Tylko w Interii: sześć komitetów, sześciu liderów, sześć wywiadów na wybory. W ramach akcji "Polska wybiera" publikujemy równocześnie sześć rozmów z czołowymi przedstawicielami sześciu komitetów wyborczych, które zarejestrowały kandydatów we wszystkich okręgach. Na finiszu kampanii liderzy komitetów opowiadają o swoich planach na zwycięstwo. Co przygotowali na ostatnią prostą? Kamila Baranowska, Interia: Po co Bezpartyjni Samorządowcy idą do krajowej polityki? Przecież każdy wie, że to w samorządzie jest realna władza. Robert Raczyński, prezydent Lubina, jeden z liderów Bezpartyjnych Samorządowców: - Niestety z tą realną władzą w samorządzie jest tak, że coraz mniej od nas zależy, dlatego że system, który został zbudowany w ciągu 20 lat, i to nie jest tylko zarzut w stosunku do PiS, zaczyna być demontowany. I mimo że każda formacja ogłasza, że wspiera samorząd i chce nam pomoc, to tak naprawdę wszystkie po kolei go osłabiały. Tracimy narzędzia do pracy w samorządzie i dlatego idziemy do Sejmu, bo bez wpływu na decyzje tam zapadające samorządy sobie nie poradzą. Skąd się w ogóle wzięli Bezpartyjni Samorządowcy? - To pomysł, który powstał na Dolnym Śląsku wśród ludzi, którzy chcieli działać, robić konkretne projekty, wprowadzać rozwiązania, bez partyjnej przynależności. Po raz pierwszy startowaliśmy w wyborach w 2014 roku, był z nami jeszcze wtedy Rafał Dutkiewicz, który ostatecznie wybrał współpracę z Platformą. Był też z wami Paweł Kukiz, dziś startuje z list PiS. Bezpartyjnym też się zarzuca, że stoi za wami PiS. Donalda Tuska pozwaliście nawet za to, że nazwał was "przystawką PiS" i przegraliście proces. - Myślę, że te zarzuty, które kierują pod naszym adresem politycy PO, wynikają z jakichś kompleksów. I myśmy nie przegrali z Tuskiem, lecz przegraliśmy systemem sądowniczym. Bo w rzeczywistości sąd nie orzekł o tym, że my jesteśmy "przystawką PiS" tylko orzekł, że można kłamać na wiecach. Nie należy tego traktować poważnie. Zwłaszcza że wszyscy inni, którzy mówili podobne rzeczy, przegrywali z nami w sądzie. Przegrał Michał Szczerba z PO, przegrało Stowarzyszenie Tak dla Polski. Ale w sejmiku na Dolnym Śląsku macie koalicję z PiS. - Tak, ale na przykład w Legnicy jest koalicja PiS z PSL i nikt się tym specjalnie nie zajmuje. Mamy w Polsce chyba z 60 koalicji PiS z PSL albo PO i nikogo to jakoś nie razi. Tak jak nikogo nie razi, gdy mamy koalicję z PSL w Kielcach. Nie bardzo rozumiemy, dlaczego z jednymi wolno nam współpracować, a z innymi nie. Macie pragmatyczne podejście, co zresztą często podkreślacie. - Cztery lata temu czy pięć byliśmy w koalicji sejmikowej z Platformą i nikt nie robił z tego wielkiej sprawy. Przecież z kimś musimy rządzić, jeśli chcemy przeprowadzać swoje pomysły. Jeśli Platforma jest słaba i nie proponuje współpracy, to współpracujemy z kim innym. To proste. Jak udało się Bezpartyjnym zarejestrować komitet ogólnopolski? Zebraliście ponad 300 tysięcy podpisów. Skąd tak duża mobilizacja wśród samorządowców? - To efekt pięciu lat pracy. Wiem, że dla socjologów, komentatorów, niektórych dziennikarzy, którzy nie znają prowincji i nie śledzą tego, co się dzieje w Polsce lokalnej mogło to być spore zaskoczenie, ale dla nas nie było. My, zbierając podpisy, odbyliśmy 300 tysięcy rozmów, nikt nam ot, tak nie przekazał swojego peselu. Pana zdaniem ludzie są zmęczeni polityką w obecnym wydaniu i szukają czegoś nowego? - Oczywiście, że tak. Ta łatwość budowania, zbierania podpisów nas też trochę zaskoczyła. To ewidentny dowód, że system polityczny w Polsce chyba się kończy, jeśli chodzi o wielkie partie. Ludzie już nie wierzą w to, że duże partie są w stanie rozwiązać jakikolwiek ich problem. One walczą o tak skrajny elektorat, żeby uzyskać większość, że później nie są w stanie zrobić nic. Bo czy rządzi PiS, czy Platforma, to niewiele się w tym kraju zmienia. Bo państwa nie zmienia się, siedząc pod mikrofonami w studiach telewizyjnych. Tu upatruje pan szansę dla mniejszych formacji? - Tak. Będziemy musieli przejść do systemu wielopartyjnych rządów, czyli rozwiązywania szeregu problemów, które przynoszą mniejsze formacje i wprowadzaniu rozwiązań kompromisowych. Dzisiaj z tym kompromisem w polityce krajowej jest ciężko. W samorządowej wręcz przeciwnie. Mamy w radach miejskich po pięć, sześć komitetów i one muszą się dla dobra mieszkańców dogadywać. I to robią. Nie słyszałem, by w jakimś mieście nie było wody w kranie, bo jacyś samorządowcy się nie dogadali. A w jaką grupę wyborców celujecie? - W ludzi, którzy chcą dokonać zmian. My proponujemy zmiany i moim zdaniem jest całkiem duża grupa ludzi, którzy mają dość obecnej polityki. Szacuje się ją na jakieś 20 proc., ale jak się przyjrzymy łącznemu poparciu dwóch największych obozów, to ono spada. Pięć czy 10 lat temu to było pewnie 80 proc. dzisiaj nie wiem, czy to jest 60 proc. Polska staje się krajem formacji średnich i małych, zbliża się koniec dominacji wielkich partii, tylko one nie chcą w to uwierzyć. Na razie w sondażach oba duże obozy mają się nieźle. To Bezpartyjni muszą walczyć o przekroczenie progu. - Nie stać nas na opłacenie własnych badań i to niech będzie moja odpowiedź. - Zebraliśmy ponad 300 tysięcy podpisów od ludzi, którzy generalnie są nieufni wobec polityków, nawet tych z samorządu. Sytuacja w kraju się zmienia, a sondażownie mają stare narzędzia pracy, stare grupy fokusowe. A skoro pytają ciągle tych samych ludzi, to dostają ciągle te same odpowiedzi. Jestem spokojny o nasz wynik. Jeśli uda się wejść do Sejmu, to w jakiej koalicji się widzicie: z opozycją czy PiS? - Będziemy rozmawiać z każdym, kto będzie chciał rozmawiać o naszych pomysłach programowych. Jakie to pomysły? - Nasz program oparliśmy na kilku filarach. Po pierwsze, normalność i równość. Chodzi o równy dostęp do komunikacji publicznej, miejskiej i regionalnej. Chcemy, by był to przywilej dla wszystkich, by wszyscy mieli takie same prawa, a nie, że na komunikację zrzucają się głównie ci pracujący, którzy dojeżdżają do pracy. A ci co nie pracują, są często zwolnieni z opłaty. Trzeba to zmienić. Po drugie, chcemy przywilejem zerowego PIT objąć wszystkich Polaków, a nie tylko wybranych. - Punkt trzeci jest związany z inwestycją w oświatę, w tym także psychiatrię dziecięcą i szkolenie psychoterapeutów dziecięcych. Mamy problem z dostępem do psychiatrów dziecięcych i nie da się szybko wykształcić nowych. Można jednak wykształcić kilkadziesiąt tysięcy psychoterapeutów i to jest kierunek, w którym chcemy iść. W Lubinie właśnie budujemy szpital psychiatryczny dla dzieci, zbudowaliśmy Dolnośląskie Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci, to jest możliwe, naprawdę. Dlaczego tego, co działa na poziomie lokalnym, nie da się ot, tak wprowadzić na poziomie ogólnokrajowym? - Bo nam generalnie jest łatwiej. My w w samorządzie nie stanowimy prawa ani polityki zagranicznej, nie zajmujemy się budowaniem armii ani finansowaniem służby zdrowia czy kształtem oświaty. Zajmujemy się pracą z ludźmi i dla ludzi, a tu przynależność partyjna nie odgrywa tak dużego znaczenia. Chcielibyśmy naszą wiedzę, jak to się robi na poziomie lokalnym, przenieść na poziom krajowy. Jednak żeby to zrobić, musimy być w parlamencie, inaczej się nie da. Patrząc dalej, kalendarz wyborczy wam sprzyja. Wiosną przyszłego roku będą wybory samorządowe, więc ta kampania już pomogła wam w budowaniu marki Bezpartyjnych. - Od razu powiem szczerze, że nie podoba mi się to wydłużenie kadencji samorządów, bo w ogóle jestem zwolennikiem krótszych kadencji w samorządzie. I mówi to człowiek, który jest prezydentem Lubina od 21 lat! - Tak. Ale uważam, że świat się tak szybko zmienia, że trzeba szybciej weryfikować polityków, zwłaszcza tych, którzy bajki opowiadają w kampanii. Jeśli oni w ciągu pierwszych dwóch-trzech lat swoich pomysłów nie wdrożą w życie, to niestety już o nich zapominają. Obywatele też zapominają i tak to się toczy. Uważam po prostu, że krótsza kadencja umożliwia szybszą weryfikację błędnych decyzji, czyli zmusza też polityków do roboty. To na koniec pytanie o to, jak sfinansowaliście swoją kampanię. Byłam na trzech konwencjach Bezpartyjnych Samorządowców, wszystkie były zrobione z rozmachem, na który zwykle tak małe partie nie mogą sobie pozwolić. - Finansujemy wszystko z wpłat naszych członków, kandydatów. Jak pani może zauważyła, nie organizujemy żadnych codziennych spotkań, wieców z wyborcami, nie wynajmujemy co drugi dzień hal na pięć-sześć tysięcy ludzi, nie mamy transmisji telewizyjnej. Uznaliśmy, że zrobienie dwóch-trzech dużych konwencji w czasie kampanii, na których zgromadzimy naszych działaczy i sympatyków, to jedyna i najlepsza z możliwych inwestycja, jaką możemy zrobić.I mogę raz jeszcze zapewnić, że ani kosmici, ani PiS nam pieniędzy na nic nie dali. Czytaj pozostałe wywiady Interii: Premier Mateusz Morawiecki: Po wyborach grozi nam scenariusz bułgarski Rafał Trzaskowski: Prezydent Duda ma szansę na naprawienie swoich błędów Szymon Hołownia: My z Władkiem myślimy 50 lat do przodu Krzysztof Bosak: Nie zgadzam się z wieloma poglądami kandydatów Konfederacji Adrian Zandberg: Nie mam zamiaru wchodzić z brunatnymi do rządu ----- TWÓJ GŁOS MA ZNACZENIE. Dołącz do naszego wydarzenia na Facebooku i śledź aktualne informacje w trakcie kampanii wyborczej!