkreśla. Dodaje także, że komitetów, zawierających sformułowanie "bezpartyjni samorządowcy" już teraz zarejestrowało się sześć, a będzie ich jeszcze więcej, bo mogą dość jeszcze komitety rejestrowane w regionach. - Ich wszystkich też więc trzeba oskarżyć o kradzież nazwy. To absurd - uważa. Konfederacja kontra Bezpartyjni Samorządowcy. Spór o nazwę Rzeczywiście, PKW zarejestrowało pięć ogólnopolskich komitetów, które mają w nazwie słowa "bezpartyjni samorządowcy". Obok tego, zgłoszonego przez Konfederację, są jeszcze trzy związane z Bezpartyjnymi Samorządowcami z Dolnego Śląska: z partią o tej nazwie, stowarzyszeniem oraz federację stowarzyszeń. Zarejestrowany został także komitet o nazwie "Bezpartyjni" działacza, związanego niegdyś z ruchem Pawła Kukiza. Politycy Konfederacji podkreślają także, że skoro PKW zarejestrowała im komitet pod taką nazwą to znaczy, że pod względem prawnym wszystko jest w porządku. Bezpartyjni odpowiadają, że od lat zwracają uwagę na niespójne przepisy. - Jak tylko dowiedzieliśmy się o próbie rejestracji komitetu Konfederacji z naszą nazwą słaliśmy do PKW skargi w tej sprawie. Przepisy są przestarzałe, a PKW się nie popisała. Wychodzi na to, że każdy może sobie zarejestrować komitet z dowolną nazwą partii, wystarczy, że spełni wymagania formalne, nazwa nie ma dla PKW znaczenia - wskazuje Krzysztof Maj z Bezpartyjnych Samorządowców. I opowiada, że ta sama PKW pierwotnie zakwestionowała komitet Bezpartyjnych Samorządowców, zarzucając, że nie może go zarejestrować organizacja społeczna. Sprawa otarła się o Sąd Najwyższy, który nakazał PKW rejestrację. - Ta sama PKW jednak nie miała problemu z rejestracją innego komitetu pod nasza nazwą. Tak być nie powinno - mówi Krzysztof Maj. Sami Bezpartyjni, jak mówią, próbowali zwrócić uwagę na problem, rejestrując w PKW przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, w których startowali partię pod nazwą "Tak dla Polski", której używał konkurencyjny ruch samorządowców Jacka Karnowskiego, prezydenta Sopotu. Wtedy to Karnowski zarzucał im próbę kradzieży nazwy. - To był happening, chcieliśmy pokazać, że każdy może zarejestrować sobie dowolną nazwę. Od lat próbujemy pokazać, jak złe są przepisy w tej materii. Nigdy nie chcieliśmy startować pod nazwą inną niż Bezpartyjni Samorządowcy - tłumaczy dzisiaj Bohdan Stawiski. Bezpartyjni i Konfederacja. Były rozmowy o wspólnym starcie Działacze Bezpartyjnych Samorządowców nie zaprzeczają, że rozmowy z Konfederacją na pewnym etapie podejmowania decyzji o formule startu były prowadzone. Nic jednak z nich nie wyszło. Bezpartyjni uznali bowiem, że szyld Konfederacji byłby dla nich zbyt dużym obciążeniem, zwłaszcza po wybryku Grzegorza Brauna z gaśnicą w Sejmie. Liderzy Bezpartyjnych zawiesili więc rozmowy na szczeblu ogólnopolskim, pozostawiając swobodę samorządowcom w regionach. - Czyli gdyby Konfederacja miała na listach jednego czy dwóch polityków Platformy Obywatelskiej albo PiS, to też mogłaby sobie dopisać ich nazwy do nazwy swojego komitetu - wytyka Bohdan Stawiski. Bezpartyjni Samorządowcy to ruch polityczny, powołany przez marszałka województwa dolnośląskiego Cezarego Przybylskiego i prezydenta Lubina Roberta Raczyńskiego, skupiający samorządowców z całej Polski. Bezpartyjni najsilniejsi są na Dolnym Śląsku, gdzie w 2018 roku zdobyli blisko 15 proc. poparcia w wyborach do sejmiku. W skali kraju uzyskali wtedy wynik 5,28 proc. co przełożyło się na 15 mandatów. W ubiegłym roku próbowali swoich sił w wyborach parlamentarnych. Zarejestrowali ogólnopolski komitet wyborczy, nie przekroczyli jednak progu wyborczego. Kamila Baranowska