Rząd stanu Wiktoria zamknął na dwa tygodnie place budowy i zobligował wszystkich zatrudnionych w sektorze budowlanym do przyjęcia przynajmniej jednej dawki szczepionki do 23 września. Poinformował równocześnie, że przed 5 października będą oni musieli przedstawić zaświadczenie o zaszczepieniu lub zostaną zwolnieni z pracy. Decyzja ta doprowadziła do burzliwych demonstracji na ulicach Melbourne. Podczas poniedziałkowych protestów działacze związku związanego z branżą budowlaną zostali przez pracowników wepchnięci do siedziby Unii Budowlanej, Leśnej, Morskiej, Górniczej i Energetycznej (CFMEU). W ruch poszły butelki, puszki i palety. Robotnicy powybijali szyby w budynku, który oblali farbą. Policja użyła gumowych kul, by rozproszyć agresywny tłum. Ponad 60 osób zostało zatrzymanych. "Chaos w Melbourne" To był jednak dopiero początek, bo we wtorek pracownicy zorganizowali znacznie większe demonstracje i zupełnie zablokowali ruchliwą autostradę West Gate Freeway w Melbourne. Podczas "Wiktoriańskiego Rajdu Robotniczego o Wolność" krzyczeli słowo "codziennie", informując że będą protestować każdego dnia, aż do momentu, kiedy ich żądania - dymisja lokalnego rządu, zupełne zakończenie lockdownu w Australii, zniesienie nakazu szczepień i reżimu sanitarnego - zostaną spełnione. Protesty przybrały na brutalności, kiedy robotnicy weszli do Melbourne - budowlańcy otoczyli budynek lokalnego parlamentu, atakowali radiowozy, rzucali butelkami i kamieniami w uciekającą policję oraz zablokowali wszystkie ruchliwe ulice i mosty. Mundurowi próbowali odpowiedzieć gazem pieprzowym i granatami dymnymi, ale później - wyraźnie nie radząc sobie z sytuacją - aby rozproszyć demonstrantów zaczęto strzelać gumowymi kulami. Redaktor polityczny Sky News Andrew Clennell powiedział, że konflikt między policją a protestującymi "zamienił się w oblężenie". "Jedno z największych miast Australii pogrążone jest w chaosie" - komentował na bieżąco "The Australian", a w internecie udostępniono kilkaset nagrań ukazujących wstrząsające sceny walk. Rannych zostało 10 policjantów, zatrzymano ponad 200 osób. Wojsko na ulicach Również w środę doszło do kolejnych masowych demonstracji i walk z policją, za które zatrzymano 215 osób - informuje Reuters. W czwartek, aby zapobiec kolejnym rozruchom, władze wezwały na pomoc wojsko i wysłały setki silnie uzbrojonych policjantów na ulice. Mimo to nie udało się zapobiec zamieszkom i za udział w nich zatrzymano ponad 90 osób. - Po raz kolejny zachęcamy każdego, kto myśli o przybyciu do miasta bez zgodnego z prawem celu, aby został w domu i zastosował się do zaleceń dyrektora ds. zdrowia - powiedział rzecznik policji stanu Wiktoria. - Policja będzie nadal zapewniać bardzo widoczną obecność w całym mieście w nadchodzących dniach - dodał. Także zastępca komisarza Melbourne Ross Guenther ostrzega, aby "nie wychodzić na ulice miasta" i przekonuje, że mundurowi posiadają "odpowiednie zasoby" i przygotowują się na kolejne dni demonstracji. To początek rewolucji? Internauci określają atmosferę w Melbourne mianem bardzo napiętej. "To wygląda bardziej, jak początek rewolucji, niż demonstracja, czy strajk" - komentują. Nie odosobnione są również głosy, że "lepiej, żeby rząd się wycofał, bo inaczej zaryzykują rewolucję" - pisze inny. "Premier Morrison traci swój kraj. Australia stoi u progu prawdziwej rewolucji" - napisał na Twitterze użytkownik pod wiadomością o spotkaniu premiera Australii z Borisem Johnsonem. Łamali przepisy covidowe? Shane Patton, komisarz policji w stanie Wiktoria określił zachowanie robotników jako "haniebne". - Tłumy są dla tchórzy, którzy chcą ukryć swoją tożsamość - skrytykował osoby wywołujące zamieszki. Pielęgniarki stanu Wiktoria apelowały do demonstrantów, by "przestali myśleć wyłącznie o sobie" - informował "the Australian". Sektor budowlany może stanąć w obliczu kolejnych ograniczeń, w tym zawieszenia działalności. Władze stanowe ujawniły dane wskazujące, że nawet na 73 proc. terenach budowy łamano obowiązujące przepisy antycovidowe.