W pierwszym odruchu Prawo i Sprawiedliwość uznało werdykt wyborców. Wprawdzie powołanie dwutygodniowego rządu Mateusza Morawieckiego było rodzajem złośliwej obstrukcji, ale finalnie nastąpiło przekazanie władzy zwycięskiej koalicji. Dziś widać jednak, że Kaczyński, stworzony przez niego aparat oraz jego ludzie postanowili - przy użyciu dualizmu prawnego - doprowadzić do wielkiego starcia z nową władzą, a finalnie do nieprzewidywalnego w skutkach kryzysu demokracji i państwa. To rodzaj "pełzającego Kapitolu". I nie ma pewności, na ile ekipa Tuska jest do tego przygotowana, a przynajmniej gotowa na szybkie i zdecydowane decyzje, które przecięłyby wątpliwości. Wiadomo, że w interesie państwa jest likwidacja równoległego systemu prawnego budowanego przez osiem lat przez władzę PiS i skuteczne przekonanie obywateli, że odpowiedzią na bezprawie nie może być kunktatorskie, asekuranckie i strachliwe tolerowanie anarchii prawnej. Zbigniew Ziobro mówił niedawno w Sejmie w kierunku ludzi nowej władzy, żeby nie okazali się "fujarami". Im bardziej będą oni więc bezradni wobec samowolki - jak mówi prof. Adam Strzembosz - sędziów, którzy nie są sędziami, oraz narastającego bałaganu aksjologicznego, tym większą satysfakcję będzie miał były minister sprawiedliwości i ci, którzy wciąż na rzecz byłej władzy pracują. A wyborcy lubią rozliczać z faktycznej siły i wymiernych efektów. Wąsik, Kamiński i alternatywna wizja prawa Autokratom nowego typu zawsze chodzi o rozwibrowanie władzy sądowniczej i wprowadzenie totalnego chaosu prawnego w państwie, aby utrzymać wpływy po ewentualnej przegranej i nie dopuścić do odbudowy wydrążonych instytucji. W Polsce ten cel udało się osiągnąć, a sprawa dwóch byłych pisowskich ministrów, Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, doskonale to obrazuje. Według wybitnych prawników (np. prof. Andrzeja Zolla) obaj są skazanymi za nadużycia władzy przestępcami, wadliwie ułaskawionymi przed prawomocnym wyrokiem przez Andrzeja Dudę, których mandaty poselskie wygasły w chwili ogłoszenia ostatecznego wyroku w grudniu 2023 roku, a prezydent mógłby ich "uratować" legalnym aktem łaski. Tymczasem nie tylko oni nie uznają takiego stanu faktycznego, ale także PiS i zainstalowani w czasach PiS neosędziowie są wierni alternatywnej wizji prawa. Oto jedna izba przy Sądzie Najwyższym - nieuznawana przez zgromadzenie sędziów trzech innych izb oraz europejskie trybunały - rozstrzyga o sprawie, która nie została do niej przekazana przez marszałka Sejmu Szymona Hołownię. Ta sama nieuznawana izba zdecyduje o ważności wyborów i niektórzy pytają, czy wobec jej nielegalności to rozstrzygnięcie będzie obowiązywać, skoro inne są kwestionowane. Dodatkowo sędzia dubler Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, Mariusz Muszyński, w opublikowanym w "Rzeczpospolitej" tekście sugeruje, by - "jeśli koalicja rządząca zacznie za bardzo rozrabiać przy budżecie" - prezydent zaskarżył go do Trybunału. "Będzie bardzo ciekawie" - pisze złowieszczo. Pytania zasadnicze PiS testuje Tuska i koalicję, jak daleko może się posunąć w chybotaniu polską łodzią. Czy nowa władza opanuje chaos w sądownictwie i zakończy niszczący dualizm? Czy Hołownia będzie twardo respektował własne decyzje i prawo, a nie jego pisowską wersję? Czy pisowski marsz w obronie utrzymywanej przez państwo propagandy będzie na tyle liczny i agresywny, że zmusi rządzących do przywrócenia symbolicznie usuniętych niedawno barierek przed Sejmem? Czy prezydent weźmie udział w obalaniu budżetu przez powołanych przez siebie dublerów w Trybunale, by doprowadzić do jeszcze głębszego kryzysu konstytucyjnego? Dziś jest więcej pytań niż odpowiedzi. A im dłużej ich nie będzie, tym bardziej będą dwa państwa, dwie praworządności i jedna wojna domowa. Przemysław Szubartowicz