Burza wokół słów Macierewicza. Polsce zabraknie sojuszników?
"Po Smoleńsku możemy powiedzieć, że byliśmy pierwszą wielką ofiarą terroryzmu we współczesnym konflikcie, jaki się na naszych oczach rozgrywa" - mówił szef MON Antoni Macierewicz w Toruniu. I wywołał burzę. Czy czeka nas dyplomatyczna wojna z Rosją? A może bardziej powinniśmy się obawiać spięcia z UE lub USA, które także nas nie omija? O odpowiedzi na te pytania poprosiliśmy dr hab. prof. Uniwersytetu Szczecińskiego Macieja Drzonka.

Kolejna burza wokół Smoleńska
Dyskusja wokół przyczyn katastrofy smoleńskiej trwa nieprzerwanie od sześciu lat. W tym czasie pojawiło się wiele burzliwie komentowanych wypowiedzi autorstwa Antoniego Macierewicza - ówczesnego posła PiS. Podczas kampanii wyborczej i w pierwszych miesiącach piastowania urzędu ministra obrony narodowej - Antoni Macierewicz złagodził ton. Była to jednak tymczasowa zmiana, ponieważ w sobotę 12 marca, szef MON wywołał kolejną odsłonę dyskusji na temat katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku.
"Warto pamiętać, że to my byliśmy pierwszą ofiarą terroryzmu w latach 30., a po Smoleńsku możemy powiedzieć, że byliśmy też pierwszą wielką ofiarą terroryzmu we współczesnym konflikcie, jaki się na naszych oczach rozgrywa" - mówił Macierewicz podczas Międzynarodowej Konferencji "Współczesna polityka: konflikty zbrojne i terroryzm" w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.
"Ta wypowiedź jest szalenie niebezpieczna. W jeden weekend minister Macierewicz potrafi prawie wypowiedzieć wojnę Rosji. Przypomnę wcześniejsze wypowiedzi pana ministra, który mówił, że pod Smoleńskiem padły pierwsze strzały tej wojny. W ten weekend znowu to powtórzył w trochę innej formie - skomentował słowa szefa MON Marcin Kierwiński z Platformy Obywatelskiej.
- Uważam, że ministrowie powinni brać pod uwagę reperkusje swoich słów. Wypowiedź o akcie terroru zawsze będzie komentowana, potrzeba więc większej dbałości o dyplomację podczas oficjalnych wypowiedzi w miejscach publicznych. Taka dbałość byłaby konieczna w przypadku niektórych ministrów rządu Beaty Szydło - wskazuje dr hab. Maciej Drzonek.
Macierewicz tłumaczy się ze swojej wypowiedzi
Do szeroko komentowanej wypowiedzi odniósł się sam autor słów. W rozmowie z Krzysztofem Skowrońskim na antenie TVP Info, szef MON stwierdził, że konferencja w Toruniu była "rodzajem sesji naukowej, w której przedstawiałem diagnozę dotyczącą źródeł i działania międzynarodowego terroryzmu".
Zdaniem Macierewicza, wiele działań strony rosyjskiej nosiło znamiona działań negatywnych. W tym kontekście, Macierewicz wymienił m.in. fałszowanie diagnoz śmierci niektórych osób, czy niszczenie wraku prezydenckiego samolotu. "Czy tam była bomba?" - dopytywał Skowroński. "Może była, a może w inny sposób doprowadzono do tego, że ten samolot rozpadł się nad ziemią" - odparł Antoni Macierewicz. "Prowadzona wówczas kampania dezinformacyjna była charakterystyczna dla działań terrorystycznych" - dodał.
- Konferencje naukowe mają określone uwarunkowania i można sobie na nich pozwolić na zgłaszanie mniej lub bardziej kontrowersyjnych tez. Jednak, jeżeli pozwala sobie na to osoba publiczna, w tym przypadku minister, to musi swoje słowa zważyć. To jest więc kwestia pewnej rozwagi i uzmysłowienia sobie, że wypowiedzi ministra są postrzegane przez inny pryzmat niż wypowiedzi osoby prywatnej - tłumaczy ekspert.
Ostra reakcja strony rosyjskiej
Kontrowersyjne słowa polskiego ministra odbiły się szerokim echem także w Rosji. Rzecznik Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej uznał, że "w wyścigu o najśmieszniejsze i najgłupsze oświadczenie, nieoczekiwanie pojawił się nowy lider". Wcześniej wiceszefowa komisji obrony Dumy Państwowej stwierdziła, że "nieodpowiedzialne brednie" są, w jej ocenie "psychologicznym terroryzmem". "Dziwne jak minister obrony może chronić bezpieczeństwa obywateli, jeśli sam wypowiada fałszywe oświadczenia, daje sobie prawo rozpętania informacyjnej wojny, która niszczy podstawy zaufania i bezpieczeństwa" - dodała.
Z kolei rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow nazwał wypowiedź Antoniego Macierewicza "gołosłowną i nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością". "Takie stwierdzenia są bezpodstawne i nieobiektywne" - oświadczył Pieskow.
- Minister Antoni Macierewicz jest znany z tego, że jego słowa skupiają na sobie uwagę. W związku z tym, jego wypowiedź nie jest zaskakująca. Zaskakująca jest za to reakcja strony rosyjskiej - mówi nam dr hab. Maciej Drzonek. Zdaniem eksperta, stanowisko rosyjskich polityków jest tym bardziej zaskakujące, że podczas konferencji w Toruniu, Macierewicz nie wskazał bezpośrednio winnych tragedii smoleńskiej.
Czy ostra reakcja Rosji może sugerować, że na linii Rosja-Polska pojawi się kolejny spór dyplomatyczny?
- Sądzę, że Polska jest od dłuższego czasu w nieustannym spięciu z Rosją. To spięcie ma jedynie wyższe albo niższe natężenie. Dopóki sprawa katastrofy smoleńskiej nie zostanie wyjaśniona albo dopóki strona rosyjska nie wykaże się aktem dobrej woli, np. deklaracją oddania wraku, to napięcie będzie nadal funkcjonowało - mówi ekspert z Uniwersytetu Szczecińskiego.
Polsce zabraknie sojuszników?
Nie najlepsze stosunki z Rosją równoważyła zwykle lepsza relacja ze Stanami Zjednoczonymi i czołowymi państwami Unii Europejskiej. Tymczasem, spór wokół Trybunału Konstytucyjnego, przyczynia się do krytycznych ocen o Polsce zarówno ze strony UE jak i USA. Dodatkowym elementem psucia stosunków z USA wykazał się podczas już wspominanej konferencji Antonii Macierewicz. "Ludzie, którzy budowali swoje państwo dopiero w XVIII wieku, będą mówili nam, co to jest demokracja?" - ironizował szef MON, nawiązując do Stanów Zjednoczonych.
- Polska nie ma zbyt wielu sojuszników na świecie. Nasze relacje międzynarodowe w dużej mierze opierają się o powiązania ze Stanami Zjednoczonymi, więc nawet delikatne próby pouczania amerykańskiego partnera, wydają się niepotrzebne - wskazuje dr hab. Maciej Drzonek.
- Polska próbuje zaznaczyć swoją obecność na arenie międzynarodowej poprzez wskazanie, że jest podmiotem polityki i w związku z tym inni powinni się z naszym zdaniem liczyć. To słuszna linia, jednak w dyplomacji podmiotowość można zaznaczyć w bardziej delikatny sposób. Czy to wpłynie na relacje Polska-USA? Nie sądzę, ponieważ to raczej drobny prztyczek niż coś poważnego - dodaje.
TK przyczyną konfliktu na linii UE-Polska
Zapytaliśmy eksperta także o psujące się relacje na linii Polska-UE.
- Służby dyplomatyczne wspierające rząd Szydło w zakulisowych rozmowach, nie wykazały się lub nie miały dużo czasu, by wyjaśnić pewne rzeczy na arenie międzynarodowej. Rząd powinien odbudować relacje ze swoimi partnerami poprzez rozmowy zakulisowe, a nie na forum publicznym. Jestem przekonany, że gdyby rząd Beaty Szydło miał lepsze dojście do opiniotwórczych grup w innych państwach, to negatywne wypowiedzi zagranicznych mediów i polityków, jednak nie pojawiałyby się - mówi prof. Uniwersytetu Szczecińskiego.
Ekspert wskazuje także na ostatnią wypowiedź prezesa Kaczyńskiego, który powiedział, że zostanie powołana komisja, która zwróci się do ekspertów o wydanie opinii - jak możemy rozwiązać konflikt wokół TK. - Wśród tych ekspertów, mają się, zdaniem Kaczyńskiego, znaleźć eksperci międzynarodowi, więc może to sugerować, że PiS będzie intensywniej grał na arenie międzynarodowej - tłumaczy ekspert, upatrując w tym próbę poprawiania relacji na linii UE-Polska.
Wojna polsko-polska
Problemy w relacjach Polski z innymi państwami, to tylko jeden z wielu problemów, z jakimi musimy sobie poradzić. Oprócz skomplikowanych stosunków z Rosją, USA, czy niektórymi państwami UE, Polska mierzy się również ze sporem wewnątrz kraju.
- Wypowiedzi niektórych polityków opozycyjnych lub ekspertów, którzy wspierają opozycję, są nieprzemyślane. Mówienie o tym, że poleje się krew i należy wyprowadzić ludzi na ulice, to igranie z ogniem. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, na co wskazują też pewne czynniki. Po pierwsze, manifestacje KOD-u nie przybierają na sile i uczestnicy manifestacji nie do końca utożsamiają się z głosami polityków, którzy wygłaszają swoje hasła podczas manifestacji. Po drugie, sondaże pokazują, że te manifestacje nie wpływają na zmniejszenie poparcia dla PiS - wskazuje dr hab. Maciej Drzonek.
- W interesie dwóch głównych partii opozycyjnych jest podgrzewanie tego sporu, więc nie możemy być do końca pewni, że z biegiem czasu, te protesty nie przybiorą na sile. Dodatkowo, opozycja obawia się, że skoro PiS ma wysokie poparcie, a za chwilę ludzie poczują, co to znaczy dostać 500 zł ekstra, to poparcie zapewne nie spadnie - zauważa ekspert.