Rekonstrukcja rządu? Marek Sawicki: Dobry żart Donalda Tuska

Rekonstrukcja rządu? Patrzę na to jak na dobry żart Donalda Tuska - mówi Interii marszałek senior, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego Marek Sawicki. Polityk zwraca też uwagę na tematy - jego zdaniem - nieistotne z punktu widzenia przyszłości państwa. - Trzy lata wojny, półtora miliona ofiar, prezydent wielkiego demokratycznego państwa, jakim są USA, próbuje namówić do rozmów o podziale Ukrainy przestępcę, ludobójcę. A my mieszamy w koalicyjnym kotle. Obudźmy się - apeluje.

- Prezydent USA próbuje namówić do rozmów o podziale Ukrainy, a my mieszamy w koalicyjnym kotle. Obudźmy się
- Prezydent USA próbuje namówić do rozmów o podziale Ukrainy, a my mieszamy w koalicyjnym kotle. Obudźmy sięStach AntkowiakReporter

Marta Kurzyńska, Interia: - Czy poparcie udzielone Karolowi Nawrockiemu przez Piotra Dudę to, jak powiedział przewodniczący NSZZ Solidarność, "wydarzenie politycznej wagi ciężkiej"?

Marek Sawicki, marszałek senior, PSL: - Piotr Duda i Karol Nawrocki to rzeczywiście dwaj superbokserzy wagi ciężkiej, więc jeden wart drugiego. Stąd to poparcie. Skoro Solidarność pana Dudy jest Solidarnością PiS-u a nie ludzi pracy, to nic dziwnego, że pan Duda jako funkcjonariusz PiS udzielił poparcia kandydatowi PiS. Żadne wydarzenie.

A może jednak wydarzenie z punktu widzenia elektoratu Prawa i Sprawiedliwości?

- Tak zwana "Solidarność PiS" nie może stać z boku, bo Piotr Duda doskonale wie, że jako związek zawodowy może funkcjonować tylko przy PiS. Wszelkimi sposobami będzie wspierał tę formację, żeby mogła wrócić do władzy, a on mógł korzystać z profitów. To nie Piotr Duda i Solidarność dziś określa kształt polityki i poziom poparcia dla PiS. To PiS jest parasolem dla pana Dudy i jego Solidarności.

A co określa poziom poparcia dla PiS?

- Poziom poparcia dla PiS określają przyzwyczajenie i wstyd wyborców, którzy dowiadują się, co się działo w czasach ich rządów. Honor nie pozwala im zmienić tak od razu preferencji politycznych, ale to będzie się zmieniało.

Co wywoła tę zmianę?

- To, że toczą się postępowania i będą zapadać wyroki, wpłynie na spadek poparcia. Bo skala bezprawia i nadużyć jest ogromna. Widzę coraz większą otwartość ludzi na ulicy także tych po 60. roku życia, którzy jeszcze pięć lat temu odwracali głowy. Teraz zaczepiają, chcą porozmawiać. Wcześniej dla części z nich wstydem było zatrzymać się z posłem opozycji.

Może jest po prostu tak, że władza przyciąga?

- Ale oni doskonale wiedzą, że ja nie należę do osób, które by bezrefleksyjnie wspierały władzę. Często jestem krytyczny wobec niej. Nieraz muszę się tłumaczyć, że choć jestem posłem z największym stażem, mogę tyle co każdy z 460 posłów.

A PSL? Ile może w tej koalicji?

- Każde ze środowisk tworzących koalicję dzisiaj może po równo i jeśli którejś z tych ćwiartek zabraknie, to koalicji większościowej nie ma. Wszyscy muszą nawzajem się szanować.

Brzmi jak przytyk.

- Bo także Platforma Obywatelska musi wiedzieć, że mimo iż ma najwięcej mandatów, to jej mandaty nie znaczą więcej niż mandaty Lewicy, PSL-u i Polski 2050.

Ostatnio często to przypominacie.

- Bo niektórzy czasami się zapędzają, ale pociesza mnie fakt, że w kierownictwie PO mamy doświadczonych polityków, którzy są dobrzy w liczeniu do 460.

Nie czujecie się upokorzeni w sprawie deregulacji przez premiera?

- Nie czujemy się upokorzeni. To jest problem pana premiera i pana [Rafała] Brzoski. Pamiętam wielką deregulację Donalda Tuska, kiedy wyznaczonym do niej przedsiębiorcą był pan Janusz Palikot. Nie życzę panu Brzosce, żeby skończył jak pan Palikot, ale nie sądzę, że przedsiębiorca tego kalibru znał dokładnie problemy i oczekiwania średnich i małych przedsiębiorców, a to oni stworzyli polski dobrobyt po 1989 roku.

Po lewej Rafał Brzoska, po prawej premier Donald TuskJacek Dominski/REPORTERReporter

Czyli premier zaprosił do współpracy nieodpowiednią osobę?

- To pytanie do premiera. Jeśli ktoś chce dowiedzieć się, na czym polega deregulacja, to musi sięgnąć do Federacji Przedsiębiorców Polskich, bo ona skupia w głównej mierze małe i średnie firmy. W tej konferencji dotyczącej wielkiego planu gospodarczego było dużo amerykanizmów, a one nie zawsze z tej skali wielkiej Ameryki dadzą się przenieść na nasze podwórko.

Jest coś w sugestiach, że premier szukał polskiego Elona Muska?

- Nie wiem, czy szukał Muska. Rozmawiał także z szefem Google. Ten miał się zobowiązać, że przeszkoli milion Polaków z jego usług, którzy będą napędzać amerykańskiego giganta. Czy to będzie z pożytkiem dla Polski to osobna kwestia.

Czyli nie do końca trafiony pomysł?

- Będę czekał dwa miesiące na to, czy pan Brzoska przedstawi cokolwiek racjonalnego w zakresie deregulacji.

To nie jest wizerunkowy problem dla PSL-u, że premier nie powierzył deregulacji waszemu ministrowi, mimo że mieliście przygotowany pakiet?

- Uważam, że nic to nie ujmuje ministrowi [Krzysztofowi] Paszykowi. Jeśli pan Brzoska zechce skorzystać z tego co przygotowało ministerstwo rozwoju, to nie sądzę, żeby Krzysztof Paszyk się na cokolwiek obrażał.

To wygląda jak dobra mina do złej gry.

- Nie, po prostu premier musi zebrać ministrów i powiedzieć, czego tak naprawdę oczekuje w sprawie deregulacji.

A nie powiedział?

- To jest niestety polska choroba od dziesięcioleci, że mamy takie zrywy. Porozmawiamy i jesteśmy przekonani, że jak już o czymś się powiedziało, to się stało. A samo się nic nie zrobi.

To nie jest próba zawłaszczenia deregulacji przez KO na potrzeby kampanii?

- Jeśli Krzysztof Paszyk ma dobre pomysły deregulacyjne, a premier i inni ministrowie chcą to przejąć, a nawet uwłaszczyć się na tym pod warunkiem, że to zrealizują, to tylko się cieszyć. Przestańmy patrzeć na uprawianie polityki jak na konkurencyjną działalność i wzajemną zazdrość. Nawet jeśli to się odbywa w takiej formule, jaką przyjął Donald Tusk, a jako premier ma do tego prawo, to niech to się dzieje. Ale apeluję o czyny, nie słowa.

A jak pan ocenia styl, w jakim to się dzieje?

- Tu nie chodzi o styl czy urodę. Chodzi o skuteczność.

Szymon Hołownia powinien już teraz zadeklarować poparcie dla Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze?

- Przecież to byłoby chore. Gdyby Szymon Hołownia w tej chwili cokolwiek chciał zadeklarować w sprawie innego kandydata, to już by przegrał. Próba nawoływania: "Rafał, Rafał, Rafał" jest zwyczajnie naiwna ze strony tych, którzy to czynią.

To niesportowe zachowanie?

- Niech odpowiedzą ci, którzy to robią. Sami wystawiają sobie notę za styl.

Z perspektywy czasu nie żałuje pan, że nie wystawiliście ludowca z krwi i kości w tych wyborach?

- Po '89 roku zawsze wystawialiśmy swojego kandydata, ale Szymona Hołownię traktujemy jako naszego kandydata, a nie kandydata zewnętrznego. Będziemy prowadzić kampanię tak, by wynik Szymona Hołowni był jak najlepszy. W kampanii jeszcze wiele rzeczy może się zdarzyć. Wynik wyborów to wielka niewiadoma.

Będziecie finansować kampanię Szymona Hołowni? Bo pojawiły się sugestie, że macie w tej sprawie wątpliwości.

- Umawialiśmy się na cztery kampanie i ktoś kto nam wkłada w usta, że z naszej strony jest jakakolwiek niechęć, insynuuje. Ostateczną decyzję podejmie Naczelny Komitet Wykonawczy PSL.

Powinniście finansować kampanię pół na pół z Polska 2050?

- Tak, uważam, że udział finansowy w tej kampanii powinien być porównywalny.

Nowy program mieszkaniowy to remedium na zgrzyty w koalicji w tej sprawie?

- Nie sadzę, żeby to ostatecznie zamknęło temat, dlatego że problem jest zbyt skomplikowany, a oczekiwania zbyt duże. Powrót do socjalizmu w budownictwie niczego nie zmieni. Propozycja TBS-ów jest być może ciekawa dla mieszkańców miast, ale 40 procent ludzi mieszka na wsi. Tym bardziej, że sama formuła TBS- u wcale nie jest uważana za najlepszą przez użytkowników tych lokali.

Dlaczego?

- Bo z punktu widzenia mieszkańców jest to mimo wszystko rozwiązanie bardzo kosztowne. W ramach TBS-u trzeba mieć wysoki wkład własny.

Jak pan ocenia tę kampanię prezydencką?

- To, co dla mnie jest niepoważne, to to, że często kandydaci na prezydenta mówią o sprawach, które kompletnie nie leżą w ich uprawnieniach, tylko są domeną rządu. Wykorzystują fakt, że wyborcy nie do końca wiedzą, na czym polega trójpodział władzy.

Dyskusja o rachunkach za prąd się pod tym względem wymknęła spod kontroli.

- Tak, ale nie zapominajmy, że te wybory nie będą o programach, o polityce międzynarodowej, o funkcji prezydenta i jego sile.

A o czym?

- Większość parlamentarna musi sobie w końcu zdać sprawę z tego, że będą to wybory o ocenie rządu. Jeśli nie będzie znaczącej poprawy, przekonania wyborców, że wzrost inwestycji, uproszczenia dla przedsiębiorców i lepsza sytuacja gospodarcza są realne, każdy z kandydatów koalicji może się znaleźć w potrzasku.

Rząd obciąża każdego kandydata z waszej strony?

- Rząd może być wzmocnieniem dla kandydatów, jeśli będzie realizował zapowiedzi z umowy koalicyjnej. Jeśli skończą się spory światopoglądowe, które pogrążyły pewnych kandydatów w USA, jeśli będziemy rozmawiać o gospodarce i o tym jak sprawić, by ludziom żyło się lepiej. Natomiast jeśli rząd będzie pochłonięty wewnętrznymi sporami i dyskusją światopoglądową, będzie tylko obciążeniem dla kandydatów.

To ostrzeżenie dla Lewicy, by nie wracała do kwestii światopoglądowych?

- Nie wiem, czy da się ostrzec kogoś, kto własną pozycję na scenie politycznej widzi wyłącznie przez pryzmat wojny światopoglądowej, a nie gospodarki.

Lewica zatraciła słuch społeczny?

- Ma doskonały słuch społeczny na poziomie kilku procent. To im wystarcza, by funkcjonować. Nie znając się na gospodarce, chwytają się tego.

Premier Donald TuskKlaudia Radecka/NurPhotoAFP

Czy kampania to dobry moment na poruszanie tematu rekonstrukcji rządu?

- Patrzę na to jak na dobry żart Donalda Tuska. Premier pewnie po ogłoszeniu tego tematu nieźle bawił się przy grze w ping-ponga, bo zauważył, że wszyscy zajęli się rekonstrukcją, która ma być za pół roku. A co będzie za pół roku, zapewniam, nawet Donald Tusk nie wie.

Czyli to wygodny temat zastępczy?

- Wrzucony kolejny polityczny humbug. Premier jest mistrzem we wrzucaniu tematów tylko z pozoru ważnych. Mnie martwi to, że premier, kandydaci na prezydenta i "udawany" prezes TK, narzucają tematy nieistotne z punktu widzenia przyszłości państwa, w takiej skomplikowanej i dramatycznej sytuacji geopolitycznej. Trzy lata wojny, półtora miliona ofiar, prezydent wielkiego demokratycznego państwa, jakim są USA, próbuje namówić do rozmów o podziale Ukrainy przestępcę, ludobójcę. A my mieszamy w koalicyjnym kotle. Obudźmy się.

Premier apeluje o polityczną zgodę wokół bezpieczeństwa i Ukrainy. Te słowa padną na podatny grunt?

- Ale zgoda akurat w tych kwestiach poza Konfederacją, która się wyłamuje, jest. Apel premiera jest niepotrzebny. Niech lepiej zwróci się do Komisji Europejskiej i do UE o to, żeby powstrzymała Donalda Trumpa przed kolejnym podziałem świata bez tych, których ten podział dotyczy.

Rozmawiała Marta Kurzyńska

-----

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Nieformalny szczyt UE w Paryżu zamiast w Warszawie. Arkadiusz Myrcha: Nie doszukujmy się drugiego dnaPolsat NewsPolsat News