To zdarzenie zniknęło w cieniu innych: zamachu na premiera Słowacji, przesłuchania byłego premiera Polski Mateusza Morawieckiego przed komisją śledczą czy spotów wyborczych, w których obie główne partie zarzuciły sobie wzajemnie w najostrzejszych słowach związki z Rosją. A jednak zdarzenie miało miejsce. W Gdańsku świętowano Dzień Straży Granicznej. Pojawił się na nim prezydent Andrzej Duda i nowy szef MSWiA, zarazem koordynator do spraw służb Tomasz Siemoniak. Jedność w obronie granicy I mówili całkiem to samo. To chyba jedyna sprawa, która tak wyraźnie łączy dziś liderów dwóch śmiertelnie się nienawidzących obozów. Prezydent Andrzej Duda: - Dziękuję za to, że jesteście państwo i wykonujecie z takim zaangażowaniem, poświęceniem i profesjonalizmem służbę dla Rzeczypospolitej Polskiej i dla nas wszystkich. Minister Tomasz Siemoniak: - Musimy być silni, żeby tworzyć takie mechanizmy, wspierać ludzi, którzy służą bezpieczeństwu, żeby nikt, nigdy nie ośmielił się zaatakować Rzeczypospolitej Polskiej. To jest nasza wspólna misja, każdego funkcjonariusza Straży Granicznej i wszystkich przedstawicieli władz. Niech to będzie przesłanie dla waszej służby. A więc pełna jedność nowej władzy z ludźmi w mundurach, którzy strzegą granicy z Białorusią. A przecież za poprzedniej władzy ze strony posłów opozycji, także Koalicji Obywatelskiej padały wobec tych służb najcięższe zarzuty, oskarżenia o "bezduszność". Janina Ochojska, europosłanka wybrana z listy firmowanej między innymi przez ugrupowanie Tuska, twierdziła, że funkcjonariusze dopuszczają się morderstw, opowiadała o masowych grobach. Władysław Frasyniuk, obecnie nie polityk, ale niewątpliwie zwolennik opozycji nazywał strażników granicznych śmieciami, porównywał do psów. A dziś? Całkiem niedawno Donald Tusk, pytany przez dziennikarzy pięciu europejskich gazet o tak zwane pushbacki stosowane wobec imigrantów na granicy z Białorusią, wdał się w niejasne rozważania o konieczności korekty prawa międzynarodowego, aby można było skuteczniej chronić własne terytorium. Czyżby więc tę metodę należałoby zalegalizować? Potem w sprzeczności z tą pierwszą odpowiedzią niby się od tej metody odciął, ale czy na pewno? - Nikt nie jest w stanie sprawdzić każdej osoby, jeśli Rosja i Białoruś wysyłają na granicę tysiące ludzi naraz. Robią to z rozmysłem i na zimno. Jeśli poradzimy sobie z tysiącem, to przyślą 10 tysięcy i tak dalej. Ich celem jest destabilizacja. Ludzi traktują jak narzędzie, absolutnie przedmiotowo. - Chcą, żebyśmy doszli do momentu, w którym będziemy musieli zaprzeczyć własnym prawom i wartościom. Na tym polega problem naszej części Europy. Trzeba działać tak humanitarnie, jak to możliwe. Pushbacki jako metoda są moralnie nie do przyjęcia. Musimy znaleźć lepsze rozwiązanie, ale alternatywą nie może być bezradność. Twardo i coraz twardziej Można by spytać polskiego premiera: jeżeli nie pushbacki, to co w ich miejsce? Po części on sam na to odpowiada, zapowiadając wzmacnianie zapory na granicy. Ogłasza nawet, że uzyska na to pieniądze od Unii Europejskiej. Tym niemniej środowiska lewicowe, działacze organizacji pozarządowych zajmujących się obroną imigrantów, są przekonani, że Straż Graniczna nadal zawraca tych, którym udało się graniczne umocnienia przekroczyć. Tusk poszedł jeszcze dalej, udając się na granicę. Padły słowa co najmniej tak mocne, jak te, które jeszcze niedawno wypowiadali politycy PiS: - Coraz więcej Polek i Polaków rozumie, w jak trudnych warunkach pracujecie. (...) Nie ma limitów środków, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo Polski. - Wszyscy muszą zobaczyć, że jesteście w centrum zainteresowania i wsparcia państwa polskiego. Wiem, że nielegalnych przejść na tej granicy jest coraz więcej, stąd decyzje o wzmocnieniu infrastruktury granicznej. (...) Pracujemy też nad zmianami prawa, które będzie dawało pełne wsparcie funkcjonariuszom. I jeszcze słowa premiera podczas wtorkowej konferencji prasowej po posiedzeniu rządu: - Sytuacja na granicy jest trudna. Każdej doby jest kilkaset prób pokonania granicy, to nie są uchodźcy, to coraz rzadziej są migranci czy biedne rodziny szukające pomocy. W 80 przypadkach na 100 mamy do czynienia ze zorganizowanymi grupami młodych mężczyzn w wieku 18-30 lat, którzy są bardzo agresywni. Zaskoczeni? Ja nie, ponieważ pamiętam, jak zachowywał się Donald Tusk w momencie wybuchu kryzysu granicznego. Owszem, padło wtedy do kamery owo nieszczęsne zdanie o "biednych ludziach, którzy szukają swojego miejsca na ziemi". Ale też Tusk na ogół unikał potem powtarzania takich deklaracji. Prawda, nie polemizował z lamentami wymierzonymi w straż graniczną. Ale też ich nie powtarzał. Uniki, uniki, uniki Donald Tusk opowiadał, że jest za ochroną polskiej granicy, tylko "inaczej". Jak? Tego nie umiał wyjaśnić, tak jak nie umiały tego wytłumaczyć masy polityków i komentatorów ogłaszających, że istnieje jakaś "humanitarna" metoda niewpuszczania do Polski ludzi, którzy próbują przekroczyć granicę z naruszeniem prawa. Nawet zachwycający się "Zieloną granicą" Agnieszki Holland główni autorzy "Gazety Wyborczej" nie posunęli się do deklaracji, że należy traktować polską granicę jako nieistniejącą. Czasem padały jakieś nonsensowne propozycje, typu wpuszczania (lub pozostawiania w obozach dla uchodźców) tylko kobiet i dzieci. Co zresztą też nie stało się nigdy niczyim programem, bo stać się nie mogło. Owszem, szeregowa posłanka KO Iwona Hartwich mogła nawoływać na dawnym Twitterze: "Wpuśćmy wszystkich, a potem zobaczmy, kim są ci ludzie". Żadna z partii politycznych nie mogła sobie wypisać tego oficjalnie na sztandarach. Szukano na ogół oskarżeń pretekstowych - dlaczego, przykładowo, poprzedni rząd nie korzysta z pomocy unijnego Frontexu? Kluczono, oszukiwano, żonglowano emocjami. Ale kiedy na Campusie Polska pewien młody człowiek zarzucił Tuskowi (nota bene z pozycji lewicowych, proimigranckich), że nie wiadomo, jakie ten zajmuje w sprawie ludzi koczujących na granicy stanowisko, dawny i przyszły premier okazał się intelektualnie bezradny. Prawda, Koalicja Obywatelska głosowała w Sejmie przeciw budowie zapory. Ale Tuska to nie obciążało, jego w tamtym parlamencie nie było. A kiedy zabrał w tej sprawie głos, nie tylko kwestionował sens budowy granicznych umocnień, co opowiadał, że tamta władza jest na tyle nieudolna i skorumpowana, że nie zdoła tego dokonać. W czym akurat się mylił. Ale mylił się w setkach innych spraw, co nie przeszkodziło mu w wygraniu kolejnych wyborów. A dziś? Po pierwsze żaden polski premier nie może ogłosić, że granice nie powinny być bronione. Nie chce tego zdecydowana większość Polaków, ale też oznaczałoby to podważenie sensu istnienia polskiego państwa. Staczający się chwilami na niemądrze lewackie pozycje Jacek Żakowski może powiedzieć w internetowej audycji Tomasza Lisa, że wpuszczenie do Polski 100 tysięcy ludzi rocznie, to "pryszcz". Dlatego nie jest i nigdy nie będzie liderem czegokolwiek, nawet eleganckiego osiedla. Takich ludzi jest w Polsce całkiem sporo. A jednak są skazani na łykanie gorzkich pigułek. Pojawia się tu jeszcze jedna okoliczność, niesprzeczna z tym, co napisałem o domniemanych motywach Tuska. Jej także Żakowski może nie rozumieć, w końcu nikt nie egzaminuje komentatorów z logicznego myślenia. Wschodnia granica Polski jest zarazem wschodnią granicą Unii Europejskiej. To Bruksela i szefowie najbogatszych państw Europy, na czele z tymi z Berlina, oczekują jakiejś kontroli nad przepływem ludzkich mas. Owszem, sami przymierzają się poprzez pakt imigracyjny do dalszego uchylania drzwi do Europy dla ludzi z innych światów. Ale chcą ten proces kontrolować. Elementem tej kontroli jest blokowanie drogi imigrantom podsyłanym przez Łukaszenkę, a pośrednio Putina. Prawicowcy się zżymają. Byli lżeni za politykę twardego pilnowania granicy przez tłumy komentatorów, radykalnych społeczników i celebrytów, którzy jak aktorka Maja Ostaszewska mówili językiem oskarżeń o zbrodnię. Dziś Tusk prowadzi w zasadzie politykę taką samą. I co? I nic? Co na to celebryci? Tak naprawdę nie całkiem "nic", tylko nie za wiele. Oto lead liberalno-lewicowego serwisu oko.press, który dopiero co pomagał Tuskowi w pokonaniu znienawidzonego Jarosława Kaczyńskiego: "Donald Tusk wzmacnia wojenną narrację o granicy, zapowiada 'nowoczesną fortyfikację', która ma nas chronić przed migrantami, którzy są traktowani jak narzędzia ataku na Polskę, a nie ludzie. Odżywa PiS-owskie hasło 'murem za polskim mundurem'". To nie jest aprobata. Głos zabrała także autorka "Zielonej granicy" Agnieszka Holland: - Okazuje się, że mimo zmiany władzy film jest wciąż aktualny, ponieważ obecna właściwie nie zmieniła polityki wobec migrantów i uchodźców na granicy białoruskiej, wręcz ją niejako uwiarygodniła - powiedziała Holland w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", która przyznała jej tytuł człowieka roku. I znów, Holland poglądów niby nie zmieniła. Ale przecież głosowała na Koalicję Obywatelską w ostatnich wyborach, sama o tym mówiła, choć emisariusze tej formacji namawiali ją na przeniesienie premiery filmu na po wyborach, bo bali się, że radykalizm ataku na Straż Graniczną za to, że wykonuje prawo, im zaszkodzi. Opowiadała wtedy, że nie ma nic przeciw napływowi do Europy jak największej liczby imigrantów, bo cywilizacja europejska się zużywa. Ale poparła siłę, która tak daleko się nie posuwa. Wystarczy, że głos oko.press czy artystycznych celebrytów nie będzie, jak za czasów PiS wrzaskiem, a jedynie kulturalną polemiką. Na którą Tusk nie zwróci nawet uwagi. Wystarczy, że broni tych ludzi przed najgorszym. Przed "recydywą pisowskiego nacjonalizmu". A może i faszyzmu. Skądinąd on sam podsyca ten temat szczególnie w warunkach kampanii wyborczej. Która cała ma być jedną wielką antyrosyjską, wojenną pobudką. Po wyborach zapewne skończy się kokietowanie ludzi w mundurach i nieustanne wracanie do tej kwestii. Czy Tusk naprawdę wydostanie z Brukseli większe fundusze? Śmiem wątpić, jest tam ceniony, ale nie trzeba go kupować, bo został już, w sensie politycznym, kupiony raz a dobrze. Natomiast jestem przekonany, że granica będzie broniona, rutynowo i nie zawsze skutecznie, ale zgodnie z podstawowymi funkcjami państwa. Poza wszystkim KO ma do wygrania jeszcze jedne wybory: prezydenckie. Całkiem niedawno media pokazały nam kobietę z Erytrei, która urodziła gdzieś pod graniczną barierą. Rok wcześniej byłaby ofiarą krwawych rzeźników: Kaczyńskiego, Morawieckiego, Kamińskiego, Błaszczaka. Dziś pokazano parę obrazków, by przejść do innych tematów. Polityka jest lekcją niekonsekwencji, braku logiki i nade wszystko potężnej hipokryzji. Piotr Zaremba ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!