Opozycja razem w nadzwyczajnej formule do parlamentu w 2019 roku?
Aleksandra Gieracka
Sekretarz generalny Nowoczesnej Adam Szłapka wyszedł z inicjatywą utworzenia wspólnej listy opozycji na wybory parlamentarne w 2019 roku. "To muszą być wybory, które wybiorą nie Sejm, a konstytuantę" - proponuje. Co na to inne partie opozycyjne?

Podczas wystąpienia na niedzielnej Radzie Krajowej poseł Nowoczesnej przyznał, że opozycja jest dziś "podzielona, mało skuteczna i rozczarowująca dla większości społeczeństwa" w przeciwieństwie do "skonsolidowanego, pewnego siebie środowiska PiS".
Według Szłapki PiS jest dzisiaj "na prostej drodze do zwycięstwa w 2019 r", ale jest sposób na to, żeby opozycja pokrzyżowała szyki partii rządzącej.
Jak to zrobić? Warunkiem jest wspólne pójście do wyborów "wszystkich sił, które chcą Polski demokratycznej, Polski reguł, Polski praworządnej, Polski w Europie".
"To będą wybory historyczne, a nie partyjne, i w taki dokładnie sposób powinniśmy o nich myśleć. Przyjmijmy z góry, że nie zrealizujemy swoich programów (...). To nie będzie czas koalicji dla realizacji programu. (...) To muszą być wybory, które wybiorą nie Sejm, a konstytuantę (...) Mamy stworzyć wspólną listę, tylko po to, aby wygrać wybory, tylko po to, aby wyłonić konstytuantę" - zaproponował Szłapka.
Nadzwyczajna formuła
- To bardzo duży projekt, który wymaga bardzo szerokiego porozumienia. Mamy na to półtora roku, to nie jest aż tak dużo. Żeby to się udało, musimy przygotować umowę społeczną, warunki wspólnej listy - mówi Interii Adam Szłapka.
- Nie jesteśmy w stanie porozumieć się programowo, co do tego nie ma wątpliwości - zaznacza.
Według posła, w takiej sytuacji, wszyscy ci, którzy uważają, że Polska powinna być demokratycznym państwem prawa, powinni zgodzić się na cztery postulaty: przywrócenie demokratycznego państwa prawa, wprowadzenie dodatkowych bezpieczników do konstytucji, trwałe zakorzenienie Polski w Europie oraz otwartość systemu politycznego. Gdy uda się zrealizować założenia, konstytuanta miałaby się rozwiązać.
- Po roku lub po dwóch latach skrócimy kadencję. Ta lista ma być powołana tylko po to, żeby zrealizować kilka punktów i zakończyć swój żywot. I dalej, wszyscy którzy byli na tej liście, normalnie będą ze sobą rywalizować - tłumaczy Adam Szłapka.
Poseł Nowoczesnej zaznacza, że przygotowania do wyborów samorządowych, w których PO i Nowoczesna wystawią wspólne listy do sejmików wojewódzkich, powinny iść swoją drogą, a próby utworzenia wspólnej listy na wybory parlamentarne swoją.

Na wspólnej liście znalazłoby się miejsce dla wszystkich partii opozycyjnych: PO, Nowoczesnej, PSL, SLD, Partii Razem. Jak na inicjatywę reagują potencjalni koalicjanci?
PO: To logiczne działanie
- Mam wrażenie, że realizujemy ten scenariusz. Grzegorz Schetyna już ponad rok temu zaproponował szerokie rozmowy koalicyjne na temat jednej listy. To jest cały czas nasz program i cel, do którego zmierzamy. Cieszę się, że w Nowoczesnej też takie głosy zaczynają się odzywać - komentuje w rozmowie z Interią Jan Grabiec, rzecznik Platformy Obywatelskiej.
- Dla nas jest logiczne, że utworzenie wspólnej listy w wyborach samorządowych jest krokiem do utworzenia wspólnej listy w wyborach do Europarlamentu, a później w wyborach parlamentarnych i wystawienia wspólnego kandydata w wyborach prezydenckich - zaznacza.
Grabiec zgadza się ze Szłapką, że konieczne jest odsunięcie na bok programów poszczególnych partii. - Programy są oczywiście ważne dla członków partii i poszczególnych elektoratów, ale nie da się realizować rozsądnych postulatów bez odsunięcia PiS od władzy - podkreśla Grabiec.
Ludowcy nie wykluczają, Razem zdecydowanie na nie
Z kolei dla ludowców, którzy nie zdecydowali się na wspólny start z PO i Nowoczesną w wyborach samorządowych, na rozmowy o wyborach parlamentarnych jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie.
- W polityce rok to może być cała wieczność. Widzimy, że sytuacja zmienia się bardzo dynamicznie. Proponujemy, żeby na razie skupić się na wyborach samorządowych. Natomiast jeżeli rozmawiamy zerojedynkowo o wyborach w 2019 r. to oczywiście nie wykluczam wspólnego bloku prodemokratycznego, który skupiałby różne środowiska - mówi w rozmowie z Interią Urszula Pasławska, wiceprezes PSL.
Inicjatywę polityka Nowoczesnej odrzuca Partia Razem, która od początku idzie własną drogą. - My jako partia Razem idziemy do wyborów z konkretnym programem. Chcemy skrócenia czasu pracy, chcemy legalizacji aborcji, chcemy żeby państwo budowało mieszkania. Nasi wyborcy nie uwierzą, że są rzeczy, które można zbudować ramię w ramię z panem Schetyną czy panem Petru. To byłoby oszustwo - ucina temat Maciej Konieczny, członek zarządu Partii Razem.
Za wcześnie na rozmowy
Obok partii Szłapka widzi na wspólnej liście też miejsce dla Roberta Biedronia czy Barbary Nowackiej i jej Inicjatywy Polskiej, oraz organizacji takich jak Akcja Demokracja, Ogólnopolski Strajk Kobiet, Obywatele RP, Wolne Sądy czy KOD. Wspólny front mogliby też zasilić samorządowcy i ludzie kultury.
Inicjatywa Polska nie mówi nie. Dariusz Joński, jeden z liderów stowarzyszenia, zaznacza jednak, że to nie czas na takie rozmowy. Teraz należy skupić się na wyborach samorządowych.
- Co będzie po wyborach samorządowych, to jeszcze będzie czas porozmawiać. Nie wykluczam, że w wyborach parlamentarnych będzie szansa na szeroką formułę, ale tu się może jeszcze wiele wydarzyć. Nie chcielibyśmy przewidywać aż tak daleko. To co możemy zrobić, i to proponujemy, to nie atakować się w ramach opozycji - mówi Interii Joński.
Jakie szanse na powstanie wspólnej listy w perspektywie 2019 roku?
- To już jest taki moment, że wszyscy zdają sobie sprawę, że te wybory będą miały duże znaczenie. Wszyscy rozumieją, że musimy się porozumieć - mówi Adam Szłapka.
Według Jana Grabca, niezbędnym krokiem do budowania szerokiej listy jest dogadanie się podmiotów na lewicy oraz zmiana postawy PSL. - Przekonywaliśmy bardzo długo PSL, że warto myśleć o wspólnym bloku, nawet przy różnicach programowych, które są. PSL wybrał na razie inną drogę, ale mam nadzieję, że po doświadczeniach wyborów samorządowych być może będzie skłonne do bliższej współpracy - mówi rzecznik PO.

Ryzykowna inicjatywa
Szansy na powodzenie inicjatywy posła Szłapki nie widzi prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
- Porozumienia zupełnie bezprogramowe, skoncentrowane na krytyce największego ugrupowania w wielu krajach, jeśli przynosiły efekty, to krótkofalowe, a później postępowała erozja - mówi w rozmowie z Interią ekspert.
Zdaniem politologa, skuteczność wspólnej koalicji opozycji byłaby niewielka. - Nie ma tak wyraźnej potrzeby żeby łączyć wszystkich przeciwko komuś. Opozycja w większym stopniu powinna pomyśleć o programie pozytywnym, który mógłby się przebijać do świadomości zbiorowej. Dziwnym kontekstem całej wypowiedzi jest sytuacja, w której Nowoczesna, co było racjonalne z punktu widzenia dążenia do przetrwania słabnącej partii, skręciła w stronę liberalnej ortodoksji w gospodarce i światopoglądzie. Jeśli się skręciło w stronę takiej ortodoksji, a teraz nawołuje się do szerokiej koalicji, to jest to niespójne - uważa prof. Chwedoruk.
Według politologa, nawoływanie do powstania tak szerokiej koalicji jest też ryzykowne z punktu widzenia ewentualnej porażki w wyborach.
- Przegrana oznaczałaby dekonstrukcję wszystkich ugrupowań i kryzys wewnętrzny we wszystkich partiach tworzących taką koalicję - tłumaczy Chweroduk.
Naturalny odruch słabnącej partii
Ekspert jest zdania, że inicjatywa posła Szłapki wynika z obawy Nowoczesnej przed Platformą.
- Zostanie sam na sam Nowoczesnej z PO, oznacza stanięcie naprzeciwko siebie podmiotów o zupełnie innym potencjale - tłumaczy.
Platforma mimo że ma większy bagaż rządzenia i afery za sobą, to wciąż uzyskuje niezły wynik sondażowy, posiada duże zasoby materialne i działaczy w każdym zakątku kraju. Nowoczesna ma problemy finansowe, brak jedności w klubie i niewielkie raczkujące struktury terenowe. - Nadzieją dla Nowoczesnej jest zmiana formuły opozycji tzn. żeby było to luźne porozumienie wielu ugrupowań, gdzie autorytety, osoby niezależne będą decydować, a nie struktury partyjne. W tym momencie Nowoczesna może być jakimś zwornikiem rozgrywającym między PSL a SLD z jednej strony, a PO z drugiej. W naturalny sposób może przyłączyć się do słabszych partii w negocjacjach przeciwko PO, żeby wyrwać od niej więcej. To naturalny odruch słabnącej partii - konkluduje prof. Rafał Chwedoruk.