- Ta wojna już jest, bo tę wojnę każe prezydentowi kontynuować prezes Kaczyński - o nowej odsłonie znanej z lat 90. "wojny na górze" między prezydentem a rządem mówi w rozmowie z Interią poseł Krzysztof Paszyk, przewodniczący klubu parlamentarnego PSL. I dodaje: - Gdyby Andrzej Duda był samodzielnym prezydentem, to takich rzeczy by nie czynił. Dariusz Wieczorek, sekretarz generalny Nowej Lewicy i minister nauki, również uważa, że to początek większego konfliktu pomiędzy "małym" i "dużym" pałacem: - To jest wypowiedzenie wojny rządowi, ale jakoś sobie damy z tym radę. Przetrzymamy te kilkanaście miesięcy, a potem będzie już normalnie. Zarzuty wobec prezydenta Dudy odpiera Piotr Müller. - To wyważona decyzja, która nie daje argumentów drugiej stronie, że ktoś chce doprowadzić do bałaganu w państwie. Jeśli ktoś tego chce i ktoś to robi, to jedynie dzisiejszy obóz władzy, który jeszcze usiłuje zrzucić za to winę na opozycję - zapewnia nas poseł PiS-u i były rzecznik rządu Mateusza Morawieckiego. Podpis i Trybunał Konstytucyjny Olbrzymie emocje po obu stronach politycznej barykady to efekt wyczekiwanej od kilkunastu dni decyzji głowy państwa w sprawie ustawy budżetowej na 2024 rok. Prezydent Duda zdecydował się podpisać budżet, ale też skierować go w trybie kontroli następczej do Trybunału Konstytucyjnego. Powodem takiego kroku jest niemożność uczestnictwa w pracach nad projektem ustawy Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika - dwóch polityków PiS-u skazanych prawomocnym wyrokiem sądu, których mandaty zostały wygaszone i których pod koniec stycznia ułaskawił prezydent Duda. Na skierowaniu budżetu do Trybunału Konstytucyjnego prezydent jednak nie poprzestał. Wystosował też do większości parlamentarnej i rządu swoiste ostrzeżenie. Do TK ustawy odsyłane będą również w przyszłości "w przypadku uniemożliwienia posłom wykonywania ich mandatu, pochodzącego z wyborów powszechnych". "Należy podkreślić, że sprawa wygaśnięcia mandatów została jednoznacznie przesądzona przez Sąd Najwyższy. Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik są posłami na Sejm RP" - podkreśliła w swoim komunikacie Kancelaria Prezydenta. PiS nie wyszło z prezydenta Przedstawiciele obozu władzy w rozmowach z Interią podkreślają, że w całej sytuacji absolutnie najważniejsze jest podpisanie budżetu. Odesłanie go do TK traktują jako didaskalia. Wszyscy ostro krytykują jednak za ten krok głowę państwa. - Widać, że człowiek może wyjść z PiS-u, ale PiS z człowieka już nie - mówi nam Cezary Tomczyk. - Prezydent de facto nie tyle wpisuje się w najskrajniejszą politykę PiS-u, co po prostu ją uprawia. Od głowy państwa oczekiwałbym jednak czegoś więcej - dodaje wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej i wiceszef MON. Jak podkreśla, swoją decyzją i groźbami na przyszłość prezydent Duda wcale nie utrudnia życia rządowi, a Polakom, którzy czekają na konkretne działania, zmiany, projekty ustaw. - Każdy obywatel ma prawo oczekiwać, że prezydent Duda będzie w tym jego sojusznikiem, a widzimy, że nie jest - ocenia minister Tomczyk. - Prezydent idzie na totalne zwarcie - dodaje szef resortu nauki Dariusz Wieczorek. Jego zdaniem, głowa państwa "chce mieć ciastko i zjeść ciastko". - Z jednej strony, ma silne naciski z Nowogrodzkiej, którym się podporządkowuje, żeby jak tylko może utrudniać życie rządowi. Z drugiej, jednak ustawy budżetowe podpisał, a to jest najważniejsze. Skoro są podpisane, to możemy pracować, państwo działa, a Trybunał Konstytucyjny nie ma żadnego znaczenia - uważa sekretarz generalny Nowej Lewicy. Krzysztof Paszyk, przewodniczący klubu parlamentarnego PSL, decyzję Pałacu Prezydenckiego odczytuje w kontekście "udziału w grze politycznej prezesa Kaczyńskiego". - I to w roli pionka. Do takiej roli prezes PiS-u sprowadził głowę państwa - nie kryje rozczarowania polityk ludowców. I dodaje: - Do tego jeszcze pogróżki pod adresem całej przeciwnej strony sceny politycznej. Między wierszami czytam to jako sabotaż działań instytucji państwa i parlamentu. Stanowiska Kancelarii Prezydenta broni natomiast poseł PiS-u Piotr Müller. - Decyzja prezydenta zadaje kłam temu, co od kilku tygodni wypisywały media, że jest zawiązany jakiś spisek mający na celu odrzucenie budżetu i doprowadzenie do wcześniejszych wyborów - przekonuje w rozmowie z Interią. Czy Nowogrodzka jest z decyzji głowy państwa zadowolona? - Nie jest to kwestia zadowolenia czy niezadowolenia z naszej strony. Decyzja pozwala funkcjonować państwu, podkreśla wątpliwości prawne głowy państwa i zadaje kłam teoriom spiskowym na temat wcześniejszych wyborów. To najważniejsze - ocenia były rzecznik rządu. Trybunał Konstytucyjny. "Produkcje pani Przyłębskiej" Nasi rozmówcy z rządu i koalicji rządzącej zdają się zupełnie nie przejmować faktem odesłania ustaw budżetowych do Trybunału Konstytucyjnego. - Myślę, że postąpimy dokładnie tak, jak w przypadku ostatnich najróżniejszych produkcji pani Przyłębskiej. One pojawiają się czy to w Monitorze Polskim, czy Dzienniku Ustaw, ale ze stosowną adnotacją dotyczącą sędziów dublerów i stanu prawnego samego Trybunału - przewiduje wiceszef MON Cezary Tomczyk. Dariusz Wieczorek, minister nauki: - Zobaczymy, co będzie się działo. Na razie trzeba porządkować Polskę po PiS-ie, przygotowywać podwyżki dla budżetówki, a nie zajmować się Trybunałem Konstytucyjnym. Co zrobi TK, to nie ma znaczenia, bo chyba każdy w Polsce już wie, że to nie jest żaden Trybunał, tylko ciało partyjne i nawet nie wiadomo, czy ma przewodniczącego, bo do wyboru pani Przyłębskiej są bardzo poważne wątpliwości prawne. - Pożyjemy, zobaczymy - na to samo pytanie enigmatycznie odpowiada poseł PSL Krzysztof Paszyk. Nie chce zabierać stanowiska na temat przyszłej decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie budżetu na 2024 rok, bo "to, co dzieje się w TK na to nie zasługuje". - Jedno jest pewne - prezydent Duda ma ochotę jednoosobowo wziąć odpowiedzialność za najgłębszy kryzys ustrojowy w Polce po 1989 roku - nie ma wątpliwości szef klubu parlamentarnego ludowców. Sprawa Kamińskiego i Wąsika. "Muszą za nich umierać" Politycy obozu władzy, z którymi rozmawiamy o decyzji prezydenta, nie dziwią się też, że prawa strona sceny politycznej tak mocno wchodzi w temat Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. - PiS i prezydent nie mają za bardzo wyjścia. Panowie Kamiński i Wąsik znają największe brudy poprzedniej ekipy rządzącej, więc chcą czy nie, muszą za nich umierać - zapewnia Interię minister nauki Dariusz Wieczorek. - Myślę, że tu nie o umieranie chodzi, ale o dalsze przeciąganie tego serialu - ocenia z kolei poseł Krzysztof Paszyk. Podkreśla też, że wbrew faktom i logice PiS brnie w polityczny serial z dwoma politykami w rolach głównych. Serial, który jak dotąd nie przyniósł PiS-owi sondażowych czy politycznych zysków, a jedynie straty. - Prezesowi Kaczyńskiemu wydaje się, że to sposób na odzyskanie wigoru w sondażach, ale Polacy zupełnie nie łapią się na bajkę o posłach, którym władza uniemożliwia sprawowanie mandatów. Dla PiS-u to droga donikąd, co widzimy po spadającym w sondażach poparciu - dodaje polityk PSL. Cezary Tomczyk, wiceszef MON, uważa, że decyzja głowy państwa nie ma aż tak wielkiego znaczenia dla bieżącej polityki czy sytuacji rządu, za to wiele mówi o samym prezydencie. - Bardzo nieładnie przechodzi do historii. Niedługo kończy karierę prezydencką i każdy może przypomnieć sobie słowa Leszka Millera, które stają się tutaj idealnym podsumowaniem - zauważa wiceminister obrony narodowej. Wątpliwe jednak, żeby w najbliższej przyszłości PiS i prezydent Duda z obranego kursu zrezygnowali. - Nie wolno odpuszczać ani polityki, ani wartości - zarzeka się poseł Piotr Müller. - Trzeba walczyć i dbać o jedno i o drugie. Dlatego chociażby powstał u nas Zespół Pracy Państwowej, który monitoruje działania ustawodawcze i merytoryczne rządu. Z drugiej strony, nie wolno nam odpuszczać kwestii łamania konstytucji i praw człowieka, jak to ma miejsce w przypadku posłów Kamińskiego i Wąsika - tłumaczy w rozmowie z Interią.