Magda Sakowska, korespondentka Polsat News i Interii w Stanach Zjednoczonych: Szczyt w Waszyngtonie odbywa się w 75. rocznicę powstania NATO - w jakim stanie jest dzisiaj Sojusz po tych wszystkich latach? Ian Brzezinski, specjalista ds. obronności i polityki międzynarodowej, ekspert The Atlantic Council: - Ten szczyt będzie w pewnym sensie świętowaniem tych lat, bo to jest Sojusz, który odniósł sukces poprzez połączenie siły politycznej i militarnej. To jest przecież Sojusz, który wygrał zimną wojnę i to bez ani jednego strzału, a od tego czasu Sojusz sprawdzał się też już w przeróżnych sytuacjach. To także Sojusz, w którym znaczenie ma siła każdego z jego członków. Pod wieloma względami NATO jest w dużo lepszym stanie niż było chociażby cztery lata temu. Sojusz jest bardziej zjednoczony, jego zdolności militarne są wciąż ulepszane. Głównym tematem na szycie będzie dalsze wsparcie dla Ukrainy. Jest tutaj pytanie, czy NATO jest gotowe podjąć zdecydowane kroki, aby zapewnić Ukrainie to co konieczne, aby wygrała tę wojnę szybko i na swoich warunkach. I to, jaka decyzja w tej kwestii zostanie podjęta, będzie odzwierciedleniem prawdziwej siły Sojuszu. Podczas tego szczytu będą ogłoszone różne inicjatywy na rzecz Ukrainy - Sojusz chce szkolić więcej i szybciej ukraińskich żołnierzy, chce pomóc w modernizacji sprzętu ukraińskiej armii, aby była bardziej kompatybilna z siłami NATO. Czy według pana to kroki wystarczające, czy nie? - To wszystko kroki w dobrą stronę, ale niewystarczające. NATO już dawno powinno przejąć koordynację nad dostarczaniem Ukrainie wsparcia, powinno na większą skalę prowadzić szkolenia ukraińskich żołnierzy. Niestety te inicjatywy, które zostały zapowiedziane, że będą podjęte na szczycie, nie dadzą Ukrainie takiej przewagi, jaką powinna dostać. Jeśli Ukraina ma wygrać szybko i zdecydowanie, to Sojusz powinien dostarczyć Kijowowi dużo większą pomoc militarną, włączając w to zdjęcie wszystkich restrykcji dotyczących użycia sprzętu, jaki dostaje Ukraina wobec uzasadnionych celów militarnych na jej terenie, do tego powinny być dużo ostrzejsze sankcje nałożone na Rosję. Przydałaby się także agresywna kampania informacyjna, aby z odpowiednim przekazem dotrzeć do Rosjan i wreszcie Ukraina powinna dostać jasne wytyczne co do swojego członkostwa w NATO. Dlaczego, według pana, NATO nie jest jeszcze gotowe na wdrożenie takiego planu? - Sojusz boi się, że zostanie przekroczona czerwona linia, że Rosja poczuje się zbyt zagrożona, co mogłoby doprowadzić nawet do konfliktu nuklearnego. Ten lęk prześladuje Sojusz i powstrzymuje przed wystarczająco zdecydowanym działaniem. Moim zdaniem to jest wyolbrzymione zagrożenie. A jak pan ocenia dwustronne umowy, dotyczące bezpieczeństwa, które Ukraina podpisuje z różnymi krajami. Podczas szczytu ma podpisać takie umowy z około 20 państwami członkowskimi. Jakie jest znaczenie tych umów? - Są wyrazem politycznego wsparcia, dają przestrzeń do dalszego ekonomicznego i militarnego wsparcia. To wszystko jest oczywiście bardzo potrzebne, ale jednocześnie te umowy nie są wystarczająco precyzyjne, bo nie jest jasne, czy zawierają one konkretne zobowiązania co do wielkości pomocy militarnej czy finansowej. Ponownie to krok w dobrą stronę, ale niewystarczający, aby szybko pokonać Rosję. Wspomniał pan, że NATO jest silniejsze niż było kilka lat temu. Prezydent Joe Biden ciągle podkreśla, jak zjednoczony jest teraz Sojusz. Czy pana zdaniem jednak ta jedność nie jest krucha? - NATO jest zjednoczone, co do tego nie może być wątpliwości i za to należy się uznanie prezydentowi Bidenowi. Sojusznicy, szczególnie ci w Europie, poprawili swoje zdolności bojowe, ale rzeczywiście wojna w Ukrainie spowodowała, że pojawiły się pytania o polityczną siłę NATO, o stanowczość Sojuszu. Pytania o to, czy NATO jest gotowe wykorzystać swoją jedność, zdolności bojowe w taki sposób, aby zakończyć wojnę w Ukrainie, którą jednomyślnie Sojusz uznał za egzystencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy. To, co Sojusz zrobi, albo czego nie zrobi, będzie miało konsekwencje nie tylko dla przyszłości Ukrainy, ale dla całej Europy, bo będzie sygnałem dla tych polityków, którzy chcieliby realizować swoje ambicje, w tym terytorialne poprzez użycie brutalnej siły. Działania NATO pokażą im, co ujdzie im płazem, a za co zostaną rozliczeni. I będzie to także test sprawczości NATO. Pokaże, czy Sojusz jest tak samo efektywny teraz, jak był przez ostatnie 75 lat. Uczestnicy szczytu nie uciekną od tego, co dzieje się w amerykańskiej polityce, bo wynik wyborów prezydenckich w USA będzie miał olbrzymi wpływ na Sojusz. Czy według pana NATO jest gotowe na Trumpa 2.0? - Ten szczyt będzie zdefiniowany przez dwa tematy: pierwszy to oczywiście Ukraina, a drugi to próba zrozumienia przez polityków, którzy przyjadą na szczyt, tego, jaka jest przyszłość amerykańskiego zaangażowania w transatlantyckie relacje. Z jednej strony będą oceniać to, jaka jest realna siła Joe Bidena, z drugiej będą chcieli poznać obecne poglądy republikanów na NATO oraz będą starali się w pewien sposób przewidzieć wynik nadchodzących wyborów. Załóżmy, że Trump wygrywa wybory, wtedy na pewno usłyszmy krytykę pod adresem Sojuszu w jego wykonaniu. Myślę, że Sojusz jakoś zniesie te cztery lata. Piłka jest po stronie europejskich sojuszników. Ważne jest, jak oni odpowiedzą na ewentualną administrację Trumpa, czy zrobią to, co konieczne, aby zwiększyć trwałość NATO. Aby tę trwałość zwiększyć, Europa musi podnieść wydatki na obronność i Europa musi za wszelką cenę pomóc Ukrainie wygrać. Te dwa czynniki będą miały przemożny wpływ na to, jak Trump będzie spostrzegał NATO. Jeśli Ukraina będzie przegrywać, gdy Donald Trump doszedłby do władzy, to tylko wzmocni jego wszystkie negatywne odczucia wobec Europy. Jeśli Ukraina będzie wygrywać, to on będzie chciał być po zwycięskiej stronie, bo takie jest jego zachowanie. Czy jednak Europa, bez zdecydowanego wsparcia ze strony Ameryki, jest w stanie doprowadzić do zwycięstwa Ukrainy? - Jeśli Europa zacznie robić więcej, a Stany Zjednoczone utrzymają swój dotychczasowy poziom pomocy, to nie ma wątpliwości, że Ukraina dostanie narzędzia potrzebne do zwycięstwa. Wystarczy pomyśleć o braku równowagi sił pomiędzy NATO a Rosją. Sojusz ma o ponad 25 razy większy produkt krajowy brutto niż Rosja. Sojusz wydaje rocznie ponad 1,4 biliona dolarów na obronność, Rosja mniej niż 120 miliardów dolarów. NATO ma środki, pytanie czy ma tyle decyzyjności i stanowczości, by ich użyć. Powiedział pan: "Jeśli Stany Zjednoczone utrzymają swój dotychczasowy poziom pomocy". Czy pod rządami Donalda Trumpa ten poziom zostałby utrzymany, a może zmniejszony albo pomoc w ogóle przestałaby płynąć do Ukrainy? - Trudno jest przewidywać, co zrobi Trump, ale mogę powiedzieć, że jeśli utrzyma się impas w walkach w Ukrainie albo Kijów zacznie przegrywać, to prawdopodobieństwo zmniejszenia pomocy wzrasta, ale jeśli Ukraina się umocni, zwycięstwo będzie w jej zasięgu, to podejrzewam, że Trump utrzyma pomoc na poziomie, który jest teraz. Szczyt w Waszyngtonie będzie ostatnim, gdy to Jens Stoltenberg przewodzi Sojuszowi. Jego następcą zostanie Mark Rutte, były premier Holandii. O to stanowisko ubiegał się także prezydent Rumunii Klaus Iohannis, jednak nie dostał poparcia. Dlaczego według pana wciąż nikt z Europy Środkowo-Wschodniej nie może stanąć na czele NATO? - Jest wielu liderów z tej części Europy, którzy wykonaliby świetną robotę jako sekretarz generalny NATO. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej okazały się dużo bardziej prorocze w swoich przewidywaniach wobec Rosji i jej działań niż członkowie z innych regionów. Ja trzymałem kciuki za kogoś z Europy Środkowo-Wschodniej. Jednak Mark Rutte wykona dobrą robotę. On ma polityczne doświadczenie, zna europejskich i amerykańskich przywódców bardzo dobrze, a zarazem ma, moim zdaniem, w sobie sceptyczne podejście do Rosji i do Putina i myślę, że jest w tej grupie, która opowiada się za mocniejszą odpowiedzą na rosyjską inwazję na Ukrainę. Może on nie byłby moim pierwszym wyborem, ale to nie jest zły wybór. Czy pana zdaniem NATO przetrwa następne 75 lat? - Myślę, że przetrwa. Ma olbrzymie środki i zdolności, które służą jego członkom i to dają mu przewagę. To wszystko daje mi poczucie, że za 75 lat Sojusz nadal będzie istniał. Pytanie tylko czy NATO będzie miało w sobie zdolność korzystania z tej siły, którą reprezentuje. Dla Interii z Waszyngtonu, Magda Sakowska, Polsat News ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!