"Poseł do Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki z popełniania przestępstwa uczynił sobie stałe źródło dochodu, czerpiąc nienależne mu korzyści z działalności przestępczej przez okres czterech lat" - przekazano w prokuratorskim postanowieniu o zarzutach dla polityka Prawa i Sprawiedliwości, o którym informuje "Gazeta Wyborcza". Portal gazety podaje szczegóły sprawy i opisuje nieprawidłowości, jakich Czarnecki miał dopuścić w latach 2009 - 2013. Podróże Ryszarda Czarneckiego. "Upodobał sobie" Jasło na Podkarpaciu Ryszard Czarnecki, jak czytamy, "wyłudził 203 tys. euro (prawie 900 tys. zł) na fikcyjne przejazdy", których łącznie miało być 243. Trasy obejmowały podróż do i z: Warszawa - Jasło (woj. podkarpackie), Jasło - Bruksela - Jasło oraz Jasło - Strasburg - Jasło. Polityk miał pokonać w sumie 222 966 kilometrów, wyłącznie na tych trzech odcinkach. Jak obliczono, jest to równowartość pięciokrotnego okrążenia kuli ziemskiej. "Do tego dochodzi 40 delegacji samochodowych do: Torunia (najczęściej), Bydgoszczy, Częstochowy, Grudziądza, Włocławka, Katowic, Krakowa i Berlina. W sumie ponad ćwierć miliona kilometrów" - dodaje "Gazeta Wyborcza". W Jaśle, z którego najczęściej polityk rozpoczynał swoje podróże, Czarnecki podawał dwa adresy przy ulicy Basztowej 3 i 4 - jeden z nich nie istnieje, nikt go również tam nie widział. Jak twierdzi "Gazeta Wyborcza" Czarnecki podawał najczęściej w swoich rozliczeniach podkarpackie miasto, bo ze względu na sporą odległość, deklarowane przejazdy miały najwięcej kilometrów. Podróże Ryszarda Czarneckiego. Miał przemieszczać się ciężarówką Ryszard Czarnecki deklarował, że podróże odbywał fiatem punto w wersji cabrio - "naprawdę docierał tam albo samolotem (parlamentarzyści PE mają darmowe bilety), albo samochodem jednego z kolegów" - podkreśla "GW". Kiedy kilka lat temu "Rzeczpospolita" ujawniła nieprawidłowości polityka, ten zwrócił do kasy Parlamentu Europejskiego kwotę 439 663 zł (104 517,66 euro). Wówczas PE stwierdził, że nie jest to cała kwota. Prokuratura sprawdziła wszystkie pojazdy, których rejestracje podawał w rozliczeniach Ryszard Czarnecki. Jak się okazało, na 19 aut tylko jedno - należące do jego córki - było sporadycznie przez polityka używane. Jednak Czarnecki miał podróżować nie tylko samochodami. W rozliczeniach pojawiły się numery rejestracyjne trzech jednośladów, dwa z nich to chińskie motorowery. Kolejnym środkiem transportu, z jakiego miał korzystać polityk to ciągnik siodłowy marki Iveco Stralis z 2011 roku. Śledczy porozmawiali z właścicielami samochodów, których numery widniały w rozliczeniach - wszyscy zeznali, że nie wozili posła bądź europosła, nie znają też osoby zajmującej takie stanowisko. "Z ustaleń prokuratury wynika, że w oświadczeniach, które poseł przekazywał do rozliczeń, znajdowały się numery rejestracyjne wybrane przypadkowo lub wręcz wymyślone" - wskazano w publikacji. "Gazeta Wyborcza" postanowiła skontaktować się z bohaterem swojego artykułu. Pytany o to, czy prezes PiS Jarosław Kaczyński wyraził dezaprobatę w związku z zarzucanymi mu czynami, stwierdził, że "sprawa ma charakter polityczny". "Nie zgadzam się z zarzutem, że dopuściłem się nadużyć. Doszło do błędów, których istotę zamierzam wyjaśnić w postępowaniu (...) Oczywiście wolałbym, aby do takich błędów nie doszło" - stwierdził Czarnecki w jednej z nadesłanych odpowiedzi. Fala komentarzy polityków. "Proces przykrywkowy" Do kwestii kilometrówek Ryszarda Czarneckiego odniósł się w poniedziałek w programie "Graffiti" w Polsat News były szef MON Mariusz Błaszczak. Jak stwierdził, nie rozmawiał o tym z politykiem. - Dla mnie jest to proces przykrywkowy. Z jednej strony kompromitacja z Pawłem Rubcowem, z drugiej strony w polską przestrzeń 26 sierpnia wleciał dron. Rząd Koalicji 13 grudnia się kompromituje - ocenił Błaszczak. Chociaż dodał, że równocześnie można sprawdzać sprawę Rubcowa i Czarneckiego, to nie uważa, aby kwestia nieprawidłowości, jakich miał dopuścić się polityk, "była tematem okładkowym". W obronę Czarneckiego wziął również kolega z PiS Zbigniew Kuźmiuk. Stwierdził on, że europoseł "mówił, że dokumenty wypełniali jego asystenci, a on je tylko podpisywał, nie przeglądając". - Przyjął te błędy na siebie. Zwrócił kwestionowane środki w całości. Nie powstała żadna szkoda. Zostawmy rozstrzygnięcie niezawisłemu sądowi - dodawał polityk w rozmowie z Polsat News. Głos w sprawie zabrał także w mediach społecznościowych Roman Giertych. "On traktorem okrążał ziemię, polskie go wydało plemię" - napisał w prześmiewczym tonie mecenas. W innym z wpisów dodał, że w tej sprawie najbardziej szokuje go to, że "prokurator Ziarkiewicz trzymał akta Ryszarda Czarneckiego przez lata w garażu i do dzisiaj nie dostał ani on ani żaden z jego współpracowników zarzutów za to". Komentarz zamieścił również minister sportu Sławomir Nitras. "Wiecie czym różni się to jak poseł Czarnecki traktował budżet Parlamentu Europejskiego od tego jak PiS traktował polski budżet państwa? Niczym" - stwierdził szef resortu. - Pytanie, dlaczego te sprawy były zamiatane pod dywan. Te historie, te akta w garażach. To pokazuje jak działała prokuratura za czasów Zbigniewa Ziobry. Jak był swój, to po prostu sprawy nie było. Tu ewidentnie widać, że mało prawdopodobne jest, by Czarnecki jeździł z Jasła do Brukseli na motorowerze - mówił z kolei minister spraw wewnętrznych i administracji Tomasz Siemoniak. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!