Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Plan Balcerowicza

Czy w Polsce, której gospodarka znajdowała się w najbardziej opłakanym stanie i bardziej niż inne potrzebowała pomocy Zachodu, można było w ogóle uniknąć terapii szokowej? Prof. Antoni Dudek w Interii bierze na tapet Plan Balcerowicza.

Leszek Balcerowicz - twórca planu, który pokonał hiperinflację
Leszek Balcerowicz - twórca planu, który pokonał hiperinflację/fotonews.com.pl / FotoNews/Agencja FORUM

W styczniu 1990 r., a zatem dokładnie 35 lat temu, na Polaków spadło straszliwe nieszczęście nazywane planem Balcerowicza. W ciągu zaledwie dwóch lat, w których wicepremier i minister finansów w dwóch rządach (Mazowieckiego Bieleckiego) Leszek Balcerowicz kierował polską gospodarką została ona w części rozkradziona, a w części zniszczona.

Tak w największym skrócie da się streścić dominujące od dość dawna w przestrzeni internetowej opinie na temat zmian gospodarczych, jakie zaczęły się wówczas w Polsce. Część z ich autorów podkreśla przy tym nieustannie osiągnięcia państwowej gospodarki planowej, jaką stworzyli po II wojnie światowej komuniści.

Wprawdzie w 1989 r. nawet ci ostatni przyznawali, że nie są w stanie wyprowadzić jej z kryzysu, w jakim znalazła się dekadę wcześniej, ale nie przeszkadza to obecnie różnym ludziom opowiadać o kwitnących państwowych zakładach, rozprzedanych następnie za bezcen zagranicznym inwestorom.

Stan zapaści

Latem 1989 r., kończący swoją misję rząd Mieczysława Rakowskiego przygotował dla swoich następców obszerny raport o stanie państwa. Ministrowie rządu Mazowieckiego mogli w nim przeczytać, że poziom zużycia maszyn i urządzeń w państwowym przemyśle sięga 64 proc. Niezależnie od jego dekapitalizacji oraz zapaści technologicznej, prawdziwą plagą pozostawała katastrofalna jakość towarów, których i tak wciąż brakowało w sklepach.

W 1988 r. Państwowa Inspekcja Handlowa zakwestionowała jako "nie spełniające wymagań jakościowych" aż 57 proc. zbadanej odzieży, 45 proc. obuwia i 34 proc. mebli. Niewiele lepiej pod tym względem wypadała żywność - za niezgodną z i tak niezbyt wygórowanymi normami uznano np. ponad jedną czwartą produkowanego wówczas pieczywa. Po niemal dziesięciu latach rządów generałów dochód narodowy w przeliczeniu na mieszkańca był wciąż o ponad osiem proc. niższy niż u schyłku epoki Gierka.

Komentując wspomniany raport ekonomista prof. Jerzy Osiatyński, który został w rządzie Mazowieckiego szefem Centralnego Urzędu Planowania (czyli odziedziczonej po PRL instytucji, która wkrótce miała dokonać swego żywota) ocenił na posiedzeniu Rady Ministrów we wrześniu 1989 r.: "Stan gospodarki jest mniej więcej taki, jakby tutaj było w całym kraju olbrzymie trzęsienie ziemi, albo jakby było po wojnie, tuż po wojnie. I w każdym razie taki mniej więcej jest stan finansów".

Mówiąc o stanie finansów, prof. Osiatyński miał na uwadze przede wszystkim hiperinflację, która jest dla gospodarki tym samym, czym sepsa dla organizmu człowieka. Nie powstrzymana w porę zabija każdą działalność ekonomiczną. Kilkunastoprocentowa inflacja, z jaką mieliśmy do czynienia w Polsce nie tak dawno, została dość powszechnie uznana za bardzo dolegliwą falę drożyzny. Cóż zatem powiedzieć o tej 1989 r., którą szacowano na ponad 600 procent?

Dramatyczną sytuację budżetu potęgował ukrywany przed opinią publiczną stan systemu bankowego, z którego rząd Rakowskiego wydrenował olbrzymie środki, wydając je na podwyżki płac przed wyborami czerwcowymi oraz lokując w takich instytucjach jak słynny później Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ).

"Bank Handlowy całkowicie wyczerpał już wszystkie złotowe środki własne i swoich klientów (...). Każdego dnia deficyt banku powiększa się o 100 mld zł. (...) Dalsze utrzymywanie powyższego stanu grozi bankructwem Banku Handlowego". Tak pisał w grudniu 1989 r. do wicepremiera Balcerowicza prezes Banku Handlowego Tadeusz Barłowski, ostrzegając, że jego niewypłacalność spowoduje "katastrofalne następstwa dla całej gospodarki".

Barłowski wiedział, co pisze. Bank Handlowy rozliczał w tym czasie ponad 90 proc. transakcji dokonywanych przez polskie przedsiębiorstwa z zagranicą, łatwo było zatem sobie wyobrazić, w jakiej sytuacji znalazłyby się one w przypadku ogłoszenia jego bankructwa.

"Jeszcze trochę, a staniemy na krawędzi bankructwa" - usłyszał w tym samym czasie od prezesa Banku Gospodarki Żywnościowej Janusza Cichosza szef NBP Władysław Baka. BGŻ, którego główną rolą było wówczas udzielanie preferencyjnych kredytów dla rolnictwa, znalazł się w tarapatach z tego samego powodu co ZUS, czyli coraz większych opóźnień w przekazywaniu dotacji przez budżet państwa.

Jeszcze bardziej dramatyczne skutki - już nie tylko gospodarcze, ale przede wszystkim społeczno-polityczne - mogło mieć ujawnienie niewiele lepszej kondycji dziewięciu banków wyodrębnionych na początku 1989 r. z NBP, a także Banku Pekao, w którym zdeponowana została zdecydowana większość z blisko cztery miliardów dolarów należących do obywateli.

Polacy wciąż bowiem mieli zaufanie państwowych banków i mimo niepewnej sytuacji politycznej, w pierwszej połowie 1989 r. przyrost sald przekroczył w nich kwotę 300 milionów dolarów. W rzeczywistości jednak Bank Pekao był na krawędzi niewypłacalności i tylko utrzymanie tego w tajemnicy zapobiegło wybuchowi paniki.

Transakcja wiązana

Dlatego jednym z głównych zadań, jakie postawił przed sobą Balcerowicz, było uzyskanie na Zachodzie wsparcia finansowego dla operacji antyinflacyjnej. Dzięki jego zabiegom 24 państwa ustanowiły w końcu 1989 r. fundusz stabilizacyjny w wysokości 1 miliarda dolarów. Największe sumy wyłożyły nań RFN (250 mln), USA (200 mln) oraz Japonia (146 mln), natomiast Wielka Brytania, Francja i Włochy wyłożyły po 100 mln USD.

Miał on umożliwić utrzymanie stałego kursu złotówki do dolara w pierwszej fazie wprowadzania programu antyinflacyjnego, ale także posłużyć ewentualnemu ratowaniu systemu bankowego na wypadek wybuchu paniki. Warunkiem otrzymania tych środków było jednak uzgodnienie programu reform gospodarczych z Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Ten zaś zalecał stosowanie radykalnych metod ograniczania hiperinflacji drogą ostrych cięć wydatków budżetowych.

"Mówiono nam to dobitnie wiele razy, publicznie i prywatnie, że licząca się pomoc Zachodu będzie możliwa dopiero po naszym dogadaniu się z Funduszem Walutowym, ponieważ takie porozumienie jest pewną gwarancją dla udzielających pomocy, że nie rzucają pieniędzy w błoto" - wspominał później Waldemar Kuczyński, szef doradców premiera Tadeusza Mazowieckiego.

Większość Polaków chciała wówczas rozluźnienia więzów łączących Polskę z pogrążającym się w coraz większym kryzysie Związkiem Sowieckim oraz zbliżeniem z Zachodem. Bez porozumienia z MFW było to nierealne. Swoje reformy gospodarcze uzgadniały z nim wówczas wszystkie państwa Europy Środkowo-Wschodniej, które później znalazły się w NATO i UE.

Inną drogę wybrały wkrótce potem, po rozpadzie Związku Sowieckiego, jedynie Ukraina i Białoruś. I oczywiście Rosja, w której wzorowany na planie Balcerowicza tzw. plan Gajdara załamał się w 1992 r. już po kilku miesiącach, gdy tamtejszy bank centralny podjął decyzję o udzielaniu państwowym przedsiębiorstwom preferencyjnych kredytów na pokrycie długów.

Warto zatem pamiętać, że plan Balcerowicza nie był tylko wyborem kierunku polityki gospodarczej, ale i orientacji geopolitycznej. Był to w istocie rzeczy rodzaj transakcji wiązanej: państwa zachodu, obawiające się (zwłaszcza po wybuchu wojny domowej w Jugosławii), destabilizacji postkomunistycznej Europy, postawiły położonym w niej państwom ostre warunki swoistej kwarantanny. Z dzisiejszej perspektywy można porównać, jak żyje się obywatelom Polski, państw bałtyckich, czy nawet Rumunii i Bułgarii, a jak mieszkańcom państw, które poszły inną drogą niż ta zalecana przez MFW.

Terapia szokowa

Oczywiście nie znaczy to, że Balcerowicz nie miał żadnego pola manewru. Konieczność osiągniecia porozumienia z Funduszem ograniczała znacząco, ale nie zamykała całkowicie pola manewru w zakresie dopuszczalnego poziomu obniżenia płac realnych i innych działań wpływających na skalę przyszłej recesji.

Przedstawiciel Funduszu Michael Bruno, który uczestniczył w wielu trudnych negocjacjach między MFW, a rządami państw zmagających się z kryzysem, przebywając w Warszawie był podobno zaskoczony, że rząd polski jednomyślnie wybrał najostrzejszy wariant spośród przedstawionych przez Fundusz.

W rzeczywistości jednak takiej jednomyślności nie było, ale Balcerowicz systematycznie przełamywał wszystkie opory ze strony sceptyków, wskazujących na ryzyko związane z kosztami społecznymi. Tymczasem ich zlekceważenie - jak słusznie przypuszczał Mazowiecki - mogło grozić wybuchem niezadowolenia i w rezultacie kryzysem, przekreślającym ewolucyjną przebudowę państwa, co dla premiera stanowiło główny cel działania rządu.

Wspomniany już prof. Osiatyński, który na prośbę premiera Mazowieckiego recenzował projekty ekipy Balcerowicza, poprosił w końcu 1989 r. prof. Kazimierza Łaskiego o sporządzenie analizy planu stabilizacyjnego. Konkluzje tego pracującego od lat w Austrii ekonomisty były znacznie bardziej pesymistyczne od tych, jakie formułowano wówczas w resorcie finansów. "Mówiliśmy o tym w rządzie" - wspomina Osiatyński - "ale baliśmy się pokazać te jego prognozy publicznie, nawet w Sejmie".

"Gdybyśmy zapowiedzieli spadek produkcji o 30 procent, związany z tym znaczny spadek zatrudnienia, przyspieszenie inflacyjne pierwszego okresu, itd., to prawdopodobnie cały pakiet stabilizacyjny nie zostałby uchwalony".

Wydaje się, że Osiatyński trafnie ocenił sytuację. Polacy byli wówczas jak złożony ciężką chorobą pacjent, w którego imieniu decyzję o zgodzie na przeprowadzenie operacji podjęli posłowie i senatorowie. Pacjent ten wprawdzie nie rozumiał, na czym ma ona dokładnie polegać, ale postanowił zaufać zapewnieniom lekarzy, że nie tylko powróci do zdrowia, ale i sama kuracja nie będzie trwała zbyt długo.

Koszty społeczne przebudowy gospodarki na początku lat 90. były z pewnością bardzo wysokie. Nie udało się ich jednak uniknąć w żadnym z przechodzących transformację krajów Europy Środkowej.

Czy jednak w Polsce, której gospodarka znajdowała się w najbardziej opłakanym stanie i bardziej niż inne potrzebowała pomocy Zachodu, można było w ogóle uniknąć terapii szokowej? "Gdybym wiedział, że bezrobocie wzrośnie do 19 proc. - stwierdził w dwadzieścia lat później sam Mazowiecki - długo bym się zastanawiał nad decyzjami o transformacji gospodarczej".

Wydaje się, że głównym rezultatem takiej przedłużającej się refleksji ze strony premiera byłaby jego szybka wymiana na innego działacza "Solidarności", lepiej rozumiejącego skąd wówczas wiał wiatr historii.

Być może plan stabilizacyjny Balcerowicza mógł istotnie zostać przeprowadzony mniejszym kosztem społecznym, ale kwestia ta jest i pozostanie dyskusyjna. Natomiast nie ulega wątpliwości, że program ten uratował Polskę przed hiperinflacyjną katastrofą i - lepiej czy gorzej, ale z pewnością w sposób zdecydowany - wprowadził gospodarkę na wolnorynkowe tory.

W rezultacie, najgłębsza zmiana na drodze od PRL do wolnej Rzeczypospolitej nastąpiła pod rządami Mazowieckiego właśnie w sferze ekonomicznej.

Antoni Dudek

-----

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

INTERIA.PL

Zobacz także