Ukraina na pewno nie ma nic wspólnego ze strzelaniną i eksplozjami w Crocus City Hall pod Moskwą - oświadczył w piątek wieczorem Mychajło Podolak, doradca prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Podolak zaznaczył w serwisie X, że Ukraina walczy z Rosją na polu bitwy od ponad dwóch lat i wszystko w tej wojnie będzie rozwiązane wyłącznie na polu bitwy. "Ataki terrorystyczne nie rozwiązują żadnych problemów" - dodał. "Ukraina nigdy nie uciekała się do wykorzystania metod terrorystycznych" - podkreślił. "W przeciwieństwie do samej Rosji, która wykorzystuje ataki terrorystyczne w obecnej wojnie przeciwko Ukrainie i wcześniej w swojej historii atakowała własnych obywateli, by rozpocząć następnie 'akcje antyterrorystyczne' wobec protestujących grup etnicznych" - kontynuował. Strzelanina pod Moskwą. "Nie ma najmniejszej wątpliwości" Podolak przypomniał też, że zagraniczne ambasady w Moskwie ostrzegały przed możliwymi atakami. "Podsumowując, nie ma najmniejszej wątpliwości, że wydarzenia na przedmieściach Moskwy przyczyną się do gwałtownego wzrostu propagandy wojskowej, przyspieszonej militaryzacji, szerokiej mobilizacji i w końcu intensyfikacji wojny" - napisał. "Wydarzenie to może być też wykorzystywane do usprawiedliwiania ataków na ukraińskich cywilów" - dodał. - To świadoma prowokacja służb specjalnych Putina, przed którą ostrzegała wspólnota międzynarodowa. Kremlowski tyran od tego zaczynał swoją karierę i takimi samymi zbrodniami wobec własnych obywateli chce ją zakończyć - powiedział z kolei przedstawiciel ukraińskiego wywiadu Andrij Jusow serwisowi Ukraińska Prawda. Strzelanina pod Moskwą. Ukraina: To prowokacja Władimira Putina W piątek przed koncertem zespołu Piknik do sali Crocus City Hall w Krasnogorsku wtargnęli uzbrojeni mężczyźni. W budynku doszło do eksplozji, wybuchł pożar. Według rosyjskich kanałów zbliżonych do struktur siłowych w ataku zginęło co najmniej 40 osób, a 130 zostało rannych. Informacja o strzelaninie pojawiła się w piątek po godz. 18. (czasu polskiego). Pojawiły się także doniesienia o eksplozji. Po godz. 19 agencja Reutera, powołując się na Interfax, przekazała, że doszło do drugiego wybuchu. Według korespondenta propagandowej rosyjskiej agencji Ria Nowosti sprawcy mieli wykorzystać granat lub bombę zapalającą, co wywołało pożar. Jednocześnie media społecznościowe zaczęły obiegać filmy i zdjęcia, na których widać uzbrojonych i zamaskowanych mężczyzn. W kolejnych minutach niektóre źródła zaczęły donosić, że część sprawców zabarykadowała się w budynku. Z kolei po godzinie 20 czasu polskiego Ria Nowosti powiadomiła, że dach sali koncertowej zaczął się zawalać. Nadal trwa ewakuacja ludzi, na miejsce dotarła także policja. Kilkadziesiąt minut po pierwszych informacjach o strzelaninie, krótkie oświadczenie wydała rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rosji. Marija Zacharowa stwierdziła, że resort odbiera telefony od osób poruszonych tragedią. Strzelanina pod Moskwą. Ambasady alarmowały o ryzyku ataków Niezależne rosyjskie media zwracają uwagę, że dwa tygodnie temu ambasada USA w Rosji ostrzegała przed planami ataku "ekstremistów" w Moskwie, w tym na koncertach. Władimir Putin odpowiedział, że wygląda to na "szantaż i próbę zastraszenia, zdestabilizowania" rosyjskiego społeczeństwa. W ślady Stanów Zjednoczonych poszły wtedy rządy innych krajów, o czym informowaliśmy w Interii 9 marca. Do alertów wydawanych przez placówkę dyplomatyczną USA przyłączyły się także władze Łotwy, Kanady, Korei Południowej, Szwecji, Niemiec i Czech. *** Przeczytaj również nasz raport specjalny: Wybory samorządowe 2024. Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!