Po wyborach europejskich 2024 prezes Jarosław Kaczyński intensyfikuje działania, zmierzające do wyłonienia kandydata PiS na wybory prezydenckie w 2025 roku. Trwa sondowanie polityków z kierownictwa partii, koalicjantów, współpracowników, a także ludzi, zajmujących się sondażami. Wszystkim prezes PiS zadaje to samo pytanie: "Kto ma szanse?". Decyzję partia ma podjąć jesienią. Przy optymistycznym założeniu kandydata możemy poznać już we wrześniu. Listopad to najpóźniejszy termin, jaki daje sobie kierownictwo PiS. Kandydat PiS na prezydenta. Dwa warianty na stole Warianty, rozważane dziś w partii są dwa. Pierwszy to ten, w którym PiS stawia na "starego, politycznego wyjadacza", który daje gwarancję wejścia do drugiej tury. W tym kontekście przewijają się głównie dwa nazwiska byłych premierów: Mateusza Morawieckiego lub Beaty Szydło. Ten wariant ma jednak swoją zasadniczą słabość. O ile daje gwarancję wejścia do drugiej tury, to nie daje gwarancji zwycięstwa. Zarówno Morawiecki, jak i Szydło mogą być bowiem grillowani jako odpowiedzialni za to wszystko, co obecnie rządzący zarzucają rządom PiS. Poza tym, ich zdolność przyciągania niezdecydowanych i centrowych wyborców jest dosyć ograniczona, a to ta wąska grupa elektoratu może przesądzić w drugiej turze, kto zostanie prezydentem. Dlatego na stole leży też drugi wariant, bardziej ryzykowny - wystawienie kandydata, który nie jest tak rozpoznawalny i silnie z PiS łączony jak Morawiecki czy Szydło, ale dający szansę na pozyskanie w drugiej turze wyborców, którzy nigdy nie zagłosowaliby na "standardowego PiS-owca". To jak powtórzenie scenariusza z Andrzejem Dudą, choć w PiS jest obawa, że nie ma na dziś kandydata, który miałby cechy, które przesądziły o sukcesie obecnego prezydenta. Czyli z jednej strony pewne doświadczenie polityczne, a z drugiej umiejętności trybuna ludowego, który potrafi odnaleźć się w tłumie ludzi. Wybory prezydenckie 2025. Bolączka prezesa PiS Bolączka prezesa PiS polega na tym, że drugi wariant niesie ryzyko, że kandydat PiS nie wejdzie całkiem do drugiej tury. Zwłaszcza, jeśli w pierwszej turze kandydatów okołoprawicowych będzie kilku i głosy konserwatywnych wyborców rozłożą się pomiędzy nich. Na to nakłada się jeszcze jedna dyskusja, która już się toczy, a im bliżej decyzji o kandydacie na prezydenta, tym mocniej będzie wybrzmiewać: w jakim kierunku powinna iść kampania prezydencka PiS? Politycy Suwerennej Polski przekonują dzisiaj, że wybory europejskiej jasno wykazały, że wyrazistość i jasny prawicowy przekaz "są w cenie". Dowodem mają być bardzo dobre wyniki ziobrystów (Patryk Jaki, Jacek Ozdoba czy Sebastian Kaleta), ale także tych z PiS (Dominik Tarczyński czy Adam Andruszkiewicz).- Ziobryści przekonują, że kandydat, na którego postawi PiS musi mieć zdolność przyciągnięcia do siebie wyborców Konfederacji w drugiej turze. Dlatego to musi być ktoś bardziej pokroju Patryka Jakiego niż Tobiasza Bocheńskiego - słyszymy z okolic ulicy Nowogrodzkiej.Nie wszyscy są jednak przekonani, że taka strategia zadziała. - Wybory europejskie nie powinny być tu żadną wyrocznią, bo to są wybory twardych elektoratów. Jeśli na ich podstawie będziemy wyciągać zbyt daleko idące wnioski, popełnimy błąd. W wyborach prezydenckich kluczem do sukcesu będzie pozyskanie wyborców, którzy właśnie odchodzą od Trzeciej Drogi. I z całym szacunkiem, ale nie pozyska ich dla PiS ani Przemysław Czarnek, ani Patryk Jaki z jednej strony, ani Morawiecki czy Szydło z drugiej - analizuje jeden z naszych rozmówców. Prezes PiS, jak dodaje nasz rozmówca, ma tego świadomość, dlatego powtarza, że dawno wybór kandydata na prezydenta nie był tak trudny. - W 2015 roku ani prezes ani nikt nie wierzył w zwycięstwo Andrzeja Dudy. Prezes do dziś traktuje tamto zwycięstwo w kategoriach cudu. Dziś oczekiwania wobec PiS są inne. Że skoro wtedy się udało, to i teraz się uda, wystarczy postawić na właściwego konia. Jarosław Kaczyński czuje ten ciężar odpowiedzialności - przyznaje ważny w partyjnej hierarchii poseł PiS. Kto kandydatem PiS na prezydenta? Giełda nazwisk W rozmowach z politykami z kierownictwa partii można usłyszeć, że owszem nazwisko kandydata jest bardzo ważne, ale równie istotna jest opowieść, którą ten kandydat będzie sobą reprezentował. Tego mają przede wszystkim dotyczyć pogłębione badania fokusowe, które PiS przeprowadzi w ramach przygotowywania się do kampanii prezydenckiej. - Andrzej Duda miał swoją opowieść, którą idealnie potrafił sprzedać Polakom. Tak, że oni w nią uwierzyli i potraktowali jako własną opowieść. Musimy chociaż spróbować to powtórzyć - mówi nam jeden z polityków. Kiedy pytamy w PiS, kto konkretnie dziś jest na giełdzie nazwisk słyszymy różne pomysły. Prezes analizuje potencjalnych kandydatów pod względem ich wyników wyborczych, popularności, ale i aktywności internetowej. Ta ostatnia, zdaniem wielu, to przyczyna sukcesu kampanii młodych posłów PiS i Suwerennej Polski, a także dobrego wyniku Konfederacji. W grze pojawiają się nazwiska zarówno Kacpra Płażyńskiego (który w wywiadach deklarował, że nie ma ambicji kandydowania w wyborach prezydenckich), Tobiasza Bocheńskiego (który właśnie wywalczył mandat europosła), Waldemara Budy (zrobił bardzo dobry wynik w Łodzi, przeskakując lidera listy i zdobywając mandat europosła), Lucjusza Nadbereżnego (prezydenta Stalowej Woli, który w ostatnich wyborach wygrał w pierwszej turze), ale i innych mniej dziś kojarzonych samorządowców jak choćby 36-letni prezydent Otwocka Jarosław Margielski. Co jakiś czas "wpadają" też nazwiska osób całkiem spoza polityki jak choćby Karola Nawrockiego, obecnego prezesa IPN czy Marka Magierowskiego, obecnego ambasadora w Waszyngtonie. Jednak wobec osób całkiem spoza polityki i spoza partii sceptyczny jest prezes Kaczyński. - Wolałby jednak kogoś z partii, nawet jeśli z drugiego czy trzeciego szeregu, ale jakoś z nami związanego mocniej - przyznaje jeden z naszych rozmówców. Kampania prezydencka i walka o wpływy w PiS Bój o to, kto ostatecznie zostanie kandydatem PiS na prezydenta i z którego środowiska będzie się wywodził to także bój o to, kto ma większe wpływy wewnątrz partii. Z wyborów europejskich wzmocniony wyszedł Mateusz Morawiecki, którego najbliżsi współpracownicy wywalczyli mandaty, przeskakując liderów list. Dodatkowo jeden z jego najwiekszych wrogów, czyli Jacek Kurski odniósł w tych wyborach spektakularną porażkę. Powszechne jest więc przekonanie, że już podczas wieczoru wyborczego Morawiecki rozpoczął swoją kampanię prezydencką i będzie parł do tego, by zostać ogłoszony kandydatem. To miałoby go realnie wzmocnić w przyszłej walce o schedę na prawicy. - Nie wierzę, że Mateusz chce być prezydentem, to by go uziemiło w Pałacu, a on chce realnie mieć wpływ na rzeczywistość. Ale przy założeniu, że i tak tych wyborów nie wygra, ale wejdzie do drugiej tury, potwierdzi swoją popularność i pokaże, że jest numerem dwa w PiS i w kontekście walki o władzę na prawicy to miałoby sens - uważa nasz rozmówca. Widząc co się dzieje, przeciwnicy Morawieckiego ruszyli do ataku. Oskarżyli jego ludzi o celowe działanie na szkodę list i prowadzenie kampanii nakierowanych na własne wyniki, a nie wyniki całej formacji. Sęk w tym, że ten sam zarzut można skierować do... ziobrystów, którzy także mieli bardzo dobre wyniki indywidualne, więc jest to broń obosieczna. Pewne jest, że także Patryk Jaki, zastępujący Zbigniewa Ziobrę w roli szefa Suwerennej Polski nie zgodzi się na to, by Morawiecki został kandydatem PiS na wybory prezydenckie. I - jak słyszymy - Suwerenna Polska zrobi wiele, by temu zapobiec. Łącznie z groźbą wystawienia własnego kandydata przeciwko Morawieckiemu. Wybory prezydenckie 2025 i bój o przyszłość prawicy Prezes PiS ma więc świadomość, że choć wystawienie Morawieckiego lub Szydło wiąże się z mniejszym ryzykiem na zewnątrz, bo gwarantuje drugą turę, to jednocześnie niesie ze sobą ryzyko pogłębienia wewnętrznych wojen i podziałów. A nawet sabotowania kampanii prezydenckiej przez frakcję, która poczuje się poszkodowana. Dlatego coraz większe jest przekonanie w obozie prawicy, że w grze jest wariant numer dwa i kandydatem będzie "ktoś trzeci". - To nie musi być nawet kandydat "z kapelusza", ale to może być choćby Mariusz Błaszczak, który jakoś tam jest ustawiony pomiędzy zwaśnionymi frakcjami - wskazuje jeden z polityków, z którymi rozmawiamy. Przyznając jednocześnie, że wystawienie Błaszczaka byłoby równoznaczne z rezygnacją z walki o zwycięstwo. Jak do tych wszystkich dywagacji i wojny o wpływy na prawicy, której wszyscy politycy PiS się spodziewają, a niektórzy wręcz wyczekują mają się słowa prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który podczas wieczoru wyborczego mówił o jedności partii? Z naszych rozmów w PiS wynika, że Jarosław Kaczyński spróbuje powtórzyć manewr z wyborów parlamentarnych i samorządowych. Chce natychmiast przerzucić całą energię partii na kolejne wybory i na kolejną kampanię tak, by nikt nie miał czasu na rozliczenia i wewnętrzne przepychanki. Tym razem może to być jednak o wiele trudniejsze niż poprzednio. Emocje w partii są ogromne, a coraz więcej osób z poszczególnych środowisk ma poczucie, że kiedyś trzeba dokonać "ostatecznego rozrachunku" i zdecydować, w którym kierunku PiS i szerzej prawica ma zmierzać - w tym bardziej umiarkowanym, idąc po wyborców Trzeciej Drogi czy wręcz przeciwnie - bić się o miejsce na prawo z Konfederacją.Kamila Baranowska ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!