Były przywódca "Solidarności" w rozmowie z Interią nawiązał m.in. do sytuacji z kampanii parlamentarnej, kiedy to nieoczekiwanie wycofał poparcie dla KO. "Chcę wesprzeć Kosiniaka–Kamysza" - mówił wówczas. Jakub Szczepański, Interia: Jak pan widzi kampanię prezydencką po rezygnacji Donalda Tuska? Lech Wałęsa, były prezydent: - Mam swoje typy, które nie zostaną zrozumiane, więc wolałbym nie włączać się w tę dyskusję. Naród i tak mnie nie wysłucha, wybierze kogo innego. Na pańską prośbę zdradzę, że moje typy to Andrzej Olechowski oraz Waldemar Pawlak. Tusk przestraszył się Andrzeja Dudy? - Nie jestem plotkarzem, trzeba pytać Donalda Tuska. Na razie jeszcze mamy demokrację, więc każdy się ustawia według swoich kalkulacji. Pan nie myślał o tym, żeby wystartować samemu? - Nie jest to zgodne z moją koncepcją. Dalej popiera pan Władysława Kosiniaka-Kamysza? - Widziałem wówczas, że jest naprawdę źle. Była możliwość, by Kosiniak-Kamysz nie znalazł się w parlamencie. Nie chodziło o mój głos, dałem tylko sygnał przyjaciołom: jeśli nie macie na kogo głosować, zwróćcie uwagę, że bez tej grupy w Sejmie może być niedobrze. Podałem Kosiniakowi-Kamyszowi rękę, a on mnie ugryzł. Stracił więc moje zaufanie. To mądry człowiek, ale bez żadnego doświadczenia. Dlatego jest bardzo niebezpieczny. Na pewno na prezydenta się obecnie nie nadaje. Może dobrym prezydentem zostałaby Małgorzata Kidawa-Błońska? - W tym przypadku jest trochę lepiej. Niestety, brakuje jej takich cech jak chociażby brawura. Jeśli natomiast chodzi o doświadczenie polityczne, ma u mnie wyższe notowania. PiS uda się pokonać? - Wszystko jest możliwe, choć trudne. Wszyscy uczestniczący w tej dyskusji zawiedli: politycy, Lech Wałęsa, Kościół katolicki. Naród doszedł do wniosku, że trzeba popierać tych, co dają. A czy mają rację? To już nieważne, trzeba brać. Pytanie brzmi, kiedy się opanujemy i zaczniemy myśleć patriotycznie. Grzegorz Schetyna odda stery w partii? Jak dotąd przegrywa wszystko, co się da. - W dzisiejszych czasach wygrana to przypadek, czy dobry los. Ktoś rządzić musi. Jeden lepszy, jeden gorszy. Czy wiąże pan nadzieje z tym Sejmem? - Lepiej nie będzie, będzie śmieszniej. Problem polega na tym, czy za tej kadencji ludzie wyjdą na ulice, czy stanie się to trochę później. Bo nie ma innego wyjścia, w końcu tak będzie. Tylko to trochę bez sensu, bo przy dzisiejszym rozdaniu będzie trzeba wrócić do demokracji. A ona jest niedobra. Żyjemy obecnie w epoce słowa. W tych czasach musimy wszystko skorygować: struktury, partię, ustrój. To, co mamy obecnie, nie pasuje do obecnych czasów. Jestem praktykiem, więc praktycznie widzę, co robimy i dokąd dojdziemy. Wy myślicie płytko i książkowo. Pewności siebie panu nie brakuje. Jarosław Kaczyński jest tak dobry jak pan? - Jest dobry, jest lepszy teoretycznie. Teoretycy sądzili, że zburzenie Muru Berlińskiego jest niemożliwe. Czołgi, rakiety - kto by pomyślał?! Praktycy patrzą inaczej na możliwości. Teoretycy, z Kaczyńskim na czele, nie zauważają tego, bo książki przysłaniają im możliwości myślenia. Jednak to prezes jako szef partii wygrywa drugie wybory z rzędu i ogarnia dwie partie koalicyjne z Jarosławem Gowinem i Zbigniewem Ziobrą na czele. - "Przypadek zrządził, czy dobry los?". Dzisiaj im się udało, ale zawalą wszystko. Ich koalicja nie ma najmniejszych szans powodzenia, bo nie pasuje do życia. Pokłócą się? - A mają jakiś wybór? To jest tak, jak z komunizmem. Na początku nie było mowy o tym, żeby go zniszczyć. A później padł - powoli, powoli i bez żadnego strzału. Zjednoczona Prawica funkcjonuje jak komunizm? - Z Kaczyńskim na czele jest jeszcze gorzej. Do upadku już blisko, bo narobili tyle przestępstw i głupot, że prędzej czy później ktoś pęknie. Załóżmy, że ktoś faktycznie popełnił jakieś przestępstwo. Uważa pan, że za rządów Zbigniewa Ziobry ktokolwiek z prawicy doniósłby na kolegów? - Na któregoś z polityków Zjednoczonej Prawicy usiądzie w końcu prokuratura, bo nie będzie miała wyboru. Wtedy ten ktoś się wysypie, powie, jak to wszystko naprawdę wyglądało, jakie machloje popełniono. Połowę ludzi trzeba będzie zamknąć, a połowę postawić na strażników. Dostał pan zaproszenie na inauguracyjne posiedzenie Sejmu IX kadencji? Wybiera się pan? - Zaproszenie dostałem, ale w tym terminie nie ma mnie w kraju. W związku ze zburzeniem Muru Berlińskiego też mnie zapraszali, lecz miałem inne plany. Prezydent zdecydował, że Antoni Macierewicz zostanie marszałkiem-seniorem IX kadencji Sejmu. To dobra nominacja? - Trzeba nienawidzić Polaków, żeby zgłaszać takie propozycje. Andrzej Duda musi bardzo nienawidzić narodu i najwyraźniej chce go bardzo ośmieszyć w oczach świata. Prezydent najpewniej robi na złość całemu narodowi. PiS przeciągnie nowy Senat na swoją stronę? Przewaga opozycji wydaje się krucha. - Wystarczy, że ktoś zachoruje. Wtedy PiS będzie wygrywał przez absencję. Na razie opozycja dopilnuje przewagi, ale to tylko chwilowe. Później to partia Kaczyńskiego będzie forsować swoje rozwiązania. To dobrze, że lewica jest w parlamencie? Dziwi to pana? - Jako jedyny, już dawno temu mówiłem, że w Polsce jest lewica, a poparcie dla niej sięga 20 proc. Jestem zwolennikiem reprezentacji politycznej dla całego przekroju społecznego, więc lewica powinna uczestniczyć w dyskusji publicznej. Co pan sądzi o mobbingu, którego miał się dopuścić abp Sławoj Leszek Głódź? - Nigdy nie kopię leżącego. To mój jedyny komentarz. Panie prezydencie, jak pan się czuje? - Mam już 76 lat, odczuwam ten wiek. Jestem spakowany, gotowy do odejścia. Sprawy życiowe już pozamykałem, tam gdzie to możliwe. Czuję się znudzony, czekam na inną orbitę. Jednak z tego co widzę, nie chcą mnie jeszcze po tamtej stronie. Jakub Szczepański