- Filipiny nie zwykły wywoływać wojen i zawsze będą starały się rozwiązywać spory w pokojowy sposób- powiedział przywódca azjatyckiego kraju w przemowie skierowanej do wojskowych. Prezydent Marcos odwiedził graniczącą z Morzem Południowochińskim wyspę Palawan, gdzie odznaczył pełniących tam służbę marynarzy, którzy brali udział w ostatnich starciach z Chińczykami. - Pozostajemy niezłomni. Naszego spokojnego i pokojowego usposobienia nie należy mylić z przyzwoleniem - zapewnił filipiński prezydent. Choć Ferdinand Marcos Jr bezpośrednio nie wymienił Chin, to podkreślił, że na spornym akwenie dochodzi do intensywnych prowokacji i wezwał mundurowych do zachowania powściągliwości. - Wykonując nasze obowiązki, nie będziemy uciekać się do siły ani zastraszania, ani też celowo wyrządzać nikomu krzywdy - powiedział Marcos, zastrzegając, że Manila zawsze będzie korzystała z uprawnień, które daje jej prawo międzynarodowe. Odnosząc się do współzawodnictwa Chin i Stanów Zjednoczonych podkreślił, że Filipiny nie dadzą się skłonić do opowiedzenia się po jednej ze stron globalnej rywalizacji. Morze Południowochińskie. Najgroźniejszy incydent w ostatnich miesiącach W ostatnim czasie na Morzu Południowochińskim wielokrotnie dochodziło do starć pomiędzy chińską strażą przybrzeżną a filipińskimi rybakami i marynarzami. Najpoważniejsza w ostatnich miesiącach utarczka zdarzyła się w ubiegły poniedziałek, 17 czerwca. Filipińskie siły podjęły wówczas próbę przeprowadzenia misji zaopatrzeniowej do swojego posterunku na okręcie BRP "Sierra Madre", od 25 lat unieruchomionym na atolu w spornym archipelagu Spratlejów. Funkcjonariusze chińskiej straży przybrzeżnej otoczyli łodzie, na których znajdowali się żołnierze sąsiedniego kraju i - jak przekazał Pekin - próbowali dokonać ich "inspekcji". Na nagraniach wideo z zajścia, które opublikowały siły zbrojne Filipin, widać, że chińscy funkcjonariusze mieli ze sobą broń białą, w tym noże, topory i maczety, a jeden z nich groził toporem nieuzbrojonemu filipińskiemu żołnierzowi piechoty morskiej. W jednym z fragmentów można usłyszeć, jak chiński marynarz krzyczy w kierunku oponentów, że znajdują się na terytorium Państwa Środka. Chińczycy w czasie konfrontacji użyli głośnych syren i świateł stroboskopowych, a według Manili - także gazu łzawiącego, a następnie obrzucili Filipińczyków kamieniami i innymi przedmiotami. Filipiny poinformowały, że w czasie zajścia jeden z ich marynarzy stracił palec. Manila oskarżyła Chiny o piractwo i domaga się zwrotu "zrabowanych" przedmiotów, wśród których było siedem sztuk broni palnej. Działania Chin potępiły Stany Zjednoczone, Unia Europejska, Japonia i Australia. Z kolei Pekin i Manila przerzucają się odpowiedzialnością, oskarżając się wzajemnie o eskalowanie napięć. Chiny wzywają do dialogu Chiny zakwestionowały relację Filipin, a rzecznik ministerstwa spraw zagranicznych Lin Jian stwierdził, że środki podjęte przez straż przybrzeżną były zgodne z prawem, profesjonalne i "bez zarzutu". Cytowany w piątek przez państwową agencję informacyjną Xinhua, wezwał sąsiadów, by zaprzestali "naruszeń i prowokacji" i powrócili na "właściwą drogę" dialogu i konsultacji. Z kolei partyjny tabloid "Global Times" zaprezentował wykonane nocą nagrania, które według Chińczyków pokazują, jak przebrani za rybaków filipińscy marynarze dostarczają na "Sierra Madre" materiały budowlane. Chińskie media państwowe konsekwentnie twierdzą, że atol, w pobliżu którego doszło do starcia, znajduje się na terytorium podległym władzom w Pekinie i sprzeciwiają się utrzymywaniu tam przez Filipiny posterunku. Atol leży około 200 kilometrów od należącej do Filipin wyspy Palawan i ponad tysiąc kilometrów od najdalej na południe wysuniętej chińskiej prowincji Hainan. Rosnące napięcia w Azji Ostatnie działania Państwa Środka skrytykowały Stany Zjednoczone, zapewniając Manilę o "żelaznych" gwarancjach bezpieczeństwa wynikających z amerykańsko-filipińskiego traktatu obronnego. Filipińczycy sygnalizują jednak, że nie ma na razie wystarczających podstaw do powołania się na zapis o wzajemnej obronie. Filipiny są - obok Japonii i Korei Południowej - najważniejszym regionalnym sojusznikiem USA, które za czasów prezydentury Donalda Trumpa otwarcie określiły Chiny jako swojego strategicznego konkurenta. Odkąd dwa lata temu na fotelu prezydenta Filipin zasiadł Ferdinand Marcos Jr, państwo to zaczęło prowadzić wobec znacznie większych Chin śmiałą politykę, ujawniając udokumentowane nagraniami przypadki nękania swoich łodzi, kutrów i okrętów na Morzu Południowochińskim. Władze w Pekinie uważają za swoją własność niemal całe strategicznie położone i bogate w zasoby morze, w tym wody Filipin, Wietnamu, Malezji i Brunei. Granice pretensji, oznaczane tak zwaną Linią Dziewięciu Kresek, sięgają ponad 1,5 tys. kilometrów od Chin kontynentalnych. Krytycy chińskich roszczeń zwracają uwagę, że działania Pekinu, który chce objąć kontrolą cały ten obszar, są niezgodne z konwencją Narodów Zjednoczonych o prawie morza oraz z wyrokiem Stałego Trybunału Arbitrażowego w Hadze z 2016 roku. W ostatnich miesiącach między sąsiadami wielokrotnie dochodziło do starć, w których obrażenia odnosili rybacy i marynarze. W tym miesiącu Chiny wprowadziły nowe regulacje, przyznając sobie prawo do aresztowania na 60 dni cudzoziemców, którzy "wtargnęliby" na wody, które Pekin jednostronnie uważa za własne. W odpowiedzi w Manili doszło do antychińskich protestów, w czasie których spalono portret Xi Jinpinga. Z Bangkoku dla Interii Tomasz Augustyniak