Chyba miało być inaczej. Lepiej, mocniej i stabilniej. Ale coś tu koalicji premiera Tuska ewidentnie "nie pykło". Coś przestaje się kleić. A na horyzoncie widać już całą masę problemów, które uśmiechają się do uśmiechniętych. Ewidentnie psując humor rządzącym. Święto antyPiSowskiej "rocznicy odzyskania niepodległości" popsuł najpierw prezydent Andrzej Duda. Głowa państwa wypunktowała dość celnie błędy i zaniechania rządu. Do tego stopnia ciosy doszły celu, że nastąpił po nim wysyp bardzo nerwowych reakcji najważniejszych osób w państwie. Było też kontrprzemówienie premiera Tuska. Wygłoszone wedle najgorszych wzorców poprzedników, czyli "bez żadnego trybu". A dokładnie, to nawet wbrew konstytucji. Bo przecież jej artykuł 140. stanowi wyraźnie, że "orędzia prezydenta nie czyni się przedmiotem debaty". Ale przecież nie chodzi tylko o słowa. Rzecz jest poważniejsza. Uśmiechnięta Polska nie dowozi na bardzo wielu polach. Problemy państwa Tuska Po pierwsze. Wyczerpuje się im paliwo anty-PiS-izmu. Oczywiście są jeszcze jego najgłębsze zapasy. Można zawsze aresztować Jarosława Kaczyńskiego albo Antoniego Macierewicza (bo kto zabroni?). Można bardziej zdecydowanie przeć ku postawieniu przed Trybunałem Stanu prezesa NBP. Można pokusić się o jakąś grubą zniewagę wobec Pałacu Prezydenckiego. Wszystko to doda uśmiechniętym chwilowego rauszyku. Znów zaszumi w głowach, jak za dawnych dobrych dni. Ale przecież każdy geolog wie, że dobywanie surowca z coraz głębszych i głębszych pokładów wiąże się ze stałym wzrostem kosztu inwestycji. I w pewnym momencie trzeba sobie zacząć stawiać pytanie o opłacalność takiego przedsięwzięcia. W PiS można rzecz jasna walić jak w bęben do końca świata i o jeden dzień dłużej. Pytanie tylko, co ma być tym celem? Zadowolenie twardogłowych wyborców? Ale ich jest i będzie przecież coraz mniej. A może zniszczenie PiS-u na amen, żeby już nie zagrażał. Ale PiS na razie (mimo bezprecedensowych szykan politycznych, prawnych i finansowych) się jakoś nie załamał. Nie pękł. Nie słania się ostatkiem sił. I - co najważniejsze - nie uciekli od niego wyborcy. Największa siła opozycji wciąż ma poparcie na poziomie 30 procent. Z szansami na pójście w górę. Po drugie słychać już jakieś pierwsze pomruki niezadowolenia u swoich. To na razie pojedyncze głosy. A to publicysta z samego środka "uśmiechniętej" powie w odzyskanej TVP o putinowskich metodach Tuska i trzeba go potem usuwać z internetowych archiwów. To się jednak wylewa i jest chryja. Potem znów Komisja Wenecka (ciało, które kiedyś sam anty-PiS napuszczał chętnie na Kaczora-dyktatora) mówi w sprawie niezależności wymiaru sprawiedliwości zupełnie inaczej niż minister Bodnar. I znowu trochę głupio. Bo ileż można "szukać podstawy prawnej"? Wcale się nie zdziwię, jak w końcu sam Bodnar rzuci ręcznik i zażąda od premiera Tuska obiecanego bezpieczeństwa od odpowiedzialności prawnej za swoje posunięcia. Na przykład w ramach immunitetów europejskich instytucji. Problemów ciąg dalszy Po trzecie pojawia się coraz więcej uśmiechniętych afer. To oczywiście nieuchronne. Na to mocnych nie ma. Każda władza balansuje na granicy nepotyzmu, kumoterstwa i politycznej korupcji. Nierzadko ją przekraczając. Ale zawsze fajniej być tymi, co piętnują. Jak posłanka Gajewska, która przed wyborami chętnie rozliczała PiS-owców. A dziś sama stała się symbolem niepohamowanego sięgania po profity związane ze sprawowanie władzy. Takich przypadków będzie więcej. Nie wszyscy będą to dobrze znosili. Po czwarte, coś się kroi na lewicy. Razemki długo hamletyzowały. Wyciągnęła ich wreszcie za uszy do działania ich (aktualnie zawieszona) posłanka Paulina Matysiak. Ale faktyczne wyjście z roli parlamentarnego zaplecza (i żyranta) rządu Tuska to jest to, czego chcą "partyjne doły". A co było odkładane przez wierchuszkę partii. Ale to się kończy. Oczywiście to wciąż nie jest dla Tuska żadna utrata większości, ale jakaś wyrwa na spójnej fasadzie "15 października" już tak. Jak w tej sytuacji zachowa się Lewica? Czy da się (jak chce przewodniczący Czarzasty) całkowicie skonsumować Koalicji Obywatelskiej? Czy jednak pojawi się zrozumienie, że w takim układzie koniec kadencji będzie końcem politycznej kariery 3/4 obecnego klubu? A wraz z nimi więcej energii odśrodkowej? Po piąte, uśmiechnięci zaczynają być memiczni. To też nic niezwykłego. Każda władza tak ma, że się z niej potwornie śmieją. Ale to trzeba umieć znosić. Ostatnie wojny o trendy w social mediach (coraz częściej wygrywane przez stronę śmieszkującą z uśmiechniętych) pokazują też, że blednie wiara w armie internetowych trolli zarządzane przez pewnego posła KO znanego z wysokiego wzrostu. Sam pan Roman jest też przedmiotem nieprzebranych i niewybrednych memów i dowcipasów. To podważa wiarę w potęgę silnorazemowej piąchy. Wielu w obozie rządzącym nie będzie umiało tego znieść. Niejeden zacznie się robić nerwowy. I wreszcie po szóste. Donald Tusk nie umie tego wszystkiego przykryć kapeluszem. Nie umie wrzucić do gry dużej narracji. Nie potrafi opowiedzieć swoim i obcym "po co" właściwie była ta zmiana sprzed roku. Żeby odsunąć Kaczyńskiego od władzy? Serio to ma być ta intrygująca opowieść dla milionów Polek i Polaków na najbliższe lata? Rafał Woś ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!