Wiwatujące tłumy, Pjongjang obwieszony rosyjskimi flagami, ulice przyozdobione portretami Władimira Putina - tak 19 czerwca stolica Korei Północnej witała prezydenta Rosji. Witała rosyjskiego przywódcę pierwszy raz od 24 lat. O znaczeniu tej wizyty rozmawiamy z Karolem Starowiczem z Zakładu Pozaeuropejskich Studiów Politycznych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Nasz rozmówca śledził z bliska przebieg negocjacji przywódców, aktualnie przebywa w sąsiedniej Korei Południowej. - Prezydent Putin został przywitany z wielką pompą. Mam nawet wrażenie, porównując zdjęcia i fotorelacje z wizyty Xi Jinpinga, że Putin jest przez Kim Dzong Una witany bardziej uroczyście. W mojej ocenie spotkanie było odpowiedzią na rozwinięcie sojuszu Stanów Zjednoczonych, Korei Południowej i Japonii - mówi Interii Starowicz. W ubiegłym roku przywódcy trzech wymienionych państw spotkali się w Camp David, gdzie zadeklarowali pogłębienie swojej współpracy w zakresie bezpieczeństwa morskiego, utworzenia wspólnego systemu detekcji rakiet, kooperacji wywiadowczej i połączonych ćwiczeń flot. Teraz Władimir Putin opracował plan odpowiedzi na tę inicjatywę, w którym kluczowe znaczenie ma kontekst zbliżających się wyborów prezydenckich w USA. Rosja chce zmęczyć Stany Zjednoczone. Putin wykorzysta Kima - Współpraca pomiędzy Koreą Północną i Rosją to jest nic innego jak policzek wymierzony Stanom Zjednoczonym i Korei Południowej, ponieważ te dwa państwa tracą inicjatywę na Półwyspie Koreańskim - wskazuje Starowicz i zaznacza, że inicjatywy pokojowe w regionie są całkowicie zawieszone. - Proces denuklearyzacji jest odłożony w czasie. Pamiętamy wizyty Trumpa, wielkie szczyty w Singapurze, Hanoi. Ale od tamtej pory nic się nie zmieniło. Biden próbował licznymi kanałami dotrzeć do Kim Dzong Una. Ten z kolei obrał strategię przeczekania administracji Bidena. Nie jest wykluczone, że jeśli Donald Trump powróci na stanowisko prezydenta, to negocjacje będą wznowione. Jeśli Trump nie zostanie prezydentem, to Kim będzie czekał, wiedząc, że ma wsparcie Rosji - uważa nasz rozmówca. - Podczas spotkania z Putinem Kim użył sformułowania "jesteśmy towarzyszami broni". Rysuje się tutaj partnerstwo strategiczne, o sojuszu nie ma mowy. Putin potrzebuje Korei Północnej i innych państw, które staną z nim w jednej linii przeciwko Zachodowi. A Pjongjang ze swoim potencjałem militarnym, nuklearnym jest świetną kartą przetargową w relacjach z USA - dodaje Starowicz. W tym miejscu dochodzimy do sedna sprawy, czyli praktycznego wymiaru planu Putina wobec USA. - Jeśli rosną prowokacje na Półwyspie Koreańskim, to rośnie zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w regionie. Ale to z kolei może spowodować tzw. przeciążenie militarne Stanów Zjednoczonych. USA są zaangażowane w Europie, na Bliskim Wschodzie, doszła kwestia Tajwanu. Teraz jeszcze Półwysep Koreański. Chodzi o to, żeby zmęczyć Stany Zjednoczone. A tam zbliżają się wybory. Dla Kima czy Putina kto był lepszym partnerem w rozmowach? Dobrze pamiętamy - pyta retorycznie Starowicz, wskazując na Donalda Trumpa. Coś za coś, czyli polityka "sprytnego pragmatyka" Strategiczne partnerstwo Moskwy i Pjongjangu ma dawać obopólne korzyści. - Arsenał militarny Korei Północnej będzie źródłem, magazynem broni dla Federacji Rosyjskiej. Na przykład w wojnie na Ukrainie. Korea będzie dostarczać broń. Mówimy nie tylko o amunicji, ale też rakietach średniego i krótkiego zasięgu. Korea Północna wykorzystuje fakt tej wojny i Kim jako że jest sprytnym pragmatykiem, będzie starał się coś na tym ugrać. Chodzi o pomoc gospodarczą i humanitarną - wyjaśnia nasz rozmówca. Korzyści Pjongjangu ze współpracy z Putinem to kolejny argument dla tezy o blokadzie aktualnej administracji w Waszyngtonie. - Warto pamiętać, że Biden z prezydentami Korei Południowej zaoferowali Kimowi pomoc podczas pandemii koronawirusa. Korea Północna absolutnie się od tego odcięła, stwierdzając, że żadnej pomocy nie potrzebuje. Natomiast Rosjanie zaoferowali tę samą pomoc i Kim ją przyjął - podkreśla Starowicz. To nie wszystko, bo Kim Dzong Un liczy nie tylko na pomoc humanitarną. - Handel surowcami jak najbardziej wchodzi w rachubę. Zwłaszcza, że Putin powiedział jedną ważną rzecz: zrobimy wszystko, żeby poluzować sankcje gospodarcze i żeby przywrócić pewne metody płatnicze. Z uwagi na program nuklearny oraz program rakietowy Korea Północna została odizolowana i nałożono na nią sankcje. Teraz Putin zrobi wyłom w tych sankcjach i prawdopodobnie będzie starał się wpłynąć na handel z Koreą Północną. Rosjanie zaoferują swoje usługi handlowe, wykorzystanie surowców oraz swoich inżynierów - komentuje rozmówca Interii. Zaawansowani specjaliści są Kimowi potrzebni chociażby we własnym programie satelitarnym, którego ostatnie próby kończyły się kolejnymi porażkami. Chiny musiały wybrać. Putin to wykorzystał Zwiększona współpraca Rosji i Korei Północnej ma również wątek chiński. Przypomnijmy, rosyjski przywódca odwiedził Pjongjang po raz pierwszy od 24 lat. Do tej pory Pekin skutecznie blokował poważniejsze inicjatywy Rosji na Półwyspie Koreańskim, dostrzegając w nich zagrożenie dla własnego bezpieczeństwa. - Chiny patrzą na wizytę Putina z pewnym niepokojem. Tam, gdzie Chińczycy nie mogą dać swojego poparcia, wchodzi Federacja Rosyjska - wskazuje Starowicz. Dla Pekinu priorytetem stała się integracja z Zachodem, a ten nie akceptuje polityki zbrojeniowej Korei Północnej. - Chińczycy z uwagi na interesy w Europie starają się utrzymać swoją aktywność na Półwyspie Koreańskim, jeśli chodzi właśnie o utrzymanie sankcji gospodarczych. Natomiast Rosjanie nie mają nic do stracenia. Będą Kima kusić różnymi formami współpracy. A jego reżim cały czas cierpi przez sankcje, więc będzie z tego korzystał - tłumaczy nasz rozmówca. Jednoczesne odizolowanie Rosji na arenie międzynarodowej tworzy sytuację, w której objęty sankcjami reżim Kim Dzong Una otrzymał nowe możliwości. - Wydarzenia w Korei Północnej przypominają historię, kiedy Mao Zedong i Nikita Chruszczow rywalizowali o względy Kim Ir Sena (dziadka Kim Dzong Una - red.). On oczywiście działał tak, by być niezależnym od Rosji i Chin. Natomiast Kim Dzong Un wydaje się być pragmatykiem na zasadzie: będziemy współpracować z tym, kto da nam więcej - uważa Karol Starowicz. Jakub Krzywiecki ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!