Grzegorz Braun, czyli dzieje szaleństwa

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Udostępnij

Politycznie wypchnięcie Grzegorza Brauna na margines raczej pomoże niż zaszkodzi Konfederacji. Zwłaszcza konserwatyści powinni walczyć z jego barbarzyństwem. Chyba właśnie zaczęli to robić.

Grzegorz Braun - dzieje szaleństwa
Grzegorz Braun - dzieje szaleństwaPatryk OgorzałekAW

Gdzie się tam równać aktywnościom Grzegorza Brauna z tak spektakularnymi, w istocie operetkowymi akcjami jak zatrzymywanie przez policję na wniosek sejmowej komisji śledczej byłego ministra Zbigniewa Ziobry. Tym niemniej Braun już jako europoseł dał o sobie znać ostatnio po kilku miesiącach ciszy. Zakłócił w Parlamencie Europejskim minutę ciszy mającą upamiętnić ofiary Holokaustu (przy okazji Międzynarodowego Dnia Pamięci o nich). Domagał się analogicznego uczczenia palestyńskich ofiar w Strefie Gazy. Wyprowadzono go z sali.

Trudno mieć wątpliwości, jak to osądzać. Nawet jeśli, tak jak ja, jest się bardzo krytycznym wobec polityki Izraela. Takie licytacje, czyja śmierć jest bardziej istotna i warta upamiętnienia, to znak jakiegoś totalnego braku zwykłej ludzkiej empatii, można by rzec emocjonalnego kalectwa.

Konfederacja uwolniona

Zarazem takie wystąpienia czy zachowania naprawdę szkodzą Polsce. Niezależnie od tego, jak jest oceniany w cywilizowanym świecie Izrael, antysemickie gesty kompromitują. Część tej kompromitacji przechodzi z jednostki na kraj, z którego ona pochodzi.

Tylko czemu tu się dziwić - po ataku Brauna z gaśnicą na chanukowe świece w polskim Sejmie. Niektórzy komentatorzy przedstawiają kolejne ekscesy Brauna jako wyraz sprytnej kalkulacji w grze o pewien typ wyborców.

Możliwe, że jest w tym swoista chytrość. Ale też Braun potrafił w dawnych czasach jako pełnoprawny polityk Konfederacji nagrywać swoje tasiemcowe wywody o tym, że projekt Centralnego Portu Komunikacyjnego służy rządowi Morawieckiego do stworzenia miejsca schronienia dla władz Izraela, kiedy ten kraj zaleje arabska fala.

Nie wyglądało to na kalkulację, a na efekt psychicznego skrzywienia. I niezależnie od tego, co dzieje się z Braunem teraz, i co stanie się z nim w przyszłości, wprowadzenie kogoś o tak mrocznym (a może pomrocznym) umyśle do wielkiej polityki obciąża i będzie obciążać Konfederację.

Jej pomysł gromadzenia pod jednym sztandarem wszelkich największych skrajności i dziwactw, bo "one się zsumują", miał takie właśnie konsekwencje. Uwagę tę kieruję pod adresem najbardziej rozsądnego jej polityka Krzysztofa Bosaka. Pan także udawał, że pan nie widzi i nie słyszy tych kolejnych kaskad szaleństwa.

Skutek był zresztą z góry do przewidzenia. Namawiany przez Janusza Korwin-Mikkego, Braun musiał się politycznie urwać. Co charakterystyczne, obu panów łączy nieskrywana miłość do Władimira Putina. Lęk przed skutkami tej secesji był zdecydowanie na wyrost. Nie wiem, co zrobi dwóch posłów Konfederacji Korony Polskiej, czyli kanapowej partyjki Brauna. Bez nich Konfederacja nie będzie miała klubu. Ale inne dane pokazują, że było warto.

Ujawniło się to w mitycznym już sondażu Ogólnopolskiej Grupy Badawczej. On jest mityczny przede wszystkim dlatego, że daje Karolowi Nawrockiemu, kandydatowi PiS, zwycięstwo w drugiej turze nad Rafałem Trzaskowskim. Ale w pierwszej turze Sławomir Mentzen, kandydat prezydencki Konfederacji, dostaje w nim rekordowe ponad 15,5 proc. Braun ma ponad trzy procent. Zdobył jak widać swoją niszę, ale Mentzenowi, który usunął go z Konfederacji, wcale nie zaszkodził. Możliwe, że pomógł.

Oczywiście kolejne sondaże ujawnią, na ile to trwała konsekwencja. Na razie można odnieść wrażenie, że normalsi, szczególnie młodsi, zwabieni hasłami wolności gospodarczej i krytyką unijnej biurokracji, mogą wybierać tę formację bez poczucia obciachu. Szkoda, że stało się to tak późno.

Moralny protest przeciw "braunizmowi"

Podobną uwagę, acz wypowiadaną bardziej z pozycji moralnych niż politycznych, kieruję pod adresem szacownej szesnastki konserwatywnych intelektualistów, którzy zdecydowali się na odcięcie od pewnej akcji Brauna. Chodzi o billboardy z pytaniem "Chanuka czy Boże Narodzenie". Europoseł nie przestał jak widać wojować, choć już nie przy pomocy gaśnicy. Wśród sygnatariuszy potępienia tego kursu są m.in. Sławomir Cenckiewicz, Marek Budzisz, Marek Jurek, Paweł Milcarek czy Andrzej Nowak.

Co napisali? Zacytujmy fragmenty. "Gesty życzliwości okazywane dziś niewielkiej polskiej społeczności żydowskiej są również wyrazem czci dla naszej wspólnej wielowiekowej historii, tak brutalnie przerwanej przez Niemcy hitlerowskie. Znaki szacunku dla kultury żydowskiej są więc niejako wypełnieniem tej tragicznej wyrwy, powstałej w wyniku utraty niepodległości przez Polskę".

I dalej: "Napięcie religijne między chrześcijaństwem i judaizmem, wynikające z naszej wiary w Chrystusa i w uniwersalną prawdę Ewangelii, także napięcia między Polską a Izraelem dotyczące naszej historii, obrona czci dla Rzeczypospolitej i Polski pod okupacją walczącej z Niemcami - wszystko to wymaga umotywowanej prezentacji racji chrześcijańskich i polskich, w czym akty agresji, wrogości i szerzenie uprzedzeń są tylko dramatyczną przeszkodą".

"Na koniec prosimy, by nie traktować naszego oświadczenia jedynie jako prezentacji stanowiska. Jest ono apelem - do wszystkich, którym zależy na chrześcijańskim charakterze życia publicznego i na dobru wspólnym narodu; apelem o reakcję, o czynny sprzeciw wobec zachowań, postaw i opinii, które dewastują życie publiczne, kulturę katolicką i oszpecają wizerunek Ojczyzny".

Zdawałoby się, że są to oczywistości. Nie dla wszystkich skądinąd jednak. M.in. Prof. Jacek Bartyzel i naczelny tygodnika "Do Rzeczy" Paweł Lisicki wdali się w odpowiedzi w zawiłe rozważania, na ile dzisiejsza chanuka jest chanuką z czasów biblijnych i czy w związku z tym należy jej bronić. Robiło to wrażenie może nie tyle brania w obronę, co jakiegoś tłumaczenia ataku Brauna.

Tymczasem zostawiając na boku niuanse teologiczne, brak poszanowania dla religijnego święta, kontrowersyjnego czy nie, jest czymś nie do obrony. Inną sprawą jest swoisty paradoks. Za obecnością w polskim parlamencie chanukowej tradycji są szczególnie gorliwie politycy, którzy coraz chętniej rugują ze sfery publicznej tradycję chrześcijańską czy katolicką. Ale dlatego właśnie nie brzmi fałszywie broniący świec chanukowych głos takich ludzi jak Marek Jurek czy prof. Andrzej Nowak. Oni kochają własną tradycją i chcą szanować cudzą.

Szkoda tylko, powtórzę, że ten głos nie zabrzmiał odrobinę wcześniej, choćby po incydencie z gaśnicą. Barbarzyństwu warto się przeciwstawiać, nawet, a może zwłaszcza wtedy, kiedy wychodzi ono z naszej wspólnoty.

Wchodzimy w czas potężnego chaosu, kiedy odrzucanych jest wiele zdawałoby się przesądzonych raz na zawsze norm politycznej poprawności. I ja to rozumiem. Tyle że w tworzeniu swoistego kordonu wokół Grzegorza Brauna nie o polityczną poprawność chodzi, a o zwykłą przyzwoitość względem bliźnich. Którzy nie przestają być braćmi, nawet jeśli modlą się inaczej niż my.

Piotr Zaremba

-----

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Przejdź na