PiS zmianę tłumaczy chęcią nowego otwarcia w relacjach z rolnikami, a nie obarczeniem całą odpowiedzialnością wyłącznie Henryka Kowalczyka. Dlatego, jak ustaliła Interia, Kowalczyk pozostanie w rządzie jako minister bez teki i nikt nie będzie go rozliczać z decyzji i zaniechań wobec rolników. Polityczny cel zmiany i nowego otwarcia jest jeden: wyhamowanie protestów, które stają się coraz bardziej dla PiS ryzykowne. Wieś i rolnicy to grupy wyborców, bez których PiS trudno będzie wygrać wybory. Henryk Kowalczyk jest ministrem rolnictwa i rozwoju wsi od października 2021 roku, zastąpił na tym stanowisku Grzegorza Pudę. Informację o tym, że jeszcze w tym tygodniu minister Kowalczyk straci stanowisko potwierdziły nam trzy niezależne źródła. Jeszcze wczoraj pisaliśmy, że podczas prezydium komitetu politycznego PiS decyzje dotyczące dymisji ministra rolnictwa nie zapadły. Sytuacja jest jednak dynamiczna. Czarę goryczy miał przelać dzisiejszy poranny wywiad Henryka Kowalczyka w Polsat News. "Przepraszam za to, że [rolnicy] nie zrozumieli mojej intencji wypowiedzi" - mówił minister. Jego słowa wzbudziły falę negatywnych komentarzy. - Przypieczętował tym swoje odejście. Miał uspokajać sytuację, a nie dawać amunicję przeciwnikom - mówi nam polityk PiS. Protestujący rolnicy mają za złe ministrowi rolnictwa Henrykowi Kowalczykowi, że w połowie ubiegłego roku przekonywał ich, by nie sprzedawali zboża, bo "w długiej perspektywie zboże na pewno nie będzie tanie". Swoje oburzenie pokazali podczas targów rolniczych w Kielcach, kierując pod adresem ministra głośne pretensje i podczas spotkania w Jasionce, rzucając w niego jajkami. Także ministra Kowalczyka obarczają odpowiedzialnością za to, że mimo licznych ostrzeżeń o napływie ukraińskiego zboża, nie podjął odpowiednich działań. W poniedziałek w Interii pisaliśmy o tym, że w Zjednoczonej Prawicy wrze w związku z napiętą sytuacją w sprawie rolników. - PiS musi dziś odpowiedzieć sobie na jedno, ważne pytanie - czy chce rządzić trzecią kadencję. Jeśli chce, to trzymając Henia Kowalczyka, nie ma na to szans - mówił nam wówczas jeden z działaczy rolniczych PiS. - Jedyną możliwą kartą, którą dziś PiS ma, jest Ardanowski, tylko on może to jeszcze uratować, bo ma posłuch na wsi i w związkach rolniczych. Kowalczyk to nie jest zły minister, na pewno lepszy od poprzedniego (Grzegorza Pudy - przyp. red.), ale on się nadaje na spokojne czasy, a nie na takie jak teraz - dodawał nasz rozmówca. Okazuje się, że w grze o stanowisko ministra rolnictwa obok Jana Krzysztofa Ardanowskiego jest także Robert Telus, poseł PiS, rolnik i szef sejmowej komisji rolnictwa i rozwoju wsi. To on, wedle rozmówców Interii, jest wskazywany jako bardziej prawdopodobny następca Kowalczyka. Ani z Ardanowskim, ani z Telusem nie udało nam się skontaktować. Niewykluczone jednak, że pojawi się jeszcze całkiem inna kandydatura. - Na pewno musi to być ktoś, kto będzie umiał rozmawiać z rolnikami i kto rozumie ich punkt widzenia - słyszymy w PiS. O tym, że pozycja ministra Henryka Kowalczyka jest zagrożona Interia pisała jako pierwsza tydzień temu. "Polityk może stracić posadę ze względu na liczne protesty rolników związane m.in. z importem ukraińskiego zboża do Polski" - informowaliśmy. W wyborach parlamentarnych w 2019 roku wedle badania IPSOS 67,7 proc. rolników głosowało na Prawo i Sprawiedliwość. Partią drugiego wyboru było PSL, na które zagłosowało 16,5 proc. rolników. Również wśród mieszkańców wsi poparcie dla PiS było bardzo wysokie i wyniosło 56,4 proc. Tu na drugim miejscu uplasowała się Koalicja Obywatelska z wynikiem 16,9 proc., a na trzecim PSL z 11,6 proc.Kamila Baranowska