Jeszcze w ubiegłym tygodniu, w nieoficjalnych rozmowach z dziennikarzami i kolegami z partii, Robert Telus zbywał pytania o to, czy może zostać szefem resortu rolnictwa. - Nie, to nie dla mnie - odpowiadał z szerokim uśmiechem. Kilka dni później wiadomo już, że zostanie następcą Henryka Kowalczyka. Przed nim niełatwe zadanie, bo musi uspokoić rozwścieczonych rolników, unormować polski rynek zbóż, a do tego przekonać wieś do PiS przed nadchodzącymi wyborami. Chociaż - przynajmniej póki co - nazwiska Telusa nie potwierdziły oficjalnie władzy partii przy ul. Nowogrodzkiej, to zdaje się, że jego nominacja jest przesądzona. Czy to dobra decyzja? Politycy PiS, którzy na co dzień zajmują się rolnictwem, wiedzą, co trzeba teraz zrobić: przede wszystkim zatrzymać napływ ukraińskiego zboża. Dopiero później należy się skupić na wymianie kadry. W resorcie rolnictwa trzeba fachowców z doświadczeniem. "Dymisja to znak" - Żadna zmiana kadrowa nie da nic, dopóki nie będzie zmian systemowych i programu wspierającego polskich rolników. Problem z ukraińskim zbożem to sprawa, której od początku nie rozwiązano. Nie wiem, czy ktokolwiek ma obecnie receptę na załatwienie kłopotu - mówi Interii Teresa Hałas. - Tylko racjonalne podejście do rolnictwa, które za chwile może zniknąć, mogłoby coś zmienić. Zmiany kadrowe niewiele dadzą, potrzeba interwencji na poziomie unijnym i konkretnych decyzji - uważa. Senator Józef Łyczak, z wykształcenia rolnik a do tego właściciel gospodarstwa, nie ukrywa swojego zdania na temat obsady resortu rolnictwa w czasach Henryka Kowalczyka. - Byłem krytykantem tego zespołu. W większości kierownictwo resortu tworzyli humaniści. Różnicę robił wiceminister Lech Kołakowski, który jako jedyny znał się dogłębnie na rzeczy. To musi się zmienić - usłyszeliśmy od polityka PiS. Jaka jest recepta jednego z rolniczych specjalistów w partii rządzącej? - Postulowałem, żeby nie było sześciu wiceministrów i dyrektor generalny. Wystarczy trzech, którzy znają się na rolnictwie. Wierzę, że teraz tak będzie - opowiada senator. - W naszej branży ministrami i wiceministrami powinni być ludzie o kierunkowym wykształceniu rolniczym, z doświadczeniem praktycznym. Jeżeli ministrem rolnictwa i jego zastępcami byli prawdziwi rolnicy, dobrze się działo - dodaje Łyczak. Jarosław Sachajko, Kukiz’15: - Dymisja premiera Kowalczyka to znak. Może nie dla polskich rolników, ale Komisji Europejskiej i pozostałych szefów resortu rolnictwa Europy Środkowej oraz Ukrainy. Wszyscy widzą, że blokowanie naszych posunięć przez Zachód jest nieakceptowalne przez polski rząd - uważa. - Spodziewam się prawidłowego odczytania sprawy przez europejskich polityków, których Kowalczyk próbował w grudniu przekonać do prawidłowego podejścia odnośnie do importu zboża z Ukrainy - puentuje. Czytaj też: Olga Semeniuk-Patkowska: Dobrobytu mieszkaniowego nie będzie bez dbałości o Kościół Rolnicy ciągle niezadowoleni Interia jako pierwsza poinformowała, że rolnicy z "Oszukanej Wsi" zrywają porozumienie rolniczego okrągłego stołu, które podpisano w ubiegłym tygodniu. - Myśleliśmy, że minister podchodzi do nas poważnie. Okazało się co innego. Na granicy, jak szło (chodzi o import ukraińskich towarów - red.), tak idzie. Nawet przyspiesza. Żeby to sprawdzić, wystarczy podjechać do Hrubieszowa czy Dorohuska - powiedział nam Marcin Sobczuk, jeden z liderów protestu. Informacje od zamojskiego rolnika potwierdza Teresa Hałas, wybrana do Sejmu z lubelskiego Chełma: - Jestem z południowo-wschodniej Polski, rozmawiałam ze służbami na granicy. Transport zboża jest naprawdę ogromny i musimy mieć tego świadomość - powiedziała nam parlamentarzystka. - Mamy zawalone magazyny, rolnicy uwierzyli w wyższe ceny zbóż, chociaż przezorni sprzedawali surowiec po 1400 zł za tonę. Dziś cena wynosi 800 zł, a w niektórych miejscach nawet mniej. Dla ludzi to dramat. Oczywiście wiąże się to z wojną i inflacją, ale to niewiele zmienia - dodaje. Jakie rozwiązanie widzą posłowie? - Ukraińskie zboże powinno trafić do krajów afrykańskich czy bogatych państw, które na to stać. Co do samego surowca, mamy wyśrubowane normy. Jeśli chodzi o nadwyżki, powinniśmy zwiększyć produkcję alkoholu do paliw jak również używać zboża w energetyce zawodowej. Bo w tej chwili jest tańsze niż pellet - mówi Sachajko. - Pamiętajmy, że niebawem znowu nadejdzie zima, a węgiel będzie drogi. Trzeba podejmować odważne decyzje. Ufam w dobrą współpracę z ministrem Telusem. O ile otrzyma nominację. W komisji rolnictwa pracowało nam się dobrze. Wierzę, że przełoży się to na dobre relacje z szefem resortu rolnictwa - zapewnia. Niektórzy z naszych rozmówców nie wierzą, że Telus obejmie stanowisko ministra rolnictwa, bo jeszcze we wtorek mówiło się o kandydaturze Jana Krzysztofa Ardanowskiego, a partia oficjalnie nie podała następcy Kowalczyka. Niemniej, Robert Telus cieszy się raczej dobrą opinią wśród swoich kolegów z parlamentu. - Mam o nim dobre zdanie jako przewodniczącym sejmowej komisji rolnictwa - mówi Łyczak. Uwierzył Kowalczykowi Jak informowaliśmy w Interii, Robert Telus należy do rolników, którzy uwierzyli w ubiegłoroczne zapewnienia Henryka Kowalczyka. - Sam nie sprzedałem zboża i czekałem na wiosnę. Myśleliśmy, że wtedy będzie droższe - w ubiegłym tygodniu powiedział nam polityk PiS. Z pewnością ma rolnicze doświadczenie. Robert Telus gospodarzy łącznie na kilkudziesięciu hektarach ekologicznego gospodarstwa rolnego w Opocznie pod Łodzią. Jak podawał "Tygodnik Poradnik Rolniczy", uprawia kukurydzę, pszenicę, żyto i owies. Łącznie na ten cel przeznaczył 18 ha. W rozmowie z gazetą chwalił się, że "skombajnował wszystko w jeden dzień". Jedno jest pewne: niedoszły minister, jako gospodarz, radzi sobie przyzwoicie. Poza zbożem hoduje również konika polskiego. I na pewno nie wychodzi na tym źle. Z jego ostatniego oświadczenia majątkowego wynika, że w 2021 r. zdołał odłożyć na koncie 360 tys. zł. W tym samym roku, dzięki środkom unijnym jego budżet powiększył się o 140 tys. zł. Małżonka polityka, dzięki dzierżawie, zarobiła blisko 95 tys. zł. Z kolei wspólna działalność rolna przyniosła państwu Telusom ok. 25 tys. zł. Jakub Szczepański