Zakaz importu zbóż m.in. pszenicy, rzepaku, kukurydzy, słonecznika z Ukrainy do pięciu krajów przyfrontowych: Polski, Słowacji, Węgier, Bułgarii i Rumunii został wprowadzony 2 maja. Był to efekt nacisków rządów tych państw, do których masowo trafiały transporty zboża z Ukrainy, zaniżając ceny krajowych zbóż. To z kolei powodowało protesty rolników. W Polsce za niedopilnowanie tej kwestii stanowisko stracił minister rolnictwa i rozwoju wsi Henryk Kowalczyk. Jego następca, Robert Telus, dwoi się i troi, by nie doszło do powtórki. Więcej o powodach dymisji ministra Henryka Kowalczyka przeczytasz tutaj. Początkowo zakaz miał obowiązywać do czerwca. Jednak wskutek nacisków m.in. polskiego rządu, Komisja Europejska 5 czerwca poinformowała o przedłużeniu go do 15 września. Zakaz importu zboża z Ukrainy tylko do 15 września Tymczasem Polska chce przekonać Brukselę, by zakaz obowiązywał przynajmniej do końca roku. Jednak wydaje się to mało prawdopodobne. Pod koniec czerwca prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski potwierdził, że dostał od szefowej Komisji Ursuli Von der Leyen zapewnienie o zniesieniu zakazu importu zboża po 15 września. Także sam minister Telus przyznaje, że rozmowy z Komisją w tej sprawie nie należą do najłatwiejszych. - Tam jest beton. Tam przekonać do czegokolwiek jest bardzo trudno. Oni mają swoje interesy. (...) W sprawie zboża, dopiero, gdy rząd polski i prezes Jarosław Kaczyński, który powiedział: koniec tego, blokujemy granice, mimo że jest wojna, Komisja Europejska zobaczyła, że jest problem. Zaczęli coś robić i zaczęło się coś dziać. (...) Tam trzeba walczyć - mówił Robert Telus na początku lipca podczas zjazdu klubów "Gazety Polskiej" w Spale. Zakaz importu zboża z Ukrainy. Możliwe scenariusze W korzystny dla Polski scenariusz nie wierzy także poseł Jarosław Sachajko z Kukiz’15, wiceszef sejmowej komisji rolnictwa. - Nie wierzę, że Komisja Europejska wydłuży zakaz importu zboża. To zaś oznacza kolejne protesty rolników, bo wiadomo, idą wybory i czego nie wystrajkujesz, to nie masz. Bruksela o tym wie i moim zdaniem celowo będzie dążyć do zadymy w Polsce, skoro to może wpłynąć na wynik wyborów - mówi poseł Sachajko. Politycy PiS w nieoficjalnych rozmowach mówią to samo. Kwestię ukraińskiego zboża nazywają "tykającą bombą, która może wybuchnąć miesiąc przed wyborami". - Mamy coraz mniej czasu na jej rozbrojenie - powiedział jeden z naszych rozmówców. O politycznych skutkach poprzednich protestów rolników pisaliśmy tutaj. Wiceminister rolnictwa Rafał Romanowski w rozmowie z Interią nie chce mówić o czarnych scenariuszach. Podkreśla, że negocjacje z Brukselą wciąż trwają, więc różne rozwiązania są możliwe. - Mamy spójne i jednoznaczne stanowisko pięciu państw. Konsekwentnie mówimy, że trzeba wydłużyć czas obowiązywania zakazu importu ukraińskiego zboża i tego będziemy się trzymać. Myślę, że nasza twarda postawa przekona Komisję Europejską. Już raz tak się stało. Do połowy kwietnia także nikt nie sądził, że Bruksela zgodzi się na zakaz, a tak się stało - mówi Romanowski. Zamknięte granice dla ukraińskich produktów? Na ówczesną decyzję Brukseli, o której mówi wiceminister Romanowski, wpływ miało zamknięcie granic z Ukrainą najpierw przez Słowację, następnie przez Polskę. Czy jeśli rozmowy z Komisją Europejską pójdą nie po myśli polskiego rządu, możliwe jest ponowne zamknięcie polsko-ukraińskiej granicy dla ukraińskich produktów? Wiceminister Romanowski nie chce wprost odpowiadać na to pytanie. - Polski rząd będzie twardo walczył o interes polskich rolników i nie wycofa się ze swojej jednoznacznej postawy w rozmowach z Komisją. Jeśli to oznacza konfrontację, trudno. Dla nas polskie rolnictwo jest i będzie na pierwszym miejscu - podkreśla. Na 19 lipca Robert Telus zaprosił na spotkanie ministrów rolnictwa: Słowacji, Węgier, Bułgarii, Rumunii oraz Mołdawii, którzy mają przyjechać do Warszawy. Na to spotkanie został zaproszony także minister rolnictwa Ukrainy Mykoła Solski.- Spotkaniem 19 lipca wysyłamy do Brukseli mocny sygnał, że mamy wspólne stanowisko, od którego nie odstąpimy. To także znak dla Komisji Europejskiej, że tu nie chodzi o interes jednego kraju, lecz całej grupy krajów, których zdanie powinno być brane pod uwagę - wskazuje wiceminister Romanowski. Opozycja: Brak skutecznej dyplomacji Opozycja jednak nie daje wiary w zapewnienia rządu i zarzuca mu brak skutecznej dyplomacji. - Poza zapewnieniami, że minister ciągle się spotyka i rozmawia, brak jakichkolwiek konkretów. Nie ma żadnej długofalowej koncepcji rozwiązania tych problemów, z którymi borykają się rolnicy. Są tylko doraźne rozwiązania: dopłaty, skupy interwencyjne. Wygląda, jakby rząd chciał dotrwać do wyborów, a potem się zobaczy - uważa Dorota Niedziela, poseł Koalicji Obywatelskiej i wiceszefowa sejmowej komisji rolnictwa. - Tymczasem kwestie napływu ukraińskich produktów rolnych to dziś sprawa kluczowa, którą powinien zająć się nie tylko minister rolnictwa, ale także premier. Na tym polega skuteczna dyplomacja, by umieć wytłumaczyć wszystkim krajom Unii nasz punkt widzenia - wyjaśnia. Posłanka Koalicji Obywatelskiej zdradza też w rozmowie z Interią, że rolnicy szykują się już do ponownych protestów we wrześniu. - Z rozmów na komisji rolnictwa wynika, że są gotowi znów protestować, jeśli zakaz importu zbóż zostanie zniesiony - mówi. Bo im więcej ukraińskiego zboża trafi do Polski, tym większe problemy będą mieli polscy rolnicy ze sprzedażą swoich zbiorów.Już w 2022 roku Polska odnotowała rekordowe dostawy zbóż z Ukrainy. "Rzeczpospolita", powołując się na dane resortu finansów podała, że było to 3,2 mln ton. To o 290 proc. więcej niż w 2021 roku (1,1 mln ton). Największy wzrost nastąpił w imporcie pszenicy i kukurydzy, których łącznie w 2022 r. sprowadziliśmy 2 mln ton. Początek 2023 roku wskazywał na równie wysokie liczby, jeśli chodzi o import ukraińskich zbóż. Poseł Sachajko dodaje, że nawet jeśli rządowi jakimś cudem uda się wydłużyć obowiązywanie zakazu na import zboża z Ukrainy, to nie rozwiąże to problemu, lecz jedynie odłoży go w czasie. - Dziś polscy rolnicy, dzięki państwowym dopłatom, sprzedają zboża po cenach najdroższych na całym świecie. Tak się nie da na dłuższą metę funkcjonować. Mamy nieułożony rynek i to jest problem strategiczny. Proponuję od dawna, by rolnicy mogli być współwłaścicielami skupów i przetwórni, jak to jest w innych krajach - wyjaśnia.