Dogasa już publicystyczna debata, czy Donald Trump wygrał w reakcji na przekraczanie kolejnych granic absurdu przez piewców poprawności politycznej, czy ze względu na dobrze sformatowaną agendę gospodarczą i ekonomiczną. Czy ważniejsza była ucieczka "normalsów" przed "lewackim ideolo", czy stan portfeli. Albo-albo Tymczasem amerykański prezydent elekt zdążył już potwierdzić, że uwielbia transakcyjny styl uprawiania polityki, stwierdzając w NBC - czy może znów strasząc Unię Europejską - że Stany Zjednoczone pozostaną w NATO, jeśli sojusznicy będą "płacić swoje rachunki" i dobrze traktować Amerykę w relacjach handlowych. To jeden z symptomów tego, że stare czasy oraz stare diagnozy geopolityczne, społeczne i kulturowe odchodzą w niepamięć. To, co jeszcze dekadę temu było nie do wyobrażenia, dziś jest głównym nurtem i podstawą emocji obywatelskich. Polaryzacja - maksymalnie zawężająca wybór - stała się wiodącym zjawiskiem w państwach szeroko pojętego Zachodu. Albo demokracja - albo autokracja. Albo instytucje - albo widzimisię. Albo struktura symboliczna - albo nieograniczony relatywizm. Albo rzeczywistość - albo populizm. Jedynie w kwestii wolności odwróciły się role. Lewicowo-liberalny mainstream zakochał się w neopurytanizmie, wychował samozwańczych stróżów moralności i proklamował nowy typ cenzury. A prawica wzięła się za obronę swobody słowa. Stare koleiny W Polsce także okazało się, że istnieją tylko dwie drogi, a przestrzeni na tę trzecią nie ma i co najmniej do wyborów prezydenckich nie będzie. Nie tylko opowieści o zakończeniu wojny polsko-polskiej nabrały wymiaru kabaretowego, ale także marzenia o przełamaniu dominacji tzw. PO-PiS-u nie wytrzymały próby czasu. Szymon Hołownia, który nie do końca zrozumiał, jak bardzo zmieniła się polityka, postanowił - wbrew przestrogom Heraklita - nie uwzględniać prawdy, że jedyną pewną rzeczą w życiu jest zmiana, i wejść do tej samej rzeki. Nadal bowiem uważa, mimo spadających notowań, że da się wzniecić zainteresowanie społeczne chwytami, które już raz okazały się nieskuteczne albo niezadowalające. To podejście nie zakłada zresztą, że być może za kilka lat zmieni się przywództwo po obu stronach barykady i sam duopol zmieni oblicze albo się skończy. Jak śpiewał poeta, "chcesz zmienić ten świat, to zacznij od siebie". A marszałek Sejmu swojego podejścia do polityki nie zmienia. Twarda rzeczywistość jest taka, że wyborcy, którzy ruszyli do urn 15 października 2023 roku, nie są zainteresowani szukaniem pobocznych ścieżek i jeśli na czymś im zależy, to na tym, by zablokować Jarosławowi Kaczyńskiemu powrót do władzy w 2027 roku. Do tego potrzebują stabilnego zwycięstwa w wyborach prezydenckich i wiary, że rządząca koalicja się nie rozpadnie, co odzwierciedlają badania opinii publicznej. Ucieczka z naftaliny Zresztą PiS - podobnie jak Polska 2050 - także pozostał w starych koleinach i buduje swoją (prę)kampanię na zgranych chwytach, które pachną naftaliną. Znów słyszymy o "sojuszu intelektualistów z lumpami". Znów ważniejsza jest historia od przyszłości. Znów robi się politykę na dramacie, tym razem powodzian. Znów partyjne przekazy i wizerunkowe sztuczki osadzone są w czasach minionych, które już nie wrócą. Gdy Rafał Trzaskowski - kandydat obdarzony największym sondażowym poparciem Polaków, co może być zwodnicze - zaczynał swoją przemowę w Gliwicach od zapowiedzi zmiany prawa aborcyjnego, można było odnieść wrażenie, że ponownie stawia przede wszystkim na wyborców progresywnych i wielkomiejskich. A przysłowiowe Końskie - bardziej ostrożne i zniuansowane w sprawach obyczajowo-kulturowych - zostawia na boku. Ale gdy za swoje główne wyzwanie polityczne uznał - oprócz gospodarki i bezpieczeństwa - wyrównanie szans między Polską powiatową a centralną, pokazał, że w ciągu ostatnich pięciu lat odrobił lekcję z polskiej wrażliwości społecznej i zmian, jakie zaszły. Jeśli uda mu się przekonać suwerena do tej perspektywy, budując poparcie w mniejszych miejscowościach, elektorat prawicy nie będzie w drugiej turze spoglądał wyłącznie w stronę Karola Nawrockiego. Dziś wiadomo tylko tyle, że po wyborach prezydenckich - bez względu na to, kto je wygra - polska polityka przyspieszy. I żadna naftalina nie zdoła zakonserwować obecnych czasów. Przemysław Szubartowicz ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!