Młodzi gniewni kontra starzy bogaci. Emerytalna awantura w Niemczech
Komu zabrać - przed takim wyborem stają Niemcy, reformując system emerytalny. Młodzi, chadeccy posłowie zbuntowali się przeciwko kanclerzowi Friedrichowi Merzowi. Ten odpowiedział szantażem, grożąc, że jeśli nie zagłosują za ustawami emerytalnymi, to będą odpowiadać za upadek całej Unii Europejskiej.

W skrócie
- Młodzi posłowie CDU/CSU buntują się przeciw reformom emerytalnym kanclerza Merza, argumentując, że obecny system nadmiernie obciąża młodsze pokolenia i może prowadzić do kryzysu finansowania emerytur.
- Rosną wydatki budżetowe Niemiec na emerytury, które już teraz przekraczają nakłady na infrastrukturę czy obronność; obciążenie budżetu pogłębia się wraz ze starzeniem się społeczeństwa.
- Coraz głośniej pojawiają się propozycje radykalnych zmian systemu emerytalnego, m.in. podatków dla obecnych emerytów, jednak spotykają się one z silnym oporem starszego pokolenia.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
"Kanclerz Friedrich Merz podkreślił powagę sytuacji podczas spotkania, wskazując, że Niemcy są jednym z niewielu krajów w Europie ze stabilnym rządem. Jeśli głosowanie w piątek zakończy się fiaskiem, doprowadzi to do destabilizacji Niemiec i Europy" - doniósł w środę 3 grudnia 2025 portal informacyjny Tagesschau.de.
Oto "Junge Gruppe" złożona z 18 posłów CDU/CSU, w której żaden nie ukończył jeszcze 35 lat, wypowiedziała na początku tygodnia posłuszeństwo kanclerzowi. Gdy w poniedziałek Merz zaordynował swej frakcji parlamentarnej przeprowadzenie głosowania próbnego nad ustawami emerytalnymi, usłyszał od posła Johannesa Winkela: "Jako Grupa Młodych uważamy pakiet emerytalny za niedopuszczalny". Tak zaczęła się awantura.
Sądny dzień w Bundestagu
W piątek Bundestag ma przyjąć trzy ustawy korygujące funkcjonowanie systemu emerytalno-socjalnego w RFN. Właściwie musi, bo przeprowadzone przez rząd symulacje wskazują, że od 2026 r. wysokość emerytur, naliczanych wedle obecnych reguł, zacznie spadać. Do tej pory utrzymywała się na poziomie 48 proc. średnich zarobków Niemców. Ale teraz, bez dosypania do systemu dodatkowych środków, nożyce zaczną się rozwierać.
Tymczasem w 2026 roku odbędzie się w Niemczech aż pięć wyborów landowych. Jednocześnie AfD regularnie wyprzedza w sondażach chadeków. Zważywszy jak liczną grupą wyborców tworzą starsze osoby, rzecz nierozsądną ze strony partii rządzącej byłoby zlekceważenie ich samopoczucia. Zetknięcie się z coraz niższymi po 2026 r. emeryturami na pewno popsułoby humor wielu rocznikom Niemców w wieku przedemerytalnym.
Zatem Merz uzgodnił z koalicyjnym SPD pakiet trzech ustaw, które zagwarantują, że do 2031 r., wysokość nowo naliczonych świadczeń emerytalnych nie spadnie poniżej owych 48 proc. średnich zarobków. Wszystko dzięki zwiększeniu dotacji z budżetu federalnego i od innych instytucji, przekazywanych 16 kasom emerytalnym zrzeszonym w Deutsche Rentenversicherung (DRV).
Do tego kanclerz dodał w trzech ustawach: emerytury dla matek, rozszerzenie prywatnych ubezpieczeń i zachęty finansowe, mające przekonać pracowników, by po wejściu w wiek emerytalny nadal pozostawali na rynku pracy.
I wszystko by szło zgodnie z planem, gdyby nie weto "Grupy Młodych". Choć jest ich garstka, ich głos ma znacznie.
"Sześciu z nich musiałoby prawdopodobnie zagłosować za pakietem w Bundestagu, aby koalicja CDU/CSU-SPD uzyskała większość. W głosowaniu kontrolnym podczas wtorkowego posiedzenia frakcji parlamentarnej liczba głosów 'nie' wyniosła od 10 do 20" - donosi Tagesschau.de.
Na ten demonstracyjny sprzeciw Merz odpowiedział szantażem, mówiąc "młodym" wprost, że jeśli w piątek zagłosują przeciwko i pakiet ustaw nie przejdzie, wówczas biorą na siebie odpowiedzialność za ewentualny upadek rządu, a być może i całej Unii Europejskiej.
Wywarcie na buntownikach aż tak mocnej presji zapewne złamie opór. Ale nawet jeśli Bundestag wprowadzi planowane korekty do niemieckie systemu emerytalnego, nie zapobiegnie to jego kryzysowi, tylko odsunie go w czasie. Od zmian nie da się bowiem już uciec.
Na co nie stać Niemców
- Po prostu nie możemy sobie dłużej pozwolić na obecny system. Przez lata żyliśmy ponad stan - mówił Friedrich Merz 30 sierpnia 2025 r. w Bonn na zjeździe CDU Nadrenii Północnej-Westfalii i zapowiedział wdrożenie w Niemczech gruntownej reformy emerytalnej. - To będzie oznaczać bolesne decyzje, cięcia budżetowe - ostrzegał.
Po trzech miesiącach cięcia zastąpił wzrost wydatków. Choć nie tylko kanclerz uważa, że Niemców na to już nie stać. Dokładnie to samo powtarzają regularnie ekonomiści, osoby ze świata biznesu oraz think-tanki, zajmujące się prognozami ekonomicznymi.
Wedle wyliczeń Niemieckiego Instytutu Ekonomicznego (IW) dziś średnio 1,66 składkowiczów musi w RFN finansować jednego emeryta. Do roku 2036 proporcja ta spanie do średniej 1,33 składkowiczów na emeryta.
W 2025 r. RFN wyda na federalne inwestycje w infrastrukturę i neutralność klimatyczną rekordową kwotę 115 mld euro. Na obronność przeznaczy 62 mld euro. A na dopłatę do emerytur - 121 mld euro. W przyszłym roku wyniesie już 128 mld i będzie tylko rosła i rosła. Przy całkowitych dochodach budżetu wynoszących ok. 421 mld euro.
Zważywszy że wzrost gospodarczy Niemiec od kilku lat oscyluje wokół zera, wniosek z tego zestawienia jest dość oczywisty.
- Gospodarka państwa o długoterminowym wzroście na poziomie 0,5 proc. nie jest w stanie utrzymać państwa opiekuńczego - oznajmił pod koniec września 2025 były główny ekonomista EBC Otmar Issing w wywiadzie udzielonym "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Ta diagnoza dotyczy nie tylko Niemiec. W podobne sytuacji znajduje się większość krajów w Unii. Przy czym to samo nieszczęścia ma różne oblicza. Polska może pochwalić się niezłym wzrostem gospodarczym, ale niweluje ten sukces katastrofalna zapaść demograficzna. Współczynnik dzietności we Francji nadal nie jest taki zły - 1,66 (w Polsce 1,09), lecz gdy PKB rośnie o więcej niż 1 proc. rocznie, wszyscy nad Sekwaną wiwatują. Tak czy inaczej budżety państw zaczynają się chwiać pod ciężarem regularnie dotowanego systemu emerytalnego. De facto środki na niego zdobywa się za sprawą sukcesywnego wzrostu długu.
Tymczasem właśnie doszła konieczność zbrojenia się na potęgę. W tym momencie Niemcy stają się laboratorium, w którym szuka się odpowiedzi co do przyszłości państwa opiekuńczego. Jest ona niezwykle ważna dla wszystkich krajów w Europie, bo będą musiały się zmierzyć z dokładnie tym samym zagadnieniem. A kontrolowana zmiana zawsze jest lepsza od niekontrolowanego upadku.
Młodzi się radykalizują
Za Odrą eksperci mówią o konieczności podniesienia wieku emerytalnego oraz wysokości składek. Czasami dodaje się jeszcze likwidację świadczeń specjalnych, jak np. wcześniejszych emerytur, dodatkowo obciążających system. Jednak każdy z tych pomysłów zderza się z olbrzymi oporem materii. Są nią wyborcy niewykazujący najmniejszej ochoty, żeby brać na siebie koszty zamożności obecnych emerytów, aby następnie móc samemu z emerytury skorzystać o wiele później od nich.
Politycy, wsłuchujący się w głos ludu, wstrzymują zmiany. W końcu w Polsce były one jedną z głównych przyczyn utraty władzy przez Platformę Obywatelską w 2015 r. Dziś we Francji podniesienie wieku emerytalnego przez prezydenta Emmanuela Macrona wzbudziło taką wściekłość, iż rozsadza ona fundamenty V Republiki. Zatem Niemcy szukają cały czas nowych recept, akceptowalnych dla ludzi w wieku produkcyjnym. I młodsze pokolenie zaczyna je znajdować, co powoduje, że starszemu uśmiech znika z twarzy.
Niemiecki Instytutu Badań Ekonomicznych (DIW) latem zaproponował wprowadzenie: "dopłaty solidarnościowej", obejmującej pokolenie wyżu demograficznego. Każdy emeryt odprowadzałby podatek w wysokości 10 proc. od swej emerytury. Przy czym kwota do 1 tys. euro byłaby wolną od podatku. Uzyskane tak przychody przeznaczano by na dopłaty do nowych, niższych emerytur.
- Pokolenie wyżu demograficznego powinno ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje. Mieli niewiele dzieci, a liczba godzin pracy nieznacznie wzrosła wraz ze wzrostem średniej długości życia. Dlatego powinni zapewnić innym rekompensatę finansową - oświadczył prezes DIW prof. Marcel Fratzscher w rozmowie z "Süddeutsche Zeitung".
Jego koncepcja spotkała się ze zmasowaną krytyką SPD oraz starszego pokolenia. Natomiast młodsi odbiorcy uznali ją za bardzo inspirującą. Ciekawszą nawet od postulowanego przez Zielonych specjalnego podatku emerytalnego, nałożonego na zyski kapitałowe, czyli:
- płaconego od odsetek z lokat bankowych,
- zysków giełdowych
- czy dochodu przynoszonego przez obligacje i fundusze inwestycyjne.
To dopiero początek nowych pomysłów, których wspólnym mianownikiem jest to - komu zabrać, żeby niemiecki emeryt mógł nadal wieść bezpieczne życie i wszyscy uznawali to za sprawiedliwe.
Zważywszy na rosnącą sprzeczność interesów pokoleń, osiągnięcie obu tych celów wydaje się niemożliwe. Jednak zmiany nadejdą. Skoro więc 150 lat temu bismarckowski system ubezpieczeń społecznych stał się wzorcem dla Europy, tak i obecne, nowatorskie koncepcje, jak zmienić codzienność niemieckich emerytów, mogą okazać się zaraźliwe dla całej Unii.
Andrzej Krajewski














