Bezbarwna prezydencka kampania o poważną stawkę
Dawno już nie było tak ważnej kampanii, która byłaby prowadzona tak bezbarwnie i przewidywalnie. "To kampania o wszystko" - powtarzają Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Mają rację, ale tym mocniej ich diagnoza zderza się z jakością ich kandydatów. Wynik prezydenckich wyborów rozstrzygnie jakość haków na kandydatów, a nie jakość kandydatów. Rozstrzygnie te wybory wynik plebiscytu pomiędzy "liberalną" i "antyliberalną" Polską, a nie jakość kampanii.

Jeśli swojego prezydenta będzie miał Tusk, nie przeżyje Kaczyński. Jeśli będzie miał swojego prezydenta Kaczyński, nie przeżyje Tusk. "Domknięcie systemu" (na szyi Kaczyńskiego, przy prezydenturze Trzaskowskiego) kontra totalna blokada państwa, totalny konflikt w sercu władzy wykonawczej, konflikt jednych kluczowych instytucji państwa z innymi, dwa kolejne lata bez ustaw, upadek lub dryfowanie rządu (przy prezydenturze Nawrockiego). Prawda, że jest się o co w tych wyborach bić?
Nawrocki zawiódł nadzieje Kaczyńskiego
Nawrocki jest nieudanym cieniem Dudy z 2015 roku. Kaczyński zgodził się na niego bez entuzjazmu i bez entuzjazmu przygląda się jego kampanii. Nawrocki jest kandydatem profesora Andrzeja Nowaka, jest kandydatem redaktora Pawła Lisickiego. Jest kandydatem tej części prawicy, która jest na prawo od Kaczyńskiego i daleko na prawo od Morawieckiego. Jest kandydatem prawicy, która samą przynależność Polski do Unii Europejskiej, do NATO, do Zachodu... uważa za błąd.
Ta część prawicy twierdzi, że alternatywą dla owego błędu może być tylko "absolutna i niepodzielna suwerenność Polski". Najbardziej świadomi przedstawiciele tego nurtu (a na pewno należą do nich Andrzej Nowak i Paweł Lisicki) wiedzą, że absolutna suwerenność "kraju średniej wielkości i średniego potencjału" wobec Unii Europejskiej, NATO, wobec całego Zachodu, w naszym geopolitycznym położeniu oznacza powrót Polski w strefę wpływów Rosji.
Oczywiście tej części prawicy chodzi o "inną Rosję", "chrześcijańską, konserwatywną, wierną tradycyjnym wartościom, które Zachód porzucił". Na razie jednak rosyjski konserwatyzm ma twarz Władimira Putina (politycznego nihilisty, który niszczy Zachód wyłącznie dlatego, żeby jego poddani nie znali różnicy). I może zawsze ją miał.
Jarosław Kaczyński zdecydował się na kandydata, którego nie lubi, wskazanego przez ludzi, których słusznie uważa za śmiertelnych wrogów. Zrobił tak wyłącznie dlatego, że Nawrocki jawił się mu jako kandydat, który zbierze głosy Konfederacji w drugiej, a może już w pierwszej turze.
Głosy Konfederacji w drugiej turze i zwycięstwo Nawrockiego nad Trzaskowskim to dla Kaczyńskiego kwestia życia i śmierci. To warunek przetrwania zarówno PiS-u jak też jego samego na czele PiS-u.
Ale równie ważne były dla Kaczyńskiego głosy młodych prawicowców, które Nawrocki miał zebrać w pierwszej turze, gdyż uniemożliwiłoby to zbudowanie się Konfederacji jako silnej, realnie alternatywnej dla PiS-u prawicowej formacji. Już wiadomo, że tych głosów Nawrocki nie zbiera. Duda potrafił odebrać Bosakowi znaczną część prawicowej młodzieży, Nawrocki na rzecz Mentzena całą prawicową młodzież stracił. Jest po prostu bardzo słabym kandydatem, raczej dla odchodzących prawicowych emerytów i księdza dziekana niż dla nadciągającego alt-rightu.
Już wiadomo, że Konfederacja nie tylko tę kampanię przeżyje, ale że zbuduje się na niej wobec PiS-u. Ewentualne koalicje z PiS-em będą przez konfederatów negocjowane z pozycji bardziej partnerskiej, niż to akceptuje Kaczyński. Znów będzie musiał prosić Mariusza Kamińskiego o przygotowanie jakiejś afery gruntowej wobec Mentzena, Wiplera, Bosaka.
Nawrocki nie jest kandydatem mocnym, w dodatku nie umie sobie radzić z hakami, wrzutkami. Wciąż pomaga mu jeszcze "teflonowość", jaką każdemu kandydatowi PiS, w każdych wyborach, gwarantuje wierność "twardego elektoratu" Jarosława Kaczyńskiego. Ale ten twardy elektorat się kurczy, wymiera.
"Dobry chłopiec" na "ciężkie czasy"
Rafał Trzaskowski próbuje być "kandydatem na ciężkie czasy" (bo czasy są coraz cięższe), czyli próbuje nosić wkładaną mu przez jego partię ciężką zbroję Radosława Sikorskiego. Oczywiście wszyscy się zastanawiają, po co zmuszać Trzaskowskiego do bycia Sikorskim, skoro chwilę wcześniej zrezygnowało się z Sikorskiego. Ale o to już należy pytać platformerską młodzież wychowaną na "Wysokich Obcasach" i salonowych snobizmach. Dla nich Sikorski wciąż jest prawicowcem, a oni - w przeciwieństwie do Tuska - wciąż jeszcze nie zauważyli, że Polska jest prawicowa, a Warszawa warta jest mszy.
Trzaskowski zna wielkość stawki, o którą przyszło mu walczyć. Jest dobrym i poczciwym chłopcem. Właśnie jako "dobry i poczciwy chłopiec" może wygrać z Nawrockim na ostatniej prostej. Nawrocki jest bowiem ciężkim i agresywnym ponurakiem.
"Sympatyczność" wciąż jest w Polsce atutem, ale wyłącznie wówczas, jeśli idzie za nią choćby cień siły. Jeśli "sympatyczność" Polacy skojarzą ze słabością, pojawia się słynny aforyzm Jadwigi Staniszkis, którym zabiła wizerunkowo Jerzego Buzka. Kiedy już po pierwszych miesiącach rządów koalicji AWS-UW (której wcześniej pomogła wygrać wybory) straciła dla tych rządów cierpliwość, powiedziała o premierze koalicyjnego rządu: "Jerzy Buzek jest dobry, ale dobrym to można być dla kotów".
Trzaskowski jest "dobry" i jest "sympatyczny". Szczególnie na tle Nawrockiego. Wystarczy, że skojarzy swoją sympatyczność z siłą i wygra wybory. Jednak rzecz to trudna.
Jeśli on nie potrafi skojarzyć swego wizerunku z siłą, pozostanie mu siła Tuska, który za nim stoi (dlatego wszystkich rad dotyczących "dystansowania się od Tuska" w kampanii Trzaskowski powinien słuchać z wielką ostrożnością). Pozostanie mu siła haków na Nawrockiego, które w tej kampanii użyli i jeszcze użyją ludzie Tuska.
Konfederacja na razie kampanię wygrywa
Konfederacja wygrywa na razie, bo jeśli młody alt-right (który jest jedyną bazą Mentzena) w realnym akcie wyborczym nie okaże się 15-16 proc. wszystkich głosujących, ale zejdzie poniżej 10, Konfederacja pozostanie marginesem. Lecz jeśli dzięki słabości Nawrockiego Mentzen pójdzie w kierunku 20 proc., wówczas Konfederacja rozpocznie wyrównany pojedynek z PiS-em o przywództwo prawicy.
Konfederaci nie mają lidera na miarę Kaczyńskiego, nie mają lidera w ogóle, bo jak się ma Bosaka, Wiplera, Mentzena i Brauna (lub choćby jego dyszący nad głowami cień), to o posiadaniu jednego lidera nie może być mowy. Ale PiS, jeśli za mocno w tej kampanii oberwie, też jednego lidera już nie będzie miał.
Morawiecki i Czarnek kłócą się o wszystko, właśnie pokłócili się o Rafała Brzoskę. Dopóki jednak Kaczyński pozostaje u steru, zachowują fason "lojalnych ludzi jednej i tej samej formacji". Gdyby Kaczyński osłabł, ich fason też zniknie.
Cezary Michalski